Słyszę dźwięk budzika. Ucisz się!
No dobra już dobra wstaję. Wyłączyłam brzęczące urządzenie i położyłam się z powrotem. Już prawie zasypiałam, kiedy do
pokoju wpadł mój brat. Zaczął skakać po moim łóżku i drzeć się:
- Wstawaj! Wstawaj! Wstawaj! – och… zapomniałam wyłączyć to
brzęczące urządzenie!
- Już! Nie skacz po moim łóżku! – Przemek uspokoił się, a ja
wyszłam z łóżka.
Wywalam
go z pokoju i szukam ubrań. Potem idę do łazienki. Myję się, czeszę, robię
makijaż i ubieram. Schodzę na dół. Brat
już zrobił śniadanie. Naleśniki z nutellą. Dziękuję bratu za to jakże hojne
śniadanie i wybiegam z domu. Ulice i chodniki są przykryte brązową błotnistą
mazią, która zastąpiła biały puch. No tak przecież zima powoli odchodzi. Po
chwili dotarłam do szkoły. Od razu poszłam do swojej szafki, żeby zostawić
trochę książek. Poszłam do tablicy ogłoszeń, żeby zobaczyć, co mam pierwsze. 2c
wychowanie fizyczne. Hura. O, a co to? A to nic ciekawego dziś będzie inspekcja
szafek szkolnych. Hura. Poszłam w stronę szafki. Muszę wyrzucić z niej moje
psychopatyczne rysunki. Obok mnie przeszedł wścieknięty Kastiel i powędrował do
swojej szafki, którą ma koło mojej. Co?! I ja tego nie zauważyłam?! Głupia
Olivia, głupia! Podeszłam do czerwonowłosego.
- Humorek nie dopisuje? – podenerwować go można nie? Zaczął
coś mamrotać pod nosem.
- A nie widać?! – warknął.
- A co tam robisz? – spytałam.
- Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz – znów coś
mruczy. Już chciałam odejść – Twój książę z bajki obiecał mi pomóc sprzątać w
szafce, bo jest ta inspekcja – wyżalił się – I jakoś go tu jeszcze nie widzę –
uderzył pięścią w szafkę obok. Kurde to moja. Jakaś dziewczyna poparzyła się na
niego z przerażeniem – Wypad gówniaro, bo zaraz ciebie tak uderzę! – dziewczyna
ucieka.
- Pewnie zapomniał… Pomogę ci, jeśli chcesz – oświadczam.
- Heh… spoko – zrobił mi miejsce, a ja spojrzałam w głąb
szafki. Wnętrze wyglądało…potwornie! Wszędzie poprzyklejane gumy do żucia,
rozlany biały klej, kilka paczek jajek, musztarda, ketchup, porozsypywane
kredki i mnóstwo rysunków.
- O kurde… - szepnęłam załamana. Najpierw wyciągnęłam jajka,
musztardę, ketchup i kazałam je wyrzucić Kastielowi. Wszystkie rysunki złożyłam
na jedną kupkę. Pozbierałam kredki. W tym samym czasie kazałam czerwonowłosemu
pójść po mokrą ściereczkę do woźnej. Wytarłam klej i szafka błyszczała czystością.
- Co się mówi? – spytałam.
- Dziękuję, mała – odpowiedział i uśmiechną się. Nie
cynicznie, ale tak szczerze.
- To, że masz 18 centymetrów więcej nie upoważnia cię do
tego, żeby mówić na mnie mała – oburzyłam się. Zaśmiał się, a ja odeszłam kierując się do
sali gimnastycznej. Zadzwonił dzwonek i
mogłyśmy wejść do szatni, żeby się przebrać. Gdy byłyśmy w odpowiednim stroju powędrowałyśmy
w stronę sali. Stanęłyśmy na zbiórce.
- Dziś gramy w siatkówkę z chłopakami – oznajmił trener –
Dajcie im popalić!
Wybraliśmy
składy. Potem przyszli chłopcy. Przyglądałam się im z uwagą. Zobaczyłam
Lysandra. Ubrany był w białą bokserkę, w której jego mięśnie wyglądały cudownie
i szare dresy. Od samego patrzenia na niego rozpływam się. Najchętniej
rzuciłabym się na niego i zaczęła całować i ściskać z całej siły. Ja tu
gadu-gadu, a jakieś cztery wywłoki się na niego lampią. Moje panie on jest
zajęty. Pomachałam do białowłosego, a on mi odmachał. Wtedy wzrok szmatek
powędrował na mnie. Uśmiechnęłam się do nich niewinnie. Lys zaczął iść w moim
kierunku, a te chciały zabić mnie wzrokiem. Siedziałam na trybunach, więc
różnooki przysiadł się do mnie powitałam go pocałunkiem w policzek. On
delikatnie mnie objął. Gadaliśmy na różne tematy, bo trenerzy jak zwykle nie mogli
się ogarnąć. Kilka dziewczyn odbijało piłkę do siatkówki. Jacyś chłopaki
flirtowali z dziewczynami, a jeszcze inni po prostu rozmawiali. Trenerzy
zakładali siatkę. Wszystko wyglądało super, fajnie gdyby nie fakt, że lonfry
chciały mnie zabić wzrokiem. W końcu zaczęliśmy grę. Na moje nieszczęście byłam
w drużynie razem z tymi dziwkami. Ktoś zaserwował. Piłka leciała w moją stronę.
Prawie odbiłam, ale jedna ze ścier mnie popchnęła. Od razu podbiegł do mnie
Lysander.
- Nic ci nie jest? – martwił się.
- Nie – warknęłam. Pomógł mi wstać, a trener posadził tą
sukę na ławkę.
Wróciliśmy
do gry. Teraz serwowałam ja. Wybiłam piłkę i zdobyłam punkt dla nas. A potem
drugi i trzeci. Niestety za czwartym razem udało im się odbić piłkę na naszą
stronę. Ale i tak prowadziłyśmy! W ostateczności wygrali chłopaki, bo są
wytrzymalsi od dziewczyn. Gdyby nie to dawno wcieraliby dechy twarzą kłaniając
się przed nami. Ale nie ma tego złego, co, by na dobre nie wyszło. Lysnder
obiecał zabrać mnie do kawiarni po szkole. Poszłam do szatni, żeby się
przebrać, ale nigdzie nie mogłam znaleźć moich ubrań. Jak torpeda wpadam do pokoju gospodarczego.
Na szczęście Nataniel tam jest. Oczywiście na jego szczęście, bo gdyby go tam
nie było to nie chcę mówić, co bym z nim zrobiła.
- Olivia?! – zdziwił się – Co ty tu robisz?
- Ktoś ukradł mi ubrania! – krzyknęłam.
- Jesteś pewna? – niedowierzał.
- Tak jestem pewna! – czy on bierze mnie za idiotkę?! – A z
resztą dzięki za pomoc wielki przywódco watahy – i tyle mnie widział. Nie to,
że go nie lubię czy coś, bo jest wręcz przeciwnie. Jest fajnym kolegą i lubię z
nim rozmawiać, ale czasem zachowuje się jakby wszyscy poza nim byli dziećmi. Poszłam do szatni i ubrałam się w kurtkę i
buty. Mam zamiar iść do domu, bo nie mam ochoty siedzieć w krótkich spodenkach
i przepoconej bluzce na lekcjach. Na szczęście mam kurtkę, która sięga połowy
ud i kozaki do kolan. Nie zmarznę dużo. Przynajmniej mam taką nadzieję. Wyszłam
ze szkoły. Fajnie pada śnieg. Zima jeszcze nie odeszła na dobre. Jak będę chora to pozwę Nataniela i tego kogoś,
kto ukradł mi ubrania. Po półgodziny byłam w domu. Cała trzęsłam się z zimna.
Przemka nie było. Kurde! Czyli muszę sama sobie zrobić kakałko. Poszłam się
przebrać. Włożyłam ocieplane dżinsy, puchate skarpetki i jakąś bluzę. Zeszłam
na dół i zrobiłam sobie napój bogów. Po chwili siedziałam pod kocem na sofie
oglądając trudne sprawy. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziło
mnie pukanie do drzwi. Szybko wstałam, czego pożałowałam, bo zakręciło mi się w
głowie i z powrotem opadłam na sofę. Ogarnęłam karuzelę w mojej głowie i tym
razem wolniej wstałam i otworzyłam drzwi.
- Dlaczego nie było cię na lekcjach – spytał oburzony
Lysander. Martwi się o moją edukację. Słodko.
- Wejdź – powiedziałam ochrypniętym głosem – Wyszłam ze
szkoły, bo ktoś zabrał mi ubrania z szatni.
- Nie mów, że szłaś do domu w krótkich spodenkach – załamał
ręce.
- Tak właśnie było, a teraz chyba jestem chora – wyjaśniłam.
- I nie wyglądasz najlepiej… - dzięki! Kobiety lubią słyszeć
takie rzeczy! Chyba zobaczył oburzenie malujące się na mojej twarzy, bo po
chwili dodał – Ale dla mnie i tak jesteś piękna – tak lepiej. Przyłożył rękę do
mojego czoła – Masz gorączkę – powiedział – Gdzie jest twój brat?
- W pracy – odparłam. Spojrzałam na telefon, żeby zobaczyć, która
godzina. O dostałam sms’a! o Boże. Ale się cieszę! Ja na serio mam gorączkę…
Przeczytałam sms’a. Co? Babcia jest w szpitalu, a Przemek do niej pojechał? Na
serio? I kto mi teraz zrobi kakałko? Przemek wracaj! – Znaczy w innym mieście…
- Zostać z tobą? – spytał. Hmmm… tak… czy może nie…? Co ja się zastanawiam?!
Głupia…
- Jeżeli chcesz…
- W takim razie idź do łóżka, a ja pójdę do apteki –
oznajmił.
- Po co? – a po co się chodzi do apteki? Po lekarstwa
idiotko! Po lekarstwa!
- Kupię coś na gorączkę.
- A kupisz mi żelki i czekoladę? – debil czy tam debilka!
Dlaczego miałby ci kupować słodycze?! Nie wystarczy ci, że wyłoży kasę na leki?!
- Kupię – uśmiechną się i pogłaskał mnie po policzku. Grzecznie
powędrowałam do łóżka. Przebrałam się w piżamę i wskoczyłam pod kołderkę.
Dopiero teraz poczułam, że moje policzki żarzą się ogniem. W sumie to było mi zimno, ale płonęłam żywym
ogniem. Poleżałam chwilę patrząc się w sufit, gdy nagle zachciało mi się pić.
Zeszłam na dół i nalałam soku do szklanki. Usiadłam przy stole. Do domu wszedł
Lysander. Trzymał dwie torby i plecak. Szykujemy się na apokalipsę czy co?
- Co to? - spytałam, gdy wszedł do kuchni.
- W tej torbie – pokzał tą większą, czarną – są słodycze –
uuuu, tak dużo ich kupiłeś?! Aaaaa kocham cię i to nawet nie wiesz jak bardzo!
– A w tej – pokazał na mniejszą biało-czerwoną – są lekarstwa, a w plecaku mam
kilka ubrań na zmianę.
- Aha – powiedziałam siorbiąc sok.
- Czemu nie jesteś w łóżku? – spytał ostro.
- No, bo pić mi się chciało – wyjaśniłam. Różnooki podszedł
do mnie. Podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię – Ej! – krzyknęłam na
tyle głośno ile dawało mi bolące gardło. Ten nie wzruszywszy się moimi
protestami niósł mnie dalej. Zaniósł mnie do mojego pokoju. Delikatnie położył
na łóżku i szczelnie obtulił kołdrą. Wyszedł z pokoju bez słowa. Wrócił po
chwili z tabletką i ciepłą herbatą w ręce. Połknęłam ją i popiłam napojem.
- Kupiłeś żelki? – spytałam z nadzieją w głosie.
- Tak, zaraz ci przyniosę – i znów znikną za drzwiami.
Wrócił, a w rękach trzymał ogromną paczkę żelek. Pewnie oczy mi się zaświeciły
na ich widok, bo białowłosy uśmiechną się i mi je dał. Szybko otworzyłam paczkę
i zaczęła je jeść. Lysander położył się obok mnie.
- Chcesz jednego? – ale tylko jednego, bo więcej ci nie dam!
- Nie, dzięki – uśmiechnął się. Zrobiłam naburmuszoną minę i
zjadłam kolejnego żelusia. O nie! Zjesz go, jeśli tego chcesz czy nie!
Uśmiechnęłam się złowrogo i wepchnęłam kolorowego misia do ust różnookiego –
Dzięki.
- Ja wiedziałam, że go zjesz! – zrobiłam minę zwycięzcy. Zabrał
mi jednego misia i wepchał mi do ust. To oznacza, że wywołałeś wojnę. Teraz ja
wsadziłam mu żelka do buzi. Potem on mi i tak na zmianę. Zabawa się skończyła,
kiedy uderzyłam głową o stolik nocny, a poza tym żelki się skończyły.
Rozmasowałam miejsce na głowie, które mnie bolało i wtuliłam się w Lysa.
Zasnęłam.
Obudziłam
się. Poczułam, że białowłosego nie ma obok mnie. Hej, gdzie jesteś?! Kici, kici
kotku! Ja mam chyba wysoką gorączkę… Zeszłam na dół. Był tam.
- Wstałaś już? – pyta.
- Tak. Która godzina? – odpowiadam.
- 9 rano – co? Wczoraj zasnęłam o 17. Długo spałam oj
długo.
- A co robisz?! – dziś jest dzień zadawania głupich pytań?
Przecież widzę, że robi coś do jedzenia.
- Śniadanie – odparł.
- Jakie?!
- Kanapki z nutellą. Mogą być? – mniam! Ty się jeszcze mnie
pytasz?!
- Tak. A co teraz robisz? – chłopak westchnął.
- Dalej robię kanapki – odpowiada spokojnie.
- A mogę jedną?
- Zaraz ci dam.
- A mogę teraz a nie zaraz?
- Proszę – podał mi
jedną pyszną kanapkę. Szybko ją zjadłam.
- A teraz, co robisz?
- A ty nie powinnaś być w łóżku?! – najwidoczniej się
zdenerwował.
- Tak… - odpowiadam parząc na moje stopy. Spojrzałam na różnookiego. Jego spojrzenie
mówiło „do łóżka marsz, albo wpierdol”. Westchnęłam. Ze smutną miną poszłam do
salonu. Włączyłam telewizor. O, ukryta prawda! Patrzyłam się beznamiętnie na
pudło. W sumie to nie pudło, bo telewizor jest plazmowy… Lysander przyniósł
kanapki i sok pomarańczowy. Zaczęliśmy jeść w ciszy.
- Lyander? – spytałam.
- Hmmm…? – mrukną patrząc na telewizor.
- A kochasz mnie? -
wypaliłam. Przecież to jasne, że mnie kocha. Ale może jednak nie? Złapał mnie
za brodę i zmusił mnie do patrzenia w jego oczy.
- Zawsze cię kochałem, kocham i będę kochać – pocałował
mnie. Oparłam głowę o jego ramię.
- Lysander? – znów spytałam.
- Tak?
- Gdzie jest pilot? – zaczęłam się rozglądać dookoła.
- Nie wiem – przyznał. Dotknął mojego czoła - Może lepiej idź do
łóżka? - bez słowa udałam się do mojego
pokoju. Nagle poczułam się strasznie zmęczona, więc zasnęłam.
Co to?
Fu. Korniszon? Gdzieś ty był cały dzień?! Pogłaskałam pieska. Zaszczekał
radośnie. Do pomieszczenia wpadł Lys.
- Ty bestio… - zwrócił się do psa. Był lekko zdyszany.
- Gdzie byłeś? – spytałam.
- Wyszedłem na dwór i pies uciekł. Goniłem go przez trzy
ulice, ale on gdzieś pobiegł. Postanowiłem wrócić do domu. Patrzę, a on siedzi
pod drzwiami – zaczęłam się śmiać, a pies radośnie skoczył na Lysa. Zaburczało
mi w brzuchu – Idziemy zrobić obiad? – pyta, gdy ściągną z siebie psa.
- Tak! Jestem głodna! – przyznaję. Zeszliśmy na dół.
- Spaghetti? –
zaproponował.
- Spaghetti! – uśmiechnęłam się. Ja robiłam kluski, a
różnooki sos. Gdy danie było gotowe poszliśmy je zjeść do salonu. Włączyłam
telewizor. Właśnie leciały pingwiny z madgaskaru. Kocham króla Juliana! Spojrzałam
na białowłosego. Był upaprany w sosie. Nos, policzek, podbródek i nawet koszula
były ufajdane.
- Ubrudziłeś się – powiedziałam tłumiąc śmiech.
- Gdzie? – zdziwił się.
- Wszędzie – wzięłam jedną chusteczkę, która leżała na stole
– Wytrzeć? – pokiwał twierdząco głową.
Gdy wytarłam mu twarz pocałował mnie w nos.
- Miałaś sos na nosie – oznajmił.
***
Była
godzina 18:00. Leżałam sobie na kanapie oglądając odlotowe agentki. Heh
przypomniały mi się czasy gimnazjum, kiedy oglądałam tą bajkę z Alexem. Hmmm…
ciekawe gdzie jest Lys? Poszłam w stronę kuchni. Jest mój Lysander. Rozmawia przez telefon.
- Nie mogę… Kastiel zrozum, że nie mogę… Olivia jest chora
nie zostawię jej samej… Mam gdzieś jakiś koncert… - poczułam się strasznie.
Przeze mnie Lys nie będzie mógł wystąpić. Zrobiło mi się smutno - ale masz problemy odwołaj nasz występ… -
spojrzał w moją stronę – Nie mogę rozmawiać – rozłączył się – Słyszałaś
wszystko? – pokiwałam twierdząco głową – Nie ładnie tak podsłuchiwać – zbliżył
się do mnie. Przytulił mnie.
- Idź na ten występ – powiedziałam. Popatrzył na mnie jak na
wariatkę.
- Nigdzie nie idę… - oświadczył.
- Ale… - przerwał mi.
- Nie ma żadnego, ale.
- A jak pójdę z tobą? – zaproponowałam.
- Przecież jesteś chora – gdyby wzrok mógł zabijać to bym
leżała martwa…
- Ale czuję się lepiej – uwolniłam się z jego uścisku. Ten
patrzył się na mnie jak na idiotkę. Czyli trzeba zastosować szantaż – Jeżeli
nie pójdziemy na ten występ czy koncert to się do ciebie nigdy nie odezwę –
westchnął – I zaczynam od teraz.
- Olivia – nie odezwałam się – No, ale powiedz coś – milczę
dalej – Kurde – poddajesz się? - No dobra. Zadzwonię do Kastiela, a ty idź się
ubierz – no tak byłam w piżamie. Wiedziałam, że go przekonam. Pobiegłam na górę
i ubrałam się w jakieś czarne rurki i białą bluzę ze skrzydłami anioła z tyłu.
Szybo uczesałam włosy i zrobiłam makijaż. Zbiegłam spadając ze schodów i po
chwili stałam obok białowłosego.
- Co to był za huk? – spytał zdziwiony.
- Spadłam ze schodów – powiedziałam. Popatrzył się na mnie z
przerażeniem – Nic mi nie jest. rano, gdy jestem zaspana prawie zawsze z nich
spadam.
- Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?
- Sama się o to pytam. Jedziemy? – zaczęłam się
niecierpliwić. Poszliśmy ubrać kurtki i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do
samochodu Lysa i pojechaliśmy. Jechaliśmy jakieś półgodziny. Gdy byliśmy na
miejscu ukazał mi się mały budynek o nazwie „Hades”. I co to ma być? W takim
małym budynku nie pomieszczą się ludzie. weszliśmy do środka i ukazały mi się
schody prowadzące na dół. Zeszliśmy na dół i zobaczyłam ogromne pomieszczenie
gdzie bawili się ludzie. Był tu bar, Dj, skórzane kanapy, wielki podświetlany
parkiet i scena gdzie stały instrumenty. Lysander zaprowadził mnie za scenę.
Kazał siąść mi na krześle i nie ruszać się stąd. No jasne, że cię posłucham.
Gdy tylko odszedł do reszty zespołu wstałam i poszłam do baru. Obmacałam się po
kieszonkach i dumnie wyjęłam pięćdziesięcio złotowy banknot. Skąd on się tam
znalazł? Mniejsza z tym. Zamówiłam kolorowego drinka. Upiłam łyk. Był słodki.
- Hej – odezwał się barman.
- Cześć – czy my się znamy? Wyglądał na miłego. Zaraz, zaraz
ja go znam – Kentin?
- Nie poznałaś mnie? – spytał z wyrzutem.
- Szczerze? Nie – zaśmiał się.
- Co tu robisz?
- Przyszłam z Lysandrem. Wiesz jest występ jego zespołu – na
twarzy brązowowłosego malowało się zdziwienie – Lysander to mój chłopak.
- Aaaa trzeba tak było od razu. Który to?
- Białe włosy, dwukolorowe oczy – które są cudowne dodałam w
myślach.
- Wiem, który… - powiedział pod nosem. W tym momencie na
scenę weszli chłopcy. Kastiel złapał za swoją gitarę, Alex zasiadł za perkusją,
Armin wziął bas, a Lysander staną przed mikrofonem. Rozbrzmiały pierwsze
dźwięki piosenki Ho-Hey zespołu The
Lumineers. Zdziwiłam się, bo Lys mówił, że pisze własne piosenki i na dodatek
rokowe, a ten kawałek nie był taki.
(Ho!)I've
been trying to do it right
(Hey!) I've been living a lonely life
(Ho!) I've been sleeping here instead
(Hey!)I've been sleeping in my bed,
(Ho!) sleeping in my bed (Hey!)
(Ho!)
(Hey!) I've been living a lonely life
(Ho!) I've been sleeping here instead
(Hey!)I've been sleeping in my bed,
(Ho!) sleeping in my bed (Hey!)
(Ho!)
Lysander
zaczął śpiewać. Reszta zespołu krzyczała ho i hej. Nie powiem nawet całkiem
nieźle im szło.
(Ho!) So show me family
(Hey!) All the blood that I would bleed
(Ho!) I don't know where I belong
(Hey!) I don't know where I went wrong
(Ho!) But I can write a song (Hey!)
I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
I belong with you, you belong with me
You're my sweet
(Hey!) All the blood that I would bleed
(Ho!) I don't know where I belong
(Hey!) I don't know where I went wrong
(Ho!) But I can write a song (Hey!)
I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
I belong with you, you belong with me
You're my sweet
(hey!)
(ho!)
(hey!)
(ho!)
(hey!)
Kocham
słuchać głosu Lysa. Nieważne, jaką piosenkę śpiewa. On sprawia, że każda jest
magiczna.
(ho!) I don't think you're right for him
(hey!) Think of what it might have been if we
(ho!) Took the bus to Chinatown
(hey!) I'd be standin on Canal
(ho!) And Bowery
(ho!) And she'd be standin next to me(hey!)
I belong
with you, you belong with me
You're my sweetheart
I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
You're my sweetheart
I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
Echhh… rozpływam się.
Gdyby nie ten zimny drink to ktoś musiał by mnie ścierać z podłogi. Śpiewaj
dalej, śpiewaj. Rozejrzałam się po tłumie. Widać, że nie tylko mi się podoba.
The love we need it now
Let's hope for the some
Cause oh, we're bleedin now
Let's hope for the some
Cause oh, we're bleedin now
Lysander spojrzał w moją stronę.
O nie zauważył mnie! Zmarszczył brwi i chciał mnie zabić wzrokiem. Ja tylko
niewinnie się uśmiechnęłam i pomachałam mu.
I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
I belong with you, you belong with me
You're my sweet
(Hey!)
(Ho!)
(Hey)
I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
I belong with you, you belong with me
You're my sweet
(Hey!)
(Ho!)
(Hey)
Już
koniec?! Nie, ja chcę jeszcze! Reszta zespołu też się spisała. Kastiel wymiata
na gitarze, Armin świetnie gra na basie, Alex też nieźle gra na perkusji. Lysander
coś tam jeszcze mówił, ale ja postanowiłam porozmawiać z Kentinem.
- Pracujesz tu? – spytałam. Przecież to oczywiste debilko…
- Taaa, trzeba sobie dorabiać – odparł.
- Fajnie tu ma… - niedane mi było dokończyć.
- Powiedziałem ci żebyś nie ruszała się zza sceny –
powiedział Lys lodowatym tonem, od którego miałam dreszcze.
- Ja… - znów mi przerwał.
- Chodź – pociągnął mnie za rękę.
- Cześć Kentin! – krzyknęłam do zielonookiego. Lys posłał mi
jeszcze lodowate spojrzenie. Zaprowadził mnie za scenę. Znów! Kazał siąść na
krześle. Nie zrobiłam tego. Westchnął.
- Kto to był? – spytał i tym samym zaczął przesłuchanie.
- Kentin.
- Skąd go znasz? - kolejne pytanie.
- To ten, na którego wpadłam na ulicy i z którym poszłam do
kawiarni na ciastko – miałam nadzieję, że przestanie mi zadawać pytania.
- Po co tam poszłaś? – nadzieja matką głupich…
- Żeby uprawiać z nim dziki seks w miejscu publicznym–
odpowiedziałam sarkastycznie. Nic nie odpowiedział. Przez jakiś czas…
- To nie jest temat do żartów! Ja się o ciebie martwię, a
ty… - przerwałam mu jego krzyki.
- Nie musisz się o mnie martwić! – krzyknęłam. Czy to
oznacza, że się kłócimy?
- Ty nawet nie wiesz jacy ludzie się tu kręcą!
- I nie chcę wiedzieć! –chciałam odejść, ale złapał mnie za nadgarstek.
- Gdzie idziesz? – zapytał tym razem spokojnie.
- Gówno cię to powinno obchodzić! – krzyknęłam. Usłyszałam
śmiech. Spojrzałam w stronę, z której dobiegał. Kastiel… Lysander trzymał mój
nadgarstek tak mocno, że aż mnie zabolał – Puść mnie! – nie zrobił tego, o co
go prosiłam, a jeszcze bardziej zacisnął uścisk. Łzy zakręciły mi się w oczach
– To boli… - wyszeptałam. No puść, bo zaraz się popłacze. Nie zrobił tego, a co
ja gram twardą?! Pozwoliłam łzom płynąć po moich policzkach. Lysander wyglądał
jakby wyrwał się z jakiegoś transu.
- Boże Olivia przepraszam… - puścił mój nadgarstek i mnie
przytulił – Przepraszam, przepraszam, przepraszam – wyszeptał głaskając mnie po
włosach i placach. Wyszarpałam się z jego uścisku, wytarłam łzy, które już
przestały płynąć i poszłam w stronę baru. Czułam jeszcze na sobie wzrok
białowłosego. Usiadłam na wysokim krześle czy może stołku.
- O wróciłaś – zauważył Kentin.
- Noooo tak – uśmiechnęłam się gorzko.
- Płakałaś? – spytał – Co ci zrobił ten dupek? – przeskoczył
przez bar i mnie przytulił.
- Nic mi nie zrobił…
- Ychm, bo ci wierzę – powiedział sarkastycznie – Mam nasłać
na niego ochronę? – zaśmiałam się.
- Nie, nie trzeba – no i jak nie lubić chłopaka?
- Barman! – krzyknął jakiś facet. Brązowowłosy wrócił na swoje
miejsce. Zrobił drinka tamtemu panu. Potem zaczął robić drugiego i postawił go
przede mną.
- Na koszt firmy – uśmiechnął się.
- Dzięki jesteś kochany – uśmiechnęłam się do niego jak
najpiękniej umiałam. Zdałam sobie sprawę jak bardzo chciało mi się pić. Wypiłam
na raz połowę napoju. Kentin zaśmiał się.
- Chyba chciało ci się pić.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – spojrzał na mój nadgarstek. Sama
skierowałam na niego wzrok i obaczyłam tam siniaka. Głupi Lysander…
- Mogę go zabić? – zapytał nawet nie pytając, co mi się
stało.
- Nie – jęknęłam – On tego nie chciał – chłopak westchną.
- Pamiętaj jak masz jakiś problem to walisz z tym do wujka
Kentina – puścił mi oczko.
- Pamiętam! – krzyknęłam i zeszłam z wysokiego krzesła.
- Olivia – usłyszałam
łagodny szept Lysa. Kiedy nie zareagowałam przybliżył się do mnie i delikatnie
objął mnie od tyłu. Oparł głowę o moje
ramie i po chwili potarł policzkiem mój policzek. Widziałam żądze mordu w
oczach zielonookiego – Nie gniewaj się na mnie – poprosił imitując głos
dziecka. Mimowolnie na me usta wkradł się uśmiech.
- Masz szczęście, że nie umiem być na ciebie długo zła –
mruknęłam odwracając się do niego przodem.
Jasnowłosy wyszczerzył zęby i
wciąż mnie obejmując podniósł lekko i okręcił.
- Puść mnie wariacie! – zapiszczałam.
Chłopak postawił mnie na ziemię, jednak dalej nie zabrał rąk. Zamiast tego poczułam jak opiera się o moją głowę.
- Puść mnie wariacie! – zapiszczałam.
Chłopak postawił mnie na ziemię, jednak dalej nie zabrał rąk. Zamiast tego poczułam jak opiera się o moją głowę.
- Jedziemy do domu? – spytał nadal mnie obejmując.
- Tak – odparłam – Cześć Kentin – pożegnałam się.
Mówię teraz, że nie wiem kiedy będzie next. Najprawdopodobniej w
niedzielę. Sorki, że tyle musicie czekać na następny rozdział. A i taka
zagadka:
Kto ukradł ubrania Olivii?
Ten kto zgadnie dostanie żelki haribo XD
Cudowny rozdział :D
OdpowiedzUsuńPierwsza uwaga:
Nie piszemy s powrotem tylko z powrotem :)
Lysek taki czuły :3 Tylko trochę się na niego wkurwiłam za tego siniaka &#
Podejrzewam, że to te dziewczyny wlampione w Dera xD
dziękuję za wytknięcie błędu zapamiętam na przyszłość ;3
Usuńnapisałam tak bo Word mi tak doradził
w następnym rozdziale dowiesz się kto ukradł ubrania XD
Ukradła dziwka Amber? :O Jeśli tak, to dawaj hariboooo :)
OdpowiedzUsuńA rozdział cudeńkowy! Byłam tylko trochę zła na Lysia, ale kiedy ją przeprosił było ok. Chodź ja nawet lubię jak pary się kłócą, bo przepraszanie chłopaka za wszystko zawsze jest najlepsze. Ale pan Lyśko i tak przesadził. A takie gówno, zwane Kentin ( żart xD ), robić awanturę?
Jeszcze raz powtarzam, że ROZDZIAŁ CUDEŃKOWY! I czekam na next
P.S.Kiedy dasz to zdjęcie?
Usuńniedługo XD
UsuńNiedługo, czyli kiedy xD
Usuńw najbliższym czasie
UsuńA możesz dokładniej?
Usuń~Marcelaa Liv~
Ejejej, no właśnie. Chyba ten Twój telefon już naprawili, nie? Więc dawaj te foty xD
Usuń1. czekam na zdjątko
OdpowiedzUsuń2. czekam na nexta
3. ubrania ukradł jakiś nieznajomy, dake lub kentin. tak mi sie wydaje
Cudny rozdziallllllllllllllll
Sorry, że dopiero teraz piszę komenta, ale nie miałam wcześniej czasu.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Jak czytałam o zachowaniu Lysia w stosunku do Olivii, to miałam ochotę go zabić.
Kurde, ja też myślę, że to te laski wpatrzone w Lysia ukradły ubranis, ale Andrea już tak odppwiedziała... Szkoda...
Kiedy czytałam o zawartości szafki Kasa... Nie ma to jak trzymanie jajek i musztardy w szkolnej szafce xD
Dopiero w niedzielę? Jak ja mam wytrzymać tyle czasu? :`(
Ubrania ukradła !!! Nina ... < Amber nie , bo ta dziwka nie lata za Lysem >
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział tylko tera Lysio ma konkurencje :P
OdpowiedzUsuń26 years old Database Administrator III Briney Ducarne, hailing from Erin enjoys watching movies like Chapayev and Playing musical instruments. Took a trip to Su Nuraxi di Barumini and drives a Legacy. dlaczego nie zobaczyc tutaj
OdpowiedzUsuń