piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 13 - W rodzinnym gronie

                Dom rodziców braci nie był duży, ale mały też nie był. Dwupiętrowy, uroczy, żółty domek z małym ogródkiem. Weszliśmy do domu. Od razu podeszła do nas kobieta o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach. Wyglądała na 45 lat. Zaraz za nią przyszedł mężczyzna o srebrnych, a może siwych włosach i czarnych oczach jak węgiel.  On miał może 50 lat. 
- Leonard, Lysander witajcie – przywitał się. Miał poważny głos. Czyli co? Nie dogadamy się?
- Tato – zaczął Leo – To jest Rozalia, którą znasz, a to Olivia dziewczyna Lysandra.
- Dzień dobry – przywitałam się z najpiękniejszym uśmiechem – Jestem Olivia.
- Miło mi. Lucian. Tata Lysandra – przedstawił się całując moją dłoń. Czyli wiemy skąd Lys ma takie maniery.
- Evangelina. Mama – przedstawiła się czarnowłosa kobieta. Uścisnęłyśmy sobie dłonie – No to może pokarzę wam pokoje w których będziecie spać… - zaprowadziła nas na piętro. Pokazała mi i Lysowi w którym pomieszczeniu będziemy spać. Pokój miał brązowe ściany i ciemne panele. Na podłodzie leżał zielony dywan. Meble były w wiktoriańskim stylu. Nawet ładnie… Gdy kobieta opuściła pomieszczenie rzuciłam się na łóżko tak, że leżałam na brzuchu. Westcnęłam.
- Nie są tacy straszni co? – spytał Lysander siadając na łóżku i położył rękę na moje plecy.
 - Wiesz, bo ja ci czegoś nie powiedziałam – oznajmiłam poważnie. Usiadłam i patrząc prosto w te cudne kolorowe oczy powiedziałam – Ja boję się ludzi… - wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. Wybuchłam śmiechem.
- Kłamałaś… - zauważył. Zaczął mnie łaskotać. Po kilku minutach miałam dość i zaczęłam błagać go o litość. Ktoś wszedł do pokoju. Byłą to mama białowłosego.
- Lysander zostaw tą biedną dziewczynę w spokoju i chodźcie na obiad – powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję pani! Załaskotałby mnie na śmierć! – stwierdziłam podnosząc się z łóżka.
- Jaka pani?! Mów mi mamo –uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
- D-dobrze, mamo –  trochę mnie tym zaskoczyła. Jak dawno nie mówiłam tego słowa „mama”, jak ono pięknie brzmi.  Zeszliśmy na dół i usiedliśmy do stołu. Miły rodzinny obiadek.
- Smacznego – powiedziałam. Po chwili każdy wypowiedział to jakże magiczne słowo. 
                Potem udałam się do naszego pokoju. Wszyscy zostali na dole, ale ja powiedziałam, że jestem śpiąca. Położyłm się na łóżku i zobaczyłam, że  na poduszkach leży telefon różnookiego. Wzięłam go do ręki i chciałam położyć  na komodzie, ale przez przypadek przejechałam po dotykowym ekranie palcem. Ukazał mi się ekran blokujący. Na tapecie tego ekranu było moje zdjęcie. Zdjęcie przedstawiało mnie jak spałam z parówką drobiową w buzi i ogórkiem kiszonym w ręce. Byłam w piżamie i na dodatek cała rozczochrana. Zaraz, zraz to zdjęcie, które zrobiłam mi Roza w dzień balu zimowego. Miałam je usunąć z jej telefon, ale zapomniałam o nim. Pewnie przesłała je Lysandrowi. O nie ja już sobie z nią porozmawiam. Ale swoją drogą to słodkie, że ustawił sobie to zdjęcie.
- Tu jesteś! Stęskniłem się za tobą – do pokoju wparował Lysander i rzucił się na łóżko obok mnie.
- Przecież nie widziałeś mnie może 15 minut – powiedziałam – A swoją drogą skąd masz to zdjęcie? – spytałam i pokazałam na telefon, który trzymałam w ręce.
- Od naszej kochanej Rozalii – lekko się zaczerwienił. Wyglądał śmiesznie.
- A dlaczego masz to ustawione jako ekran blokujący – dociekałam.
- N-no b-bo-o je-jesteś mo-moją dz-dzie-dziewczyną i wie-wiesz… - jąkał się. Jeżeli zaczerwieniony Lysnder to śmieszny widok to czerwony, jąkający się Lysander to czysta komedia.
- No dobra nie tłumacz się – pocałowałam go.   
                                                                                              ***
                Gdzie on jest?! No przecież brałam go ze sobą! Wyrzuciłam wszystkie swoje ubrania w poszukiwaniu mojego zeszytu w którym rysuję. A swoją drogą powinnam go może jakoś nazwać… Tylko jak?! Hmmm… szkicownik… rysownik? Pomyślę nad tym później! Gdzie on jest do chuja pana?! Jeżeli ktoś mi go wziął to zabiję! Szukam go bo chcę narysować śpiącego Lysa. Wybiegłam z pokoju z żądzą krwi w oczach. Przecież w nim nie rysowałam odkąd tu przyjechałam, więc nie może być w salonie czy kuchni. Z tą myślą wróciłam do pokoju. No fajnie Lysander się obudził! To se porysowałam… Obiecuję zabiję tego kogoś kto ma moją własność!
- Co tu się… - nie dałam dokończyć tego pytania różnookiemu. Pewnie zdziwił się tym, że moje ubrania są porozrzucane wszędzie.
- Jeżeli ci życie miłe to nie kończ tego zdania… - ostrzegłam i zanurkowałam w stertę ubrań. Znajdę go!
- Czyżby ktoś wstał lewą nogą? – spytał z złowrogim uśmiechem. Po chwili siedział koło mnie i całował moją szyję. I to był błąd…
- Lysander! Nie widzisz, że czegoś szukam?! – wydarłam się najgłośniej jak mogłam – Zejdź mi z oczu… - powiedziałam załamana.
- A czego szukasz? – odparł spokojnie.
- Zeszytu, w którym rysuję – odparłam i wyrzuciłam jakąś bluzkę w powietrze.
- Chcesz coś narysować? A nie możesz wziąć sobie kartki papieru? – popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- A gdy ty piszesz piosenkę to nie możesz napisać jej na kartce? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Ale chodzi ci o taki duży, czarny i w białe kropki? Twarda okładka? – to przecież mój zeszyt. Zerwałam się  z podłogi na równe nogi i podeszłam do Lysa.
- Gadaj gdzie go widziałeś… - rozkazałam.
- Roza… - wybiegłam z pokoju, bo nie miałam potrzeby słuchania dalszej części tego zdania. Wparowałam do pokoju Leo i Rozalii. Ona ma mój zeszyt! Bezczelnie oglądała rysunki razem z czarnookim. Siedzieli tyłem do drzwi przez co mnie nie widzieli. Opanowałam swoje nerwy i podeszłam do tej pary.
- Czy ja wam nie przeszkadzam? – spytałam. Obydwoje, aż podskoczyli, bo ich wystraszyłam – Ktoś wam pozwolił go wziąć? – pokazałam na zeszyt – Wy wiecie ile ja się go oszukałam?! – krzyknęłam.
- Pięknie rysujesz – zauważył Leo.
- Dzięki… - odparłam.
- Przepraszam to ja go wzięłam – powiedziała Roza i oddała mi moją własność. Wyszłam z tego pomieszczeni i wróciłam do Lysa. Siedział i pisał coś w notatniku.
- Znalazłaś? – spytał nie odrywając wzroku od swojego skarbu.
- Ta… - otworzyłam drzwi, które prowadziły na balkon. Wyszłam i zaczęłam coś rysować.
- Nie będziesz chora? – spytał z odrobiną troski w głosie.
- Chyba nie… - odparłam. Po chwili znalazł się obok mnie.
- To chyba czy nie? – spytał.
- Nie – złapał mnie w talii i przytulił do mnie. Zadrżałam, bo zawiał zimny wiatr.
- A ja mam inne zdanie – trzymał swój nos w moich włosach – Chodź wracamy do środka… - wprowadził mnie do pokoju i zamknął drzwi od balkonu.  
                                                                                              ***
- Chodź coś ci pokażę! – mówił ubierając kurtkę Lysander.
- Co? – zdziwiłam się. Ten nie odpowiedział tylko rzucił we mnie moją kurtką. Grzecznie ją ubrałam. Potem nałożyłam buty. Wyszliśmy  z domu. Lys zaprowadził mnie do jakiejś obory, w której były króliki.
- Jeju, ale słodkie! – krzyknęłam i wzięłam kilka zwierzątek na ręce. Lysander zaśmiał się i przykucnął obok mnie głaskając jednego.
- Gdy jeszcze tu mieszkałem często tu przychodziłem… - pora na wyznania? Nigdy nie interesowałam się jego przeszłością, bo on nie interesowała się moją. I jak dla mnie tak było dobrze…
- Nie dziwię ci się. One są takie urocze – przytuliłam zwierzątka do siebie.
- Jeszcze je zagnieciesz – zaśmiał się różnooki. Spędziliśmy tam kilka godzin. Wróciliśmy do domu i mama Lysandra zawołała nas na obiad. Po skończonym posiłku postanowiliśmy zagrać w karty. Już prawie wygrałam kiedy w ostatniej chwili wygrał Lys. Zrobiłam naburmuszoną minę. Białowłosy ucałował mnie w policzek. Potem graliśmy w różne gry planszowe. Zdałam sobie sprawę jak bardzo brakowało mi rodzinnego ciepła. 
- Olivia, Rozalia chodźcie – powiedziała mama Lysa. Poszliśmy do ich sypialni. Czarnowłosa zdjęła z półki album ze zdjęciami. Oooo, czyli będziemy oglądać zdjęcia – Chyba chciałybyście zobaczyć zdjęcia Lysia i Leonka? – Leonek hahahahahahahahah!
- Tak! – odparłyśmy równocześnie. Kobieta otworzyła slbum na pierwszej stronie. Było tam zdjęcie gdzie cała rodzina jest w komplecie. Następna strona i żenujące zdjęcia Leo. Rozalia wyjęła telefon komórkowy i zaczęła robić zdjęcia zdjęć. Kilka kolejnych stron… i jest… w końcu jest zdjęcie Lysia! Na tym zdjęciu siedział przy choince i bawił się samochodem. Pewnie dostał go pod choinkę. Tak jak Roza zrobiłam zdjęcie. Potem oglądałyśmy dalej. Jeszcze kilka zdjęć sfotografowałam.
                                                                                              ***
                Ja, Lysander, Leo i Roza zaczęliśmy się ganiać po domu, więc Evangelina wygoniła nas po zakupy. Szliśmy całą drogą, a mróz szczypał nas w policzki. Nagle jakiś samochód zaczął na nas trąbić. Szybko odskoczyliśmy na pobocze. Ten miły pan, który prowadził samochód wyzwał nas i odjechał. Rozalia pod wpływam złości rzuciła w jego auto śnieżką. Miły pan kierowca wyszedł ze swojego pojazdu i kierował się w naszą stronę, a my zaczęliśmy uciekać do lasu. Tamten facet gonił nas. Postanowiliśmy się rozdzielić. Po krótkim czasie odczepił się, a ja nie widziałam nikogo.
- Lysander! Leo! Roza! – krzyczałam – Jest tu kto?!
- Olivia?! – ktoś krzyknął za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam białowłosego. Zaczęłam biec do niego i wskoczyłam mu na plecy. Ten nie spodziewając się tego trochę się wystraszył- Ale mnie wystraszyłaś – ściągnął mnie ze sowich placów.
- Gdzie jest reszta? – spytałam.
- Nie wiem, ale Rozalia zachowała się naprawdę głupio – zmarszczył brwi.
- Ta,chodźmy na ulicę. Może tam są – zaproponowałam. Wyszliśmy na asfalt, a tam już czekali na nas Leo i Roza. Ruszyliśmy w dalszą drogę.
                                                                                              ***
- Jesteśmy – krzyknął Leo gdy weszliśmy do domu.
- Macie zakupy  - spytała Evangelina.
- Tak – czarnooki oddał jej torbę.
- Idźcie do salonu, a ja wam zrobię kakao – powędrowaliśmy do salonu.
                                                                                              ***
                Chodziłam po domu. Gdy nagle usłyszałam, że ktoś próbuje zagrać na pianinie. Co to tu jest pianin? Kierując się dźwiękiem doszłam do salonu. Pod jedną ze ścian rzeczywiście stało pianino. Osłupiałam gdy zobaczyłam, że to Lysander bawi się tym jakże pięknym instrumentem. Oparłam się o ramę drzwi.
- Coś ci nie wychodzi tak gra… - powiedziałam i podeszłam do niego.
- Taaa, nudziło mi się to zacząłem się bawić fortepianem – oznajmił.
- Jaki fortepian? – oburzyłam się – To pianino kotku – usiadłam obok niego – Nauczyć cię czegoś grać?
- Dobra.
- To może prosty kanon „Wlazł kotek na płotek”? – spytałam. Różnooki zrobił minę typu „Wtf” – Od razu nie nauczysz się grać melodii Chopina – zaśmiałam się.
- Ok – odparł, a ja usiadłam obok niego. Zaczęłam grać melodię. Chłopak przyglądał się moim dłoniom. Gdy skończyłam, powiedziałam:
- Teraz ty – pokazałam na klawisz który ma nacisnąć pierwszy. Potem drugi i następny, następny, aż w końcu powstała melodia. Co prawda brakowało odpowiedniego tępa. Po godzinie Lysander prawie bezbłędnie grał melodię – Jeszcze raz – zażądałam. Po raz kolejny zagrał z tym samym błędem. Położyłam swoje ręce na jego i kierowałam. W końcu udało mu się! Zagrał całą melodię dobrze. Uczciliśmy to namiętnym pocałunkiem.  Usłyszałam chichot, oderwałam się od Lysa i spojrzałam w tamtą stronę. Okazało się, że to mama różnookiego chichotała, a obok niej stał Lucian. Zaczerwieniłam się lekko tak jak białowłosy.
- Mamo, tato długo tu stoicie? – pyta.
- Zaledwie od kilku minut – kobieta wciąż się śmieje.
                                                                                              ***

                 Nastał koniec tygodnia i to właśnie dziś wracam do domu. Tata i mama Lysandra odwieźli nas na stację kolejową. Evangelina popłakała się. Widać, że polubiła mnie i Rozę. Weszliśmy do pociągu i po chwili odjechaliśmy. Po trzech godzinach nudy byłam w domu. Na reszcie! Resztę ferii spędziłam z Przemkiem. Od czasu kiedy mnie uderzył zmienił się. Spędza więcej czasu ze mną, stał się milszy i bardziej opiekuńczy.


Ten rozdział wyszedł mi trochę... taki... chciałam żeby był  troszeczkę inny, ale mówi się trudno
No i tyle, bo boli mnie głowa i nie mogę spać XD  

7 komentarzy:

  1. Ojoj, główka boli? Kacyk po sylwku jeszcze cię nie opuścił? Coś długo trzyma xD
    A tak wgl: zarąbiste *-*
    Epicko wyszedł, w sumie to wszystko jest boskie. Rodzice Lysia jednak tak jak myślałam, są bardzo spokojni :)
    Ta akcja z kierowcą... coś mi to przypomina ;) Chyba, jak razem z koleżankami odstawiłam podobną scenę, tyle, że nas to tylko gościu zwyzywał (i to "dość" ostro xD), ale nie ścigał nas xD
    Czekam na nexta ze zniecierpliwieniem, jak zwykle :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bossszzzzz super czekam na nexta ;3
    Jak na mój gust to rodzice Lysia bardzo pasują do takiej wiejskiej atmosfery, nie wiem dlaczego, ale tak pomyślałam XD

    OdpowiedzUsuń
  3. To było superaśne!
    Zaczynam ci zazdrościć talentu do pisania. Chociaż nie tylko tobie, ale i innym.

    A rozdział na prawdę fajowski. A Lysander uczący się grać na pianinie "wlazł kotek na płotek" - bezcenne. I oczywiście króliki Lysa przypomniały mi, abym zalogowała się na słodkim flircie xD

    Kiedy będzie next?

    OdpowiedzUsuń
  4. Podpisuję się pod pytaniem osóbki powyżej ^^
    Kiedy next?
    Przez cały czas szczerzyłam się do ekranu, czytając to. A co innego mogłabym robić? Śmiać się i tylko śmiać. xDDD
    Biedna... Ja chcę więcej scen romantycznych, miko że i tak jest dużo ;3
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. cieszę się, że się podoba :D
    i dziękuję wam, że czytacie moje opko <3
    next będzie chyba w poniedziałek

    OdpowiedzUsuń
  6. Słodki rozdział :3
    Tyle romantycznych scen ;}
    Nie mogę się doczekać nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ile romantycznych momentów ile buziaków i... gilgotki to ostatnie zawsze mnie rozwala XD

    OdpowiedzUsuń