czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 2 - (...)Chodź opowiem Ci bajeczkę...

                Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie, bo o piątej rano! Leżałam na łóżku i rozmyślałam. Ciekawe czy z Lysem i Leo wszystko w porządku. Mam nadzieję, że tak. Wstałam z łóżka i poszłam do salonu gdzie włączyłam telewizor. Dziś odwiedzę ich. Wizyty są od siódmej rano, więc niedługo zacznę się szykować do wyjścia. Wzięłam krótkie, dżinsowe spodenki, zwiewną koszulę w kwiaty i brązowe sandałki. Poszłam do łazienki i ubrałam się, potem zjadłam śniadanie, umyłam zęby i wyszłam z domu zostawiając bratu karteczkę na lodówce z wiadomością gdzie poszłam. Szłam dość szybko, bo chciałam jak najszybciej okrzyczeć Lysandra. Co on sobie myślał? Po godzinie spaceru byłam pod szpitalem. Trochę tu daleko, ale to nic. Weszłam do środka i podeszłam do pielęgniarki, która udzieliła mi informacji.  Po dwudziestu minutach błądzenia znalazłam pokój, w którym prawdopodobnie jest Lysander. Wciągnęłam powietrze nosem. Jak ja nie lubię szpitali! Bez pukania weszłam do środka. Zobaczyłam białowłosego, który tępo wpatrywał się w ścianę i Kastiela mówiącego do niego. Nie, przepraszam krzyczącego. Podeszłam do nich. Chyba mnie nie zauważyli.
- Kastiel, spokojnie – powiedziałam.
- Ugh… nie mam już do niego siły! – warknął – Idę zapalić! – poinformował i wyszedł. Spojrzałam na Lysa.
- Po co tu przyszłaś? – warknął do mnie tak obojętnie. Czułam, że do oczu napływają mi łzy.
- Lysiu… - szepnęłam i podbiegłam do niego przytulając. Chłopak był w pierwszej chwili zaskoczony, bo nic nie robił, ale po chwili objął mnie i położył obok siebie na łóżku. Zaczęłam płakać wtulając się w niego. Po kilku minutach przestałam i ze schowaną głową w jego koszulce powiedziałam – Kocham Cię.
- Ja ciebie też – odparł białowłosy głaskając mnie po głowie. Nagle zerwałam się z łóżka i zaczęłam się drzeć.
- Czyś ty zdurniał? Próbowałeś się zabić?! Coś Ci padło na mózgownicę?! Nieważne, co by się działo ty nie możesz się zabić! Rozumiesz?! – wydarłam się na całe gardło – Pomyślałeś, że ja bym tego nie przeżyła?! Czy ty w ogóle myślisz?! Mam wrażenie, że nie! – usiadłam na krzesło. No i jeszcze boli mnie przez niego gardło!
- Przepraszam, myślałem, że mnie nie kochasz – szepnął spuszczając głowę.
- Żeby myśleć to trzeba mieć, czym – warknęłam. Po chwili dodałam spokojniej – Jak mogłeś tak pomyśleć? – patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Tak jakoś… - odparł. Parsknęłam śmiechem.
- Kiedy Cię wypisują? – spytałam.
- Jutro – oznajmił. Westchnęłam.
- Niedługo wrócę – powiedziałam i wyszłam z pokoju.                
                Chciałam pójść do Leo. Pewnie też jest w tym szpitalu. Znów podeszłam do pielęgniarki. Powiedziałam mi gdzie znajdę salę czarnowłosego. Po kilku minutach błądzenia znalazłam ją. Niepewnie otworzyłam drzwi. Weszłam do środka i zobaczyłam Leo. Czarnooki leżał na łóżku. Wyglądał jakby spał, ale naprawdę nie wiadomo czy się w ogóle obudzi. Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle obok. Chciało mi się płakać. Posiedziałam przy im godzinę i ze łzami w oczach wyszłam z pokoju. Gdy byłam już na korytarzu zamrugałam kilka razy, żeby je odgonić. Szybkim krokiem skierowałam się do Lysa. Byłam z nim dopóki lekarze mnie nie wyprosili. Pożegnałam się z chłopakiem. Przed wyjściem poinformowałam go jeszcze, że jutro po niego przyjadę.
                Następnego dnia pojechałam po jechałam pod szpital, gdzie czekał Lys. Wsiadł do auta i ruszyliśmy. Przez całą drogę rozmawialiśmy o błahych rzeczach. Po chwili byliśmy pod blokiem. Weszliśmy na odpowiednie piętro, a potem do mieszkania, w którym było brudno. Zarządziłam wielkie sprzątanie. Dowiedziałam się, że Kevin jest u dziadków przez wakacje i, że nie mamy nic w lodówce. Potem to naprawimy. Gdy mieszkanie lśniło czystością walnęłam się na kanapę. Byłam tak zmęczona i jeszcze ten upał! Przymknęłam oczy. Poczułam jak coś się na mnie kładzie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam różnookiego.
- Nie za wygodnie Ci? – spytałam.
- No, nie. Jesteś trochę koścista – odparł z uśmiechem. Westchnęłam tylko. Gorąco…
- Jedziemy do sklepu po lody? – zaproponowałam.
- Możemy – pocałował mnie.
                Oddałam pocałunek. Potem poszliśmy do sklepu gdzie kupiliśmy wszystko, co było potrzebne. Gdy wróciliśmy do domu postanowiłam upiec ciasto. Zabrałam się do roboty. Po godzinie ciasto wylądowało w piekarniku. Ciekawe gdzie jest Lys? A z resztą nieważne! Wyjęłam z zamrażalki lód i włożyłam do szklanki. Następnie zalałam colą. Upiłam łyk pysznie zimnego picia. Do kuchni wszedł białowłosy.
- Co jest w piekarniku? – spytał podchodząc do niego.
- Ciacho – oznajmiłam.
- Dla mnie? – uśmiechnął się.
- Ychm… - mruknęłam.
                Różnooki podszedł do mnie i zaczął całować. Wstałam z krzesła, a on położył swoje ręce na moich biodrach. Wplotłam ręce w jego włosy. Były takie miękkie jakbym zanurzyła ręce w chmurce. Błądził dłońmi po moich plecach. Zatraciliśmy się w pocałunku, lecz na nim się nie skończyło. Sama nie wiem, kiedy białowłosy wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Po kilku minutach byłam w samej bieliźnie…
***
                               Jedziemy autem do szpitala. Leo się wybudził, a po trzech tygodniach pobytu w szpitalu w końcu może wrócić do domu. Przez całą drogę nawijałam, co mi ślina na język przyniesie. A to o pogodzie, a to o tym cukierku, co wczoraj zjadłam, o drzewach, chmurze w kształcie penisa i innych takich. Lysander prawie cały czas się ze mnie śmiał. Po chwili byliśmy pod szpitalem gdzie czekał czarnowłosy. Gdy tylko wsiadł zasypałam go pytaniami. Co mnie dziś wzięło na gadanie? I tak przez całą drogę gadałam, co mi tylko ślina na język przyniosła. Gdy dotarliśmy pod blok, jako pierwsza wyskoczyłam z auta i dopadłam drzwi. Niestety nie miałam kluczy. Usłyszałam za sobą śmiech Lysa. Zgromiłam go wzrokiem zabójcy. Zadzwonił mój telefon. Była to Amber. Chciała się spotkać. Zgodziłam się. Pobiegłam do Lysandra i powiedziałam mu gdzie idę. Szybko znalazłam się w parku. Okazało się, że blondynka kupiła sobie rolki, a że nie miała, z kim jeździć, bo Nataniel stwierdził, że ma coś ważnego do roboty kupiła drugą parę. I zgadnijcie, dla kogo? Dla mnie! Nie za bardzo chciałam jeździć na nich, ale Amber się uparła. Założyłam je na nogi i powoli stanęłam w pionie, lecz nie trwało to długo, bo po chwili leżałam na ziemi, a niebieskooka się śmiała. Sama też wstała i też zaliczyła glebę. Wtedy to ja zaczęłam się śmiać. Po dwóch godzinach zabijania się zrezygnowałyśmy z dalszej jazdy. W sumie to miałam zdarte kolana, łokieć, kilka siniaków i rozcięć. Poszłyśmy do kawiarenki na lody. Poplotkowałyśmy trochę i Amber oświadczyła, że musi wracać, bo Nataniel zacznie się pieklić, a ona nie chce żeby żyłka mu na czole pękła. Pożegnałam się z Amber i udałam się do mieszkania braci. Zapomniałam wspomnieć, że przez jakiś czas tam mieszkam. Jeżdżenie od domu do domu było męczące, a że Leo był w szpitalu mieliśmy całe mieszkanie dla siebie.
                Po półgodzinnym spacerze byłam na miejscu. Robiło się już ciemno. Chciało mi się spać i byłam zmęczona. Marzyłam tylko o tym żeby wtulić się w Lysa i zasnąć. Weszłam do domu.
- Jestem! – krzyknęłam.
- Cześć – ujrzałam Leo – Lysandra nie ma. Jest na próbie zespołu – uśmiechnął się – Co Ci się stało? – spytał patrząc na moje kolana.
- A to? To nic. Jeździłam nieudolnie na rolkach – uśmiechnęłam się.
- Trzeba by to przemyć wodą utlenioną… - stwierdził. Złapał mnie za rękę i zaprowadził do kuchni, usadził na krześle i zaczął grzebać o półkach. Po chwili miał to, co mu było potrzebne. Przemył moje kolana. Cholernie szczypało, ale nic nie mówiłam. Następnie nakleił plastry – No! Gotowe.
- Dzięki – powiedziałam ziewając – Chyba pójdę spać…
- Poczekaj – złapał mnie za biodra – Może masz ochotę… - zaczął całować mnie po szyi. Zadrżałam pod jego dotykiem.
- N-nie! – odparłam.
- Nie daj się prosić... – nie zaprzestawał czynności.
- Kiedy ja naprawdę nie chcę – to nie było przyjemnie. Chłopak nie zważał na moje protesty. Zaczęłam się szarpać, lecz to nic nie dało – Puść mnie! – krzyknęłam, a pod powiekami czułam łzy.
Nie słuchał mnie. Rzucił mnie na kanapę. Zaczął obcałowywać moje ciało. Dlaczego to zawsze spotyka mnie? To było takie ohydne. Nie krzyczałam, nie piszczałam, nie wyrywałam się, bo, po co? I tak już nic nie zrobię. Nawet nie płakałam. Łzy same leciały z moich oczów. Nuciłam tylko pod nosem kołysankę:
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.

Była sobie raz królewna,
Pokochała grajka,
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.

Była sobie Baba-Jaga,
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy,
pst, iskierka zgasła.

Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.

Już ci Wojtuś nie uwierzy,
Iskiereczko mała,
Chwilę błyśniesz, potem zgaśniesz,
Ot i bajka cała.
                Po chwili chłopak zaczął ściągać ubrania z siebie, a ja dalej śpiewałam. Znów całował moje ciało, a po kilku minutach było po wszystkim. Na nic nie reagowałam wciąż śpiewałam. Ta kołysanka cały czas siedziała mi w głowie.
- Boże, co ja zrobiłem?! – krzyknął czarnowłosy i wybiegł z mieszkania.
                Śpiewałam dalej. Po cichutku, tylko ja mogłam to słyszeć.
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
                Moje policzki były mokre od łez. Nałożyłam na siebie bieliznę i przykryłam się kocem. Usłyszałam otwierające się drzwi. Miałam gdzieś, kto to. Śpiewałam dalej.
Była sobie raz królewna,
Pokochała grajka,
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.
- Jestem! – ten głos. Taki przyjemny, ciepły, miły, znajomy. Lysander? – Ola, co jest? – przysiadł obok mnie. Nic nie odpowiedziałam, śpiewałam dalej.
Była sobie Baba-Jaga,
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy,
pst, iskierka zgasła.
- Co się stało? Czemu płaczesz? – słyszałam w jego głosie niepokój. Nie przejmowałam się tym, śpiewałam dalej.
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
- Proszę powiedz mi, co się stało? – położył rękę na moim brzuchu i trochę ściągnął ze mnie koc – C-czemu ty jesteś w bieliźnie? – Domyśl się! Śpiewałam dalej.
Już ci Wojtuś nie uwierzy,
Iskiereczko mała,
Chwilę błyśniesz, potem zgaśniesz,
Ot i bajka cała.


- No, co jest? Dlaczego ciągle śpiewasz tą piosenkę? – mówił łagodnie głaskając mnie po głowie – Amber Ci coś zrobiła? - Śpiewając od nowa kołysankę pokręciłam przecząco głową – No to, co jest? A gdzie jest Leo? – na to pytanie przestałam śpiewać. Rozpłakałam się – Czy jemu się coś stało? – spytał. Pokręciłam przecząco głową – C-czy on coś Ci zrobił? – bingo! Powiedziałam bezgłośnie „tak” i odwróciłam się do niego plecami – A powiesz mi, co? – pokręciłam przecząco głową. Znów zaczęłam śpiewać. Białowłosy nic więcej nie mówił tylko wziął mnie na kolana i przytulił do siebie. Nie reagowałam na nic. Cały czas nuciłam piosenkę. Po kilku minutach, gdy przestałam śpiewać spytałam:
- Gdy całujesz dziewczyny to je boli?
- Nie – odparł zdziwiony – A gdy ciebie całowałem to bolało?
- Nie – chciałam go jeszcze o coś spytać, ale bałam się – A czy mógłbyś mnie pocałować? Tylko tak żeby nie bolało… - szepnęłam. Chłopak przybliżył swoją głowę do mojej i złączył nasze usta w pocałunku.
- A kto tak całuje, że boli, co? – zapytał.
- Powiem Ci jak pocałujesz mnie jeszcze raz – oznajmiłam. Białowłosy szybko złączył nasze usta w pocałunku.
- No, mów – zażądał.
- Tajemnica – uśmiechnęłam się.
- Obiecałaś, że powiesz!
- A dasz mi cukierka?
- Dam.
- Leo.
- Chcesz mi powiedzieć, że Leo… - wiedziałam, że nie może wypowiedzieć tego słowa.
- Tak – powiedziałam.
- Przepraszam! Przepraszam! Nie powinienem Cię zostawiać samej – przytulił mnie mocniej do siebie.
- Za co mnie przepraszasz? Przecież to nie twoja wina – wyszeptałam. 
                Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Położył na łóżku. Wyjął z szafy jedną z moich bluzek i zarzucił ją na mnie. Obwiną mnie kołdrą i posadził na swoich kolanach. Zaczął nami kołysać w tą i z powrotem. Moje powieki robiły się coraz cięższe, a gdy różnooki zaczął nucić coś pod nosem odpłynęłam…


No macie rozdział szybciej! Miał być dłuższy, ale to nic. Brzydki Leo afe! Głosujcie w ankiecie o opowiadaniu. Mam napisane po rozdziale i prologu z każdej kategorii wymienionej w ankiecie. Chce ktoś trochę mojej weny?! Mnie kurwica bierze kiedy nie mogę pisać! Jeszcze kilka rozdziałów i koniec :(