poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 14 - Złodzieje

                Słyszę dźwięk budzika. Ucisz się! No dobra już dobra wstaję. Wyłączyłam brzęczące urządzenie i położyłam się z powrotem.  Już prawie zasypiałam, kiedy do pokoju wpadł mój brat. Zaczął skakać po moim łóżku i drzeć się:
- Wstawaj! Wstawaj! Wstawaj! – och… zapomniałam wyłączyć to brzęczące urządzenie!
- Już! Nie skacz po moim łóżku! – Przemek uspokoił się, a ja wyszłam z łóżka.
                Wywalam go z pokoju i szukam ubrań. Potem idę do łazienki. Myję się, czeszę, robię makijaż i ubieram. Schodzę na dół.  Brat już zrobił śniadanie. Naleśniki z nutellą. Dziękuję bratu za to jakże hojne śniadanie i wybiegam z domu. Ulice i chodniki są przykryte brązową błotnistą mazią, która zastąpiła biały puch. No tak przecież zima powoli odchodzi. Po chwili dotarłam do szkoły. Od razu poszłam do swojej szafki, żeby zostawić trochę książek. Poszłam do tablicy ogłoszeń, żeby zobaczyć, co mam pierwsze. 2c wychowanie fizyczne. Hura. O, a co to? A to nic ciekawego dziś będzie inspekcja szafek szkolnych. Hura. Poszłam w stronę szafki. Muszę wyrzucić z niej moje psychopatyczne rysunki. Obok mnie przeszedł wścieknięty Kastiel i powędrował do swojej szafki, którą ma koło mojej. Co?! I ja tego nie zauważyłam?! Głupia Olivia, głupia! Podeszłam do czerwonowłosego.
- Humorek nie dopisuje? – podenerwować go można nie? Zaczął coś mamrotać pod nosem.
- A nie widać?! – warknął.
- A co tam robisz? – spytałam.
- Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz – znów coś mruczy. Już chciałam odejść – Twój książę z bajki obiecał mi pomóc sprzątać w szafce, bo jest ta inspekcja – wyżalił się – I jakoś go tu jeszcze nie widzę – uderzył pięścią w szafkę obok. Kurde to moja. Jakaś dziewczyna poparzyła się na niego z przerażeniem – Wypad gówniaro, bo zaraz ciebie tak uderzę! – dziewczyna ucieka.
- Pewnie zapomniał… Pomogę ci, jeśli chcesz – oświadczam.
- Heh… spoko – zrobił mi miejsce, a ja spojrzałam w głąb szafki. Wnętrze wyglądało…potwornie! Wszędzie poprzyklejane gumy do żucia, rozlany biały klej, kilka paczek jajek, musztarda, ketchup, porozsypywane kredki i mnóstwo rysunków.
- O kurde… - szepnęłam załamana. Najpierw wyciągnęłam jajka, musztardę, ketchup i kazałam je wyrzucić Kastielowi. Wszystkie rysunki złożyłam na jedną kupkę. Pozbierałam kredki. W tym samym czasie kazałam czerwonowłosemu pójść po mokrą ściereczkę do woźnej. Wytarłam klej i szafka błyszczała czystością.
- Co się mówi? – spytałam.
- Dziękuję, mała – odpowiedział i uśmiechną się. Nie cynicznie, ale tak szczerze.
- To, że masz 18 centymetrów więcej nie upoważnia cię do tego, żeby mówić na mnie mała – oburzyłam się.  Zaśmiał się, a ja odeszłam kierując się do sali gimnastycznej.  Zadzwonił dzwonek i mogłyśmy wejść do szatni, żeby się przebrać. Gdy byłyśmy w odpowiednim stroju powędrowałyśmy w stronę sali. Stanęłyśmy na zbiórce.
- Dziś gramy w siatkówkę z chłopakami – oznajmił trener – Dajcie im popalić!
                Wybraliśmy składy. Potem przyszli chłopcy. Przyglądałam się im z uwagą. Zobaczyłam Lysandra. Ubrany był w białą bokserkę, w której jego mięśnie wyglądały cudownie i szare dresy. Od samego patrzenia na niego rozpływam się. Najchętniej rzuciłabym się na niego i zaczęła całować i ściskać z całej siły. Ja tu gadu-gadu, a jakieś cztery wywłoki się na niego lampią. Moje panie on jest zajęty. Pomachałam do białowłosego, a on mi odmachał. Wtedy wzrok szmatek powędrował na mnie. Uśmiechnęłam się do nich niewinnie. Lys zaczął iść w moim kierunku, a te chciały zabić mnie wzrokiem. Siedziałam na trybunach, więc różnooki przysiadł się do mnie powitałam go pocałunkiem w policzek. On delikatnie mnie objął. Gadaliśmy na różne tematy, bo trenerzy jak zwykle nie mogli się ogarnąć. Kilka dziewczyn odbijało piłkę do siatkówki. Jacyś chłopaki flirtowali z dziewczynami, a jeszcze inni po prostu rozmawiali. Trenerzy zakładali siatkę. Wszystko wyglądało super, fajnie gdyby nie fakt, że lonfry chciały mnie zabić wzrokiem. W końcu zaczęliśmy grę. Na moje nieszczęście byłam w drużynie razem z tymi dziwkami. Ktoś zaserwował. Piłka leciała w moją stronę. Prawie odbiłam, ale jedna ze ścier mnie popchnęła. Od razu podbiegł do mnie Lysander.
- Nic ci nie jest? – martwił się.
- Nie – warknęłam. Pomógł mi wstać, a trener posadził tą sukę na ławkę.
                Wróciliśmy do gry. Teraz serwowałam ja. Wybiłam piłkę i zdobyłam punkt dla nas. A potem drugi i trzeci. Niestety za czwartym razem udało im się odbić piłkę na naszą stronę. Ale i tak prowadziłyśmy! W ostateczności wygrali chłopaki, bo są wytrzymalsi od dziewczyn. Gdyby nie to dawno wcieraliby dechy twarzą kłaniając się przed nami. Ale nie ma tego złego, co, by na dobre nie wyszło. Lysnder obiecał zabrać mnie do kawiarni po szkole. Poszłam do szatni, żeby się przebrać, ale nigdzie nie mogłam znaleźć moich ubrań.  Jak torpeda wpadam do pokoju gospodarczego. Na szczęście Nataniel tam jest. Oczywiście na jego szczęście, bo gdyby go tam nie było to nie chcę mówić, co bym z nim zrobiła.
- Olivia?! – zdziwił się – Co ty tu robisz?
- Ktoś ukradł mi ubrania! – krzyknęłam.
- Jesteś pewna? – niedowierzał.
- Tak jestem pewna! – czy on bierze mnie za idiotkę?! – A z resztą dzięki za pomoc wielki przywódco watahy – i tyle mnie widział. Nie to, że go nie lubię czy coś, bo jest wręcz przeciwnie. Jest fajnym kolegą i lubię z nim rozmawiać, ale czasem zachowuje się jakby wszyscy poza nim byli dziećmi.  Poszłam do szatni i ubrałam się w kurtkę i buty. Mam zamiar iść do domu, bo nie mam ochoty siedzieć w krótkich spodenkach i przepoconej bluzce na lekcjach. Na szczęście mam kurtkę, która sięga połowy ud i kozaki do kolan. Nie zmarznę dużo. Przynajmniej mam taką nadzieję. Wyszłam ze szkoły. Fajnie pada śnieg. Zima jeszcze nie odeszła na dobre.  Jak będę chora to pozwę Nataniela i tego kogoś, kto ukradł mi ubrania. Po półgodziny byłam w domu. Cała trzęsłam się z zimna. Przemka nie było. Kurde! Czyli muszę sama sobie zrobić kakałko. Poszłam się przebrać. Włożyłam ocieplane dżinsy, puchate skarpetki i jakąś bluzę. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie napój bogów. Po chwili siedziałam pod kocem na sofie oglądając trudne sprawy. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
                Obudziło mnie pukanie do drzwi. Szybko wstałam, czego pożałowałam, bo zakręciło mi się w głowie i z powrotem opadłam na sofę. Ogarnęłam karuzelę w mojej głowie i tym razem wolniej wstałam i otworzyłam drzwi.
- Dlaczego nie było cię na lekcjach – spytał oburzony Lysander. Martwi się o moją edukację. Słodko.
- Wejdź – powiedziałam ochrypniętym głosem – Wyszłam ze szkoły, bo ktoś zabrał mi ubrania z szatni.
- Nie mów, że szłaś do domu w krótkich spodenkach – załamał ręce.
- Tak właśnie było, a teraz chyba jestem chora – wyjaśniłam.
- I nie wyglądasz najlepiej… - dzięki! Kobiety lubią słyszeć takie rzeczy! Chyba zobaczył oburzenie malujące się na mojej twarzy, bo po chwili dodał – Ale dla mnie i tak jesteś piękna – tak lepiej. Przyłożył rękę do mojego czoła – Masz gorączkę – powiedział – Gdzie jest twój brat?
- W pracy – odparłam. Spojrzałam na telefon, żeby zobaczyć, która godzina. O dostałam sms’a! o Boże. Ale się cieszę! Ja na serio mam gorączkę… Przeczytałam sms’a. Co? Babcia jest w szpitalu, a Przemek do niej pojechał? Na serio? I kto mi teraz zrobi kakałko? Przemek wracaj! – Znaczy w innym mieście…
- Zostać z tobą? – spytał. Hmmm…  tak… czy może nie…? Co ja się zastanawiam?! Głupia…
- Jeżeli chcesz… 
- W takim razie idź do łóżka, a ja pójdę do apteki – oznajmił.
- Po co? – a po co się chodzi do apteki? Po lekarstwa idiotko! Po lekarstwa!
- Kupię coś na gorączkę.
- A kupisz mi żelki i czekoladę? – debil czy tam debilka! Dlaczego miałby ci kupować słodycze?!  Nie wystarczy ci, że wyłoży kasę na leki?!
- Kupię – uśmiechną się i pogłaskał mnie po policzku. Grzecznie powędrowałam do łóżka. Przebrałam się w piżamę i wskoczyłam pod kołderkę. Dopiero teraz poczułam, że moje policzki żarzą się ogniem.  W sumie to było mi zimno, ale płonęłam żywym ogniem. Poleżałam chwilę patrząc się w sufit, gdy nagle zachciało mi się pić. Zeszłam na dół i nalałam soku do szklanki. Usiadłam przy stole. Do domu wszedł Lysander. Trzymał dwie torby i plecak. Szykujemy się na apokalipsę czy co?
- Co to? - spytałam, gdy wszedł do kuchni.
- W tej torbie – pokzał tą większą, czarną – są słodycze – uuuu, tak dużo ich kupiłeś?! Aaaaa kocham cię i to nawet nie wiesz jak bardzo! – A w tej – pokazał na mniejszą biało-czerwoną – są lekarstwa, a w plecaku mam kilka ubrań na zmianę.  
- Aha – powiedziałam siorbiąc sok.
- Czemu nie jesteś w łóżku? – spytał ostro.
- No, bo pić mi się chciało – wyjaśniłam. Różnooki podszedł do mnie. Podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię – Ej! – krzyknęłam na tyle głośno ile dawało mi bolące gardło. Ten nie wzruszywszy się moimi protestami niósł mnie dalej. Zaniósł mnie do mojego pokoju. Delikatnie położył na łóżku i szczelnie obtulił kołdrą. Wyszedł z pokoju bez słowa. Wrócił po chwili z tabletką i ciepłą herbatą w ręce. Połknęłam ją i popiłam napojem.
- Kupiłeś żelki? – spytałam z nadzieją w głosie.
- Tak, zaraz ci przyniosę – i znów znikną za drzwiami. Wrócił, a w rękach trzymał ogromną paczkę żelek. Pewnie oczy mi się zaświeciły na ich widok, bo białowłosy uśmiechną się i mi je dał. Szybko otworzyłam paczkę i zaczęła je jeść. Lysander położył się obok mnie.
- Chcesz jednego? – ale tylko jednego, bo więcej ci nie dam!
- Nie, dzięki – uśmiechnął się. Zrobiłam naburmuszoną minę i zjadłam kolejnego żelusia. O nie! Zjesz go, jeśli tego chcesz czy nie! Uśmiechnęłam się złowrogo i wepchnęłam kolorowego misia do ust różnookiego – Dzięki.
- Ja wiedziałam, że go zjesz! – zrobiłam minę zwycięzcy. Zabrał mi jednego misia i wepchał mi do ust. To oznacza, że wywołałeś wojnę. Teraz ja wsadziłam mu żelka do buzi. Potem on mi i tak na zmianę. Zabawa się skończyła, kiedy uderzyłam głową o stolik nocny, a poza tym żelki się skończyły. Rozmasowałam miejsce na głowie, które mnie bolało i wtuliłam się w Lysa. Zasnęłam.
                Obudziłam się. Poczułam, że białowłosego nie ma obok mnie. Hej, gdzie jesteś?! Kici, kici kotku! Ja mam chyba wysoką gorączkę… Zeszłam na dół. Był tam.
- Wstałaś już? – pyta.
- Tak. Która godzina? – odpowiadam.
- 9 rano – co? Wczoraj zasnęłam o 17. Długo spałam oj długo. 
- A co robisz?! – dziś jest dzień zadawania głupich pytań? Przecież widzę, że robi coś do jedzenia.
- Śniadanie – odparł.
- Jakie?! 
- Kanapki z nutellą. Mogą być? – mniam! Ty się jeszcze mnie pytasz?!
- Tak. A co teraz robisz? – chłopak westchnął.
- Dalej robię kanapki – odpowiada spokojnie.
- A mogę jedną?
- Zaraz ci dam.
- A mogę teraz a nie zaraz?
- Proszę  – podał mi jedną pyszną kanapkę. Szybko ją zjadłam.
- A teraz, co robisz?
- A ty nie powinnaś być w łóżku?! – najwidoczniej się zdenerwował.
- Tak… - odpowiadam parząc na moje stopy.  Spojrzałam na różnookiego. Jego spojrzenie mówiło „do łóżka marsz, albo wpierdol”. Westchnęłam. Ze smutną miną poszłam do salonu. Włączyłam telewizor. O, ukryta prawda! Patrzyłam się beznamiętnie na pudło. W sumie to nie pudło, bo telewizor jest plazmowy… Lysander przyniósł kanapki i sok pomarańczowy. Zaczęliśmy jeść w ciszy.
- Lyander? – spytałam.
- Hmmm…? – mrukną patrząc na telewizor.
- A kochasz mnie?  - wypaliłam. Przecież to jasne, że mnie kocha. Ale może jednak nie? Złapał mnie za brodę i zmusił mnie do patrzenia w jego oczy.
- Zawsze cię kochałem, kocham i będę kochać – pocałował mnie. Oparłam głowę o jego ramię.
- Lysander? – znów spytałam.
- Tak?
- Gdzie jest pilot? – zaczęłam się rozglądać dookoła.
- Nie wiem – przyznał.  Dotknął mojego czoła - Może lepiej idź do łóżka?  - bez słowa udałam się do mojego pokoju. Nagle poczułam się strasznie zmęczona, więc zasnęłam.
                Co to? Fu. Korniszon? Gdzieś ty był cały dzień?! Pogłaskałam pieska. Zaszczekał radośnie. Do pomieszczenia wpadł Lys.
- Ty bestio… - zwrócił się do psa. Był lekko zdyszany.
- Gdzie byłeś? – spytałam.
- Wyszedłem na dwór i pies uciekł. Goniłem go przez trzy ulice, ale on gdzieś pobiegł. Postanowiłem wrócić do domu. Patrzę, a on siedzi pod drzwiami – zaczęłam się śmiać, a pies radośnie skoczył na Lysa. Zaburczało mi w brzuchu – Idziemy zrobić obiad? – pyta, gdy ściągną z siebie psa.
- Tak! Jestem głodna! – przyznaję. Zeszliśmy na dół.
 - Spaghetti? – zaproponował.
- Spaghetti! – uśmiechnęłam się. Ja robiłam kluski, a różnooki sos. Gdy danie było gotowe poszliśmy je zjeść do salonu. Włączyłam telewizor. Właśnie leciały pingwiny z madgaskaru. Kocham króla Juliana! Spojrzałam na białowłosego. Był upaprany w sosie. Nos, policzek, podbródek i nawet koszula były ufajdane.
- Ubrudziłeś się – powiedziałam tłumiąc śmiech.
- Gdzie? – zdziwił się.
- Wszędzie – wzięłam jedną chusteczkę, która leżała na stole – Wytrzeć? – pokiwał twierdząco głową.  Gdy wytarłam mu twarz pocałował mnie w nos.
- Miałaś sos na nosie – oznajmił.
                                                                                              ***
                Była godzina 18:00. Leżałam sobie na kanapie oglądając odlotowe agentki. Heh przypomniały mi się czasy gimnazjum, kiedy oglądałam tą bajkę z Alexem. Hmmm… ciekawe gdzie jest Lys? Poszłam w stronę kuchni.  Jest mój Lysander. Rozmawia przez telefon.
- Nie mogę… Kastiel zrozum, że nie mogę… Olivia jest chora nie zostawię jej samej… Mam gdzieś jakiś koncert… - poczułam się strasznie. Przeze mnie Lys nie będzie mógł wystąpić. Zrobiło mi się smutno -  ale masz problemy odwołaj nasz występ… - spojrzał w moją stronę – Nie mogę rozmawiać – rozłączył się – Słyszałaś wszystko? – pokiwałam twierdząco głową – Nie ładnie tak podsłuchiwać – zbliżył się do mnie. Przytulił mnie.
- Idź na ten występ – powiedziałam. Popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Nigdzie nie idę… - oświadczył.
- Ale… - przerwał mi.
- Nie ma żadnego, ale.
- A jak pójdę z tobą? – zaproponowałam.
- Przecież jesteś chora – gdyby wzrok mógł zabijać to bym leżała martwa…
- Ale czuję się lepiej – uwolniłam się z jego uścisku. Ten patrzył się na mnie jak na idiotkę. Czyli trzeba zastosować szantaż – Jeżeli nie pójdziemy na ten występ czy koncert to się do ciebie nigdy nie odezwę – westchnął – I zaczynam od teraz.
- Olivia – nie odezwałam się – No, ale powiedz coś – milczę dalej – Kurde – poddajesz się? - No dobra. Zadzwonię do Kastiela, a ty idź się ubierz – no tak byłam w piżamie. Wiedziałam, że go przekonam. Pobiegłam na górę i ubrałam się w jakieś czarne rurki i białą bluzę ze skrzydłami anioła z tyłu. Szybo uczesałam włosy i zrobiłam makijaż. Zbiegłam spadając ze schodów i po chwili stałam obok białowłosego.
- Co to był za huk? – spytał zdziwiony.
- Spadłam ze schodów – powiedziałam. Popatrzył się na mnie z przerażeniem – Nic mi nie jest. rano, gdy jestem zaspana prawie zawsze z nich spadam.  
- Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?
- Sama się o to pytam. Jedziemy? – zaczęłam się niecierpliwić. Poszliśmy ubrać kurtki i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do samochodu Lysa i pojechaliśmy. Jechaliśmy jakieś półgodziny. Gdy byliśmy na miejscu ukazał mi się mały budynek o nazwie „Hades”. I co to ma być? W takim małym budynku nie pomieszczą się ludzie. weszliśmy do środka i ukazały mi się schody prowadzące na dół. Zeszliśmy na dół i zobaczyłam ogromne pomieszczenie gdzie bawili się ludzie. Był tu bar, Dj, skórzane kanapy, wielki podświetlany parkiet i scena gdzie stały instrumenty. Lysander zaprowadził mnie za scenę. Kazał siąść mi na krześle i nie ruszać się stąd. No jasne, że cię posłucham. Gdy tylko odszedł do reszty zespołu wstałam i poszłam do baru. Obmacałam się po kieszonkach i dumnie wyjęłam pięćdziesięcio złotowy banknot. Skąd on się tam znalazł? Mniejsza z tym. Zamówiłam kolorowego drinka. Upiłam łyk. Był słodki.
- Hej – odezwał się barman.
- Cześć – czy my się znamy? Wyglądał na miłego. Zaraz, zaraz ja go znam – Kentin?
- Nie poznałaś mnie? – spytał z wyrzutem.
- Szczerze? Nie – zaśmiał się.
- Co tu robisz?
- Przyszłam z Lysandrem. Wiesz jest występ jego zespołu – na twarzy brązowowłosego malowało się zdziwienie – Lysander to mój chłopak.
- Aaaa trzeba tak było od razu. Który to?
- Białe włosy, dwukolorowe oczy – które są cudowne dodałam w myślach.
- Wiem, który… - powiedział pod nosem. W tym momencie na scenę weszli chłopcy. Kastiel złapał za swoją gitarę, Alex zasiadł za perkusją, Armin wziął bas, a Lysander staną przed mikrofonem. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki  Ho-Hey zespołu The Lumineers. Zdziwiłam się, bo Lys mówił, że pisze własne piosenki i na dodatek rokowe, a ten kawałek nie był taki.
(Ho!)I've been trying to do it right
(Hey!)
I've been living a lonely life
(Ho!) I've been sleeping here instead
(Hey!)I've been sleeping in my bed,
(Ho!) sleeping in my bed (Hey!)
(Ho!)
                Lysander zaczął śpiewać. Reszta zespołu krzyczała ho i hej. Nie powiem nawet całkiem nieźle im szło.
(Ho!) So show me family
(Hey!) All the blood that I would bleed
(Ho!) I don't know where I belong
(Hey!) I don't know where I went wrong
(Ho!) But I can write a song (Hey!)

I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
I belong with you, you belong with me
You're my sweet
(hey!)
(ho!)
(hey!)
                Kocham słuchać głosu Lysa. Nieważne, jaką piosenkę śpiewa. On sprawia, że każda jest magiczna.

(ho!) I don't think you're right for him
(hey!) Think of what it might have been if we
(ho!) Took the bus to Chinatown
(hey!) I'd be standin on Canal
(ho!) And Bowery
(ho!) And she'd be standin next to me(hey!)
I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
                Echhh… rozpływam się. Gdyby nie ten zimny drink to ktoś musiał by mnie ścierać z podłogi. Śpiewaj dalej, śpiewaj. Rozejrzałam się po tłumie. Widać, że nie tylko mi się podoba.
The love we need it now
Let's hope for the some
Cause oh, we're bleedin now
Lysander spojrzał w moją stronę. O nie zauważył mnie! Zmarszczył brwi i chciał mnie zabić wzrokiem. Ja tylko niewinnie się uśmiechnęłam i pomachałam mu.

I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
I belong with you, you belong with me
You're my sweet

(Hey!)
(
Ho!)
(Hey)
                Już koniec?! Nie, ja chcę jeszcze! Reszta zespołu też się spisała. Kastiel wymiata na gitarze, Armin świetnie gra na basie, Alex też nieźle gra na perkusji. Lysander coś tam jeszcze mówił, ale ja postanowiłam porozmawiać z Kentinem.
- Pracujesz tu? – spytałam. Przecież to oczywiste debilko…
- Taaa, trzeba sobie dorabiać – odparł.
- Fajnie tu ma… - niedane mi było dokończyć.
- Powiedziałem ci żebyś nie ruszała się zza sceny – powiedział Lys lodowatym tonem, od którego miałam dreszcze.
- Ja… - znów mi przerwał.
- Chodź – pociągnął mnie za rękę.
- Cześć Kentin! – krzyknęłam do zielonookiego. Lys posłał mi jeszcze lodowate spojrzenie. Zaprowadził mnie za scenę. Znów! Kazał siąść na krześle. Nie zrobiłam tego. Westchnął.
- Kto to był? – spytał i tym samym zaczął przesłuchanie.
- Kentin.
- Skąd go znasz? - kolejne pytanie.
- To ten, na którego wpadłam na ulicy i z którym poszłam do kawiarni na ciastko – miałam nadzieję, że przestanie mi zadawać pytania.
- Po co tam poszłaś? – nadzieja matką głupich…
- Żeby uprawiać z nim dziki seks w miejscu publicznym– odpowiedziałam sarkastycznie. Nic nie odpowiedział. Przez jakiś czas…
- To nie jest temat do żartów! Ja się o ciebie martwię, a ty… - przerwałam mu jego krzyki.
- Nie musisz się o mnie martwić! – krzyknęłam. Czy to oznacza, że się kłócimy?
- Ty nawet nie wiesz jacy ludzie się tu kręcą!
- I nie chcę wiedzieć! –chciałam odejść, ale złapał mnie za nadgarstek.
- Gdzie idziesz? – zapytał tym razem spokojnie.
- Gówno cię to powinno obchodzić! – krzyknęłam. Usłyszałam śmiech. Spojrzałam w stronę, z której dobiegał. Kastiel… Lysander trzymał mój nadgarstek tak mocno, że aż mnie zabolał – Puść mnie! – nie zrobił tego, o co go prosiłam, a jeszcze bardziej zacisnął uścisk. Łzy zakręciły mi się w oczach – To boli… - wyszeptałam. No puść, bo zaraz się popłacze. Nie zrobił tego, a co ja gram twardą?! Pozwoliłam łzom płynąć po moich policzkach. Lysander wyglądał jakby wyrwał się z jakiegoś transu.
- Boże Olivia przepraszam… - puścił mój nadgarstek i mnie przytulił – Przepraszam, przepraszam, przepraszam – wyszeptał głaskając mnie po włosach i placach. Wyszarpałam się z jego uścisku, wytarłam łzy, które już przestały płynąć i poszłam w stronę baru. Czułam jeszcze na sobie wzrok białowłosego. Usiadłam na wysokim krześle czy może stołku.
- O wróciłaś – zauważył Kentin.
- Noooo tak – uśmiechnęłam się gorzko.
- Płakałaś? – spytał – Co ci zrobił ten dupek? – przeskoczył przez bar i mnie przytulił.
- Nic mi nie zrobił…
- Ychm, bo ci wierzę – powiedział sarkastycznie – Mam nasłać na niego ochronę? – zaśmiałam się.
- Nie, nie trzeba – no i jak nie lubić chłopaka?
- Barman! – krzyknął jakiś facet. Brązowowłosy wrócił na swoje miejsce. Zrobił drinka tamtemu panu. Potem zaczął robić drugiego i postawił go przede mną.
- Na koszt firmy – uśmiechnął się.
- Dzięki jesteś kochany – uśmiechnęłam się do niego jak najpiękniej umiałam. Zdałam sobie sprawę jak bardzo chciało mi się pić. Wypiłam na raz połowę napoju. Kentin zaśmiał się.
- Chyba chciało ci się pić.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – spojrzał na mój nadgarstek. Sama skierowałam na niego wzrok i obaczyłam tam siniaka. Głupi Lysander…
- Mogę go zabić? – zapytał nawet nie pytając, co mi się stało.
- Nie – jęknęłam – On tego nie chciał – chłopak westchną.
- Pamiętaj jak masz jakiś problem to walisz z tym do wujka Kentina – puścił mi oczko.
- Pamiętam! – krzyknęłam i zeszłam z wysokiego krzesła.
 - Olivia – usłyszałam łagodny szept Lysa. Kiedy nie zareagowałam przybliżył się do mnie i delikatnie objął mnie od tyłu.  Oparł głowę o moje ramie i po chwili potarł policzkiem mój policzek. Widziałam żądze mordu w oczach zielonookiego – Nie gniewaj się na mnie – poprosił imitując głos dziecka. Mimowolnie na me usta wkradł się uśmiech.
- Masz szczęście, że nie umiem być na ciebie długo zła – mruknęłam odwracając się do niego przodem.
Jasnowłosy wyszczerzył zęby i wciąż mnie obejmując podniósł lekko i okręcił.
 - Puść mnie wariacie! – zapiszczałam.
Chłopak postawił mnie na ziemię, jednak dalej nie zabrał rąk. Zamiast tego poczułam jak opiera się o moją głowę.
- Jedziemy do domu? – spytał nadal mnie obejmując.
- Tak – odparłam – Cześć Kentin – pożegnałam się.

Mówię teraz, że nie wiem kiedy będzie next. Najprawdopodobniej w niedzielę. Sorki, że tyle musicie czekać na następny rozdział. A i taka zagadka:
Kto ukradł ubrania Olivii?
Ten kto zgadnie dostanie żelki haribo XD

14 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział :D
    Pierwsza uwaga:
    Nie piszemy s powrotem tylko z powrotem :)
    Lysek taki czuły :3 Tylko trochę się na niego wkurwiłam za tego siniaka &#
    Podejrzewam, że to te dziewczyny wlampione w Dera xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za wytknięcie błędu zapamiętam na przyszłość ;3
      napisałam tak bo Word mi tak doradził
      w następnym rozdziale dowiesz się kto ukradł ubrania XD

      Usuń
  2. Ukradła dziwka Amber? :O Jeśli tak, to dawaj hariboooo :)

    A rozdział cudeńkowy! Byłam tylko trochę zła na Lysia, ale kiedy ją przeprosił było ok. Chodź ja nawet lubię jak pary się kłócą, bo przepraszanie chłopaka za wszystko zawsze jest najlepsze. Ale pan Lyśko i tak przesadził. A takie gówno, zwane Kentin ( żart xD ), robić awanturę?

    Jeszcze raz powtarzam, że ROZDZIAŁ CUDEŃKOWY! I czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. 1. czekam na zdjątko
    2. czekam na nexta
    3. ubrania ukradł jakiś nieznajomy, dake lub kentin. tak mi sie wydaje
    Cudny rozdziallllllllllllllll

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorry, że dopiero teraz piszę komenta, ale nie miałam wcześniej czasu.
    Rozdział cudowny. Jak czytałam o zachowaniu Lysia w stosunku do Olivii, to miałam ochotę go zabić.
    Kurde, ja też myślę, że to te laski wpatrzone w Lysia ukradły ubranis, ale Andrea już tak odppwiedziała... Szkoda...
    Kiedy czytałam o zawartości szafki Kasa... Nie ma to jak trzymanie jajek i musztardy w szkolnej szafce xD
    Dopiero w niedzielę? Jak ja mam wytrzymać tyle czasu? :`(

    OdpowiedzUsuń
  5. Ubrania ukradła !!! Nina ... < Amber nie , bo ta dziwka nie lata za Lysem >

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały rozdział tylko tera Lysio ma konkurencje :P

    OdpowiedzUsuń
  7. 26 years old Database Administrator III Briney Ducarne, hailing from Erin enjoys watching movies like Chapayev and Playing musical instruments. Took a trip to Su Nuraxi di Barumini and drives a Legacy. dlaczego nie zobaczyc tutaj

    OdpowiedzUsuń