czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 21 – Próba…

                Ale ciemno. Jest tu ktoś? Dlaczego tu jest taka ciemnica?! Aaaaa… muszę otworzyć oczy! Ręką dotknęłam głowy. Dlaczego głowa tak mnie boli? Co to za mokra ściera na mojej głowie?! Otworzyłam oczy. Wszystko jest rozmazane. Zamrugałam kilka razy. Obraz stał się wyraźny. Ale fajny sufit… Ale gdzie ja jestem do chuja?! I na czym leżę?! To tylko kanapa. Próbowałam usiąść, ale powstrzymała mnie czyjaś ręka.
- Nie wstawaj – usłyszałam głos Nataniela – Zadzwoniłem po Lysandra. Zaraz tu będzie.
- Ale co się stało? – kurwa! Moja głowa!
- Nie wiem – odparł – Szedłem do biblioteki, bo trochę się spóźniłem i znalazłem cię leżącą pod schodami – nagle wszystko mi się przypomniało. Ta dziewczyna. O co jej chodziło?
- Boże, ta suka mnie zepchała – powiedziałam.
- Ta suka, czyli kto? – zdziwił się.
- Brunetka, ubrana jak dziewczyna lekkich obyczajów ładnie mówiąc – wyjaśniłam – Ja to jestem zajebista. Dziewczyna zobaczyła mnie pierwszy raz na oczy, a już chce mnie zabić – zaśmiałam się – Ała moja głowa – przekręciłam się na brzuch.
- Debra – wyszeptał blondyn.
- Kto? A nie ważne! Gdzie jestem? – spytałam.
- W pokoju gospodarzy – usiadł na krześle. W tym momencie do pomieszczenia wpadł Lysander.
- Nataniel! Co tu się do jasnej cholery stało?! – naskoczył na blondyna.
- Z tego, co mówi Olivia to Debra zepchała ją ze schodów – odparł.  Białowłosy zamarł w bezruchu.
- Nic ci nie jest? – spytał i usiadł obok mnie na kanapie. 
- Jakoś żyję – westchnęłam – Trochę boli mnie głowa.  Mam nadzieję, że przyjechałeś autem, bo ja na nogach nigdzie nie idę.
- Niestety przyjechałem autobusem.
- Nieeeeeee! – upadłam twarzą na poduszkę – A zawieziesz mnie na barana? – spytałam i spojrzałam na niego błyszczącymi oczami.
- Dobra – uśmiechnął się do mnie.
- A kto to Debra? – spytałam i znów wróciłam do poprzedniej pozycji.
- Nikt – odparł.
- Lysander sądzę, że powinieneś jej powiedzieć – wtrącił Nataniel.
- Ech… - westchnął kolorowooki  - Debra to była dziewczyna  Kastiela – głaskał mnie po plecach i nic więcej nie mówił.
- Powiedziała, że jestem waszą zabawką – wyszeptałam. Lys na chwilę przestał mnie głaskać, ale po chwili wrócił do poprzedniej czynności.
- To nie prawda. Wiesz, że cię kocham… - zaczął coś jeszcze mówić, ale mu przerwałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
- A jeżeli to prawda? – zapytałam ze łzami w oczach.
- Nie powinnaś wierzyć w to, co powiedziała  - przytulił mnie.
- Dlaczego? Może to prawda, co? – szepnęłam wtulona w białowłosego.
- Spójrz na mnie – powiedział to tak władczym tonem, że nie mogłam nie wykonać tego polecenia. Patrzyłam w jego cudowne oczy – Kocham cię i na pewno nie jesteś moją zabawką. Jeżeli ktoś cię skrzywdzi to porozmawia sobie za mną – rozpłakałam się. Mam takiego wspaniałego chłopaka. Nie zasłużyłam na niego. Przytulił mnie.
- Ciiiiiiiii, nie płacz. Jestem przy tobie – mówił do mnie uspakajające słowa – Nikt cię nie skrzywdzi. Cichutko. Nie lubię jak płaczesz, wiesz? – głaskał mnie po włosach. Gadał, co mu ślina na język przyniesie, ale to mnie uspokajało. Po kilku minutach przestałam płakać. Oderwałam się od Lysandra i spojrzałam na Nataniela. Na jego twarzy malował się szok.
- Ale za mnie beksa – powiedziałam i wytarłam łzy z policzków. Uśmiechnęłam się lekko. Lysander westchnął i przykucnął obok moich nóg. O co mu chodzi?
- Obiecałem, że zawiozę cię na barana do domu – jakby czytał mi w myślach – Wskakuj.
                Wskoczyłam na jego plecy. Chłopak wstał i podszedł do drzwi. Nie za bardzo mógł je otworzyć trzymając mnie na rękach, więc z pomocą przyszedł nam Nataniel. Otworzył drzwi. Lysander powiedział jeszcze ciche „dziękuję” i wyszliśmy z pokoju gospodarzy. Wtuliłam się w Lysa i ziewnęłam. Poczułam się strasznie senna. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam…
                                                                                              *Lysander*
                Niosłem Olivię do domu. Nie była ciężka. Wręcz przeciwnie była lekka jak piórko. Właśnie wyszedłem z liceum, kiedy usłyszałem, że brunetka cicho pochrapuje. Pewnie zasnęła. Nic dziwnego. Debra zepchała ją ze schodów, a potem mówiła, że boli ją głowa. Ale, po co ta idiotka ją zepchała?! I jeszcze to, że mówiła jej, że jest naszą kolejną zabawką. Jak to naszą? Chodziło jej o mnie i Kastiela? Ta dziewczyna zwariowała czy co? A gdyby Oli coś się stało? Nawet nie chcę o tym myśleć. Ludzie, którzy nas mijali dziwnie się na nas patrzyli. Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się pod jej domem. Szarpnąłem za drzwi. Zamknięte. Nie chciałem jej budzić, ale musiałem. Postawiłem ją na ziemi. Wciąż ją trzymałem, bo praktycznie spała.
- Kochanie gdzie masz klucze? – spytałem.
- W torbie – powiedziała tak cicho, że prawie jej nie słyszałem.
                Zdjąłem jej torbę ze swojego ramienia i zacząłem w niej grzebać. Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewa za to. Gdy przekopałem się przez książki, jakieś kosmetyki i spinki do włosów znalazłem klucze. Otworzyłem drzwi i z powrotem porwałem dziewczynę w swoje ramiona. Wszedłem do domu zamykając za sobą drzwi i zaniosłem ją do jej pokoju. Delikatnie ułożyłem na łóżku i zdjąłem jej szpilki z nóg. No nie powiem bardziej podoba mi się jej ta nowa wersja. Pomyślałem, że wygodniej będzie jej spać bez ubrań. Zacząłem ściągać z niej czarne skórzane spodnie, w których jej pupa wygląda cudownie. Najchętniej zakazałbym jej ich zakładania, bo nie mogłem znieść tego, że ktokolwiek inny mógł bezkarnie rozbierać ją wzrokiem. Potem zdjąłem z niej szarą, króciutką kurteczkę. Teraz spała w samej białej bluzce i bieliźnie. Ubrania złożyłem i położyłem na fotelu. Dziewczyna poruszyła się na łóżku i coś wymamrotała. Podszedłem do niej bliżej. Otworzyła na chwilę oczy i pociągnęła mnie za rękę. Najwidoczniej chciała, żebym się obok niej położył. Rozebrałem się  z płaszczu i po chwili leżałem obok Olivii. Wtuliła się we mnie mocno. Wsunęła swoje stópki pomiędzy moje łydki grzejąc je sobie. Jej stopy były strasznie zimne. Po kilku minutach sam zasnąłem…
                                                                              *Olivia*
                Obudziłam się i poczułam, że coś ciepłego mnie przytula. Lysander! Ty mój ciepły misiu! Jakimś cudem wydostałam się z jego uścisku. Byłam w samej bluzce i bieliźnie. Szybko ubrała na siebie spodnie. Wyszłam na balkon, który znajdował się w pokoju mojego brata. Widok z niego był na ulicę, a z mojego na nasze małe podwórko za domem. Zawiał zimny wiatr. Zadrżałam, ale nie wróciłam do środka. Wręcz przeciwnie usiadłam na barierce. Zaczęłam machać nogami, które swobodnie zwisały. Podziwiałam, co dzieję się na ulicy. Widziałam kobiety, mężczyzn, dzieci, zwierzęta… Wsłuchiwałam się też w odgłosy. Szelest liści, odgłosy samochodów, śmiechy, a nawet pochrapywanie Lysa. Jacyś chłopcy w moim wieku - może starsi może nie – przechodzili właśnie chodnikiem i jeden z nich krzyknął do mnie:
- Hej ty! Może cię ogrzać, bo widzę, że trochę się trzęsiesz z zimna – po czym uśmiechnął się kpiąco. Wtedy poczułam, że ktoś mnie obejmuje. By to Lys.
- Jak ja cię zaraz ogrzeję to zobaczysz… - warknął do niego. Mina mu zrzedła. Białowłosy pożegnał ich jeszcze środkowym palcem. Poszli klnąc coś pod jego adresem – Myślisz, że twój brat pogniewa się jak cię gdzieś porwę? – spytał.
- Chyba nie… A tak w ogóle jest już w domu?
- Obudziłem się, bo słyszałam, że ktoś coś stłukł w kuchni – wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Ubrałam się w kurteczkę i założyłam buty.
-  gdzie chcesz mnie zabrać? – spytałam przytulając go.
- Niespodzianka – pogłaskał mnie po głowie.
- Olivia? Żyjesz? – do pokoju wparował mój brat.
- Jakoś żyję – uśmiechnęłam się.
- No to dobrze – pojrzał na Lysandra – O Lys! Skąd ty się tu wziąłeś? – ten to ma ogara. Zaśmiałam się – A ciebie, co tak śmieszy? – spytał.
- Nic – przybrałam poważny wyraz twarzy. Poparzyłam na czarnowłosego zabójczym wzrokiem.
- Weź tak na mnie patrz – nie odrywałam od niego swojego zabójczego wzroku – Ej no! Weź! – prawie wybuchłam śmiechem, ale wciąż patrzyłam się na niego – Lys! Powiedz jej coś!
- Mówię ci coś – powiedział białowłosy. Zaczęłam się śmiać. To po prostu był napad głupawki. Po chwili runęłam na ziemię i zaczęłam się po niej tarzać. Chłopcy patrzyli na mnie dziwnie. Po kilku minutach wstałam z podłogi i otarłam łzę z kącika oka.
- No, więc Lysiu, kiedy wychodzimy? – spytałam opierając się o niego.
- Jeżeli mamy zdążyć to za piętnaście minut. A tak z innej beczki widziałaś mój notes? – zaczął się rozglądać po pokoju.
- Wow! Stop! Gdzie idziecie? Mam nadzieję, że nie do żadnego klubu i nie pij alkoholu – zwrócił się do mnie.
- Nie wiem. To niespodzianka. Nawet nie dotknę alkoholu – podniosłam dwa palce do góry – Słowo harcerza!
- Dobra. Legalnie pozwalam na wyjście. Ma wrócić przed dwudziestą drugą. W innym przypadku zginiesz marnie – ostatnie dwa zdania powiedział do Lysa.
- Spoko odstawię ją przed dwudziestą drugą – uśmiechnął się.
- Trzymam za słowo – posłał mu groźne spojrzenia.
- Dobra to ja ten – zakłopotałam się – Przebiorę się jakoś. Zrobiłeś pranie? – spytałam Przemka.
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! – krzyknął.
- Boże – spojrzałam w sufit – Dlaczego ja?! Wyjdźcie! – wygoniłam ich z mojego pokoju.
                Podeszłam do szafy i zaczęłam w niej grzebać. Mam dziesięć minut, żeby coś znaleźć. Co by tu na siebie włożyć?! Wyjęłam dżinsowe czarne spodenki, ciemne rajstopy z wyszytymi kwiatkami. Do tego brązowa bluzka, buty podobne do glanów tego samego koloru cokoszulka. Poszłam do łazienki. Poprawiłam makijaż i uczesałam włosy. Szybko się przebrałam i już chciałam wyjść, kiedy zobaczyłam notes Lysa leżący obok szafki na ręczniki. Podjęłam go i zbiegłam na dół gdzie byli chłopcy. Podeszłam do nich i pomachałam białowłosemu notesem przed oczami.
- Znalazłam – odebrał ode mnie swoją własność.
- Dzię… - spojrzał na mnie i zaniemówił.
- Może i jesteś jej chłopakiem, ale nie rozbieraj jej wzrokiem przy mnie – ostrzegł mój „kochany braciszek”
- To znaczy… ten… dziękuję – uśmiechnął się i popatrzył na mnie z pożądaniem – Idziemy? – złapał mnie za rękę.
- Tak! – poszliśmy w stronę drzwi. Założyłam jeszcze czarną, skórzaną kurtkę.
                Wyszliśmy z domu. Szliśmy chodnikiem trzymając się za ręce. Nikt nic nie mówił. Nie była to krępująca cisza wręcz przeciwnie. Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą dużo. Rozumieliśmy się bez słów. Słońce przyjemnie grzało. W końcu już jest wiosna. Dobrze, że zima nas opuściła. Miałam dość śniegu, mrozu. Kierowaliśmy się w stronę ulicy gdzie jest dużo opuszczonych domów.  Podeszliśmy pod jeden opuszczony budynek. Nie bałam się, bo to Lys. On nie może mi nic zrobić. Chyba… Puściłam jego rękę i wyłamałam palce. Białowłosy spojrzał na mnie i zapytał:
- Nie boisz się mnie, prawda?
- N-nie – kurwa! Zająkałam się, a on wie, że robię to wtedy, gdy się boję.
- Nie bój się – przytulił mnie – Już ci kiedyś powiedziałem, że prędzej dałbym sobie uciąć rękę niż cię skrzywdzić – mówił wolno, co mnie trochę uspokoiło – Pamiętasz jak ci kiedyś obiecałem, że zabiorę cię na próbę naszego zespołu?
-  Tak – uśmiechnął się.
- Chodź – powiedział i zaczął się wspinać. Przeszedł przez wybite okno do środka – Mam nadzieję, że umiesz się wspinać! – krzykną z góry.
- Jasne, że umiem! Ciotą nie jestem – ostatnie zdanie szepnęłam do siebie.
                Zaczęłam wdrapywać się po ścianie budynku. Na szczęście miała dużo wystających cegieł, po których mogłam spokojnie wchodzić. Po kilku minutach i drobnej pomocy Lysa przy przechodzeniu przez okno byłam w środku. Wszędzie były pajęczyny, a po kątach leżały jakieś graty. W drugiej stronie pomieszczenia stały instrumenty. Na środku była stara, zniszczona, zielona kanapa, obok niej znajdowała się mała przenośna lodóweczka. Na kanapie siedzieli Kastiel, Armin, Alexy i Violetta. Czekaj! Wróć! Violetta?! Każdego bym się spodziewała, ale nie jej! Ciekawe, co tu robi?
- Cześć Viola! – ryknęłam i podbiegłam do fioletowłosej. Siedziała obok Kastiela. Wepchałam swoje szanowne cztery litery pomiędzy nich.
- Hej Olivia – szepnęła.
- Może nie widziałaś, ale rozmawialiśmy – powiedział zirytowany Kastiel.
- Nie, nie widziałam, bo jestem krótkowzroczna – z tym, że jestem krótkowzroczna to prawda. Nie noszę okularów, bo wyglądam w nich jak pół dupy zza krzaków, a że w miarę dobrze widzę to tylko czasem w nich chodzę.
- Może zaczniemy już próbę? – spytał Armin.
- Dobra. Lusiu masz nowy tekst?! – wydarł się Kastiel. Lysander właśnie odpłyną do swojej krainy. Przynajmniej tak sądziłam – Słuchasz mnie?! – wydarł się jeszcze głośniej – Armin obmacuję Ole – powiedział spokojnie.
- Co?! Zabiję dziada! – wszyscy zaczęli się śmiać oprócz Armina i Lysa. Podeszłam do białowłosego i przytuliłam.
- Armin mnie nie obmacywał – wiedziałam – Kastiel tylko tak mówił, bo go nie słuchałeś.
                Białowłosy westchnął, pocałował mnie i podszedł do instrumentów. Zaraz za nim powędrowała reszta zespołu.  Najpierw coś do siebie mówili, a potem zaczęli grać. Kilka razy przerywali w trakcie trwania piosenki, ale mimo to było wspaniale. Pop skończonej próbie usiedli obok mnie i Violetty. Z lodówki wyciągnęli sobie po piwie, a mi i Violce dali sok w kartoniku.
- Dlaczego wy pijecie procenty, a my z Violettą pijemy jakieś soki? – spytałam patrząc na kartonik w mojej ręce.
- Z tego co pamiętam obiecałaś bratu, że nie będziesz piła alkoholu – Lysander podniósł brwi w górę.
- A ty obiecałeś mu, że odstawisz mnie przed dwudziestą drugą, a jest dwudziesta druga czterdzieści trzy – uśmiechnęłam się chowając telefon, w którym przed chwilą patrzyłam godzinę.
- Osz w dupę… - szybko wstał i pociągnął mnie za rękę do „wyjścia” – Cześć wszystkim! – ryknął i zaczął wychodzić przez okno.
- Cześć… - zaśmiałam się.
- Długo mam czekać?! – usłyszałam krzyk Lysandra z dołu. Zachichotałam. O boże ja przecież nie chichoczę. Co ty ze mną robisz, Lys?!
                Powoli zaczęłam wychodzić przez okno. Tylko żeby nie podrzeć rajstop. Tylko żeby nie podrzeć rajstop. Powtarzałam to sobie w głowie cały czas. W końcu byłam  na dole. Lysander złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku mojego domu. Szedł szybko, ja prawie biegłam.
- Weź zwolnij! – ryknęłam- Jesteś większy i masz dłuższe nogi! Ty idziesz, a ja biegnę za tobą! – zatrzymał się, a ja oparłam ręce na kolana i zaczęłam głęboko oddychać.
- Przepraszam – powiedział – Bardzo się zmęczyłaś?
- Czuję się jak kobieta w ciąży po przebiegnięci maratonu – wysapałam. Zauważyłam, że jesteśmy pod moim domem – Patrz to mój dom! – pomachałam sąsiadce, która nas podglądała.
- Komu ty machasz? – zdziwił się różnooki.
- Wścibskiej sąsiadce. Weź jej pomachaj, bo będzie nas podglądała – warknęłam. Lysander odwrócił się i z wielkim bananem na ustach pomachał kobiecie. Ta szybko odeszła od okna. Oboje zaśmialiśmy się.
- To do jutra – pocałował mnie w policzek, a ja zaczęłam kierować się w stronę domu.
                                                                                              ***
                Właśnie wróciłam ze szkoły. Dziś o dziwo było w niej normalnie. Nudne lekcje, stres przed sprawdzianem z matmy, obrzydzenie jedzeniem ze stołówki. Siadłam przed telewizorem i zaczęłam oglądać reklamy. Jak ja kocham oglądać reklamy! Bo kto ich nie kocha?! A tak na serio to zapomniałam, co tak naprawdę oglądałam. Brat jest w swoim pokoju ze swoją dziewczyną, która jest naprawdę miła (tak dla przypomnienia. Dziewczyna Przemka ma na imię Aleksandra. Olivia poznaje ją po tym jak brat ją uderzył i na drugi dzień wraca do domu. Dobra już nie przynudzam wracajcie do czytania rozdziału XD). A może poszłabym do Lysa? Tak to dobry pomysł.
- Wychodzę! – wydarłam się na cały dom.
- Dobra! – usłyszałam głos Przemka.
                Wyłączyłam telewizor i zaczęłam ubierać się w czarną, skórzaną kurtkę. Dziś ubrana byłam w dżinsowe krótkie spodenki, pod którymi znajdowały się leginsy w kwiatki, białą bluzkę i jasnobrązowy żakiecik, który teraz zasłaniała kurtka. Po kilku minutach znalazłam się pod blokiem braci. Zadzwoniłam domofonem.
- Hej! To ja Olivia – powiedziałam.
- Wejdź – odpowiedział mi Leo. Weszłam do budynku. Po chwili znalazłam się na odpowiednim piętrze. Weszłam do mieszkania, które było otwarte. W salonie na kanapie siedział Leo.
- Lysa nie ma, ale możesz na niego poczekać. Powinien być za godzinę – powiedział głosem wypranym z uczuć. Zdjęłam kurtkę i buty. Podeszłam bliżej niego. Miał czerwone oczy. Płakał? Usiadłam obok czarnowłosego.
- Co się stało? – spytałam.
- Nic – odparł i zaczął się przyglądać moim skarpetkom.  Uśmiechnął się. Co jest w nic takiego zabawnego. Sama zaczęłam się im przyglądać. Zwykłe w kolorowe paski skarpetki. 
- Nie umiesz kłamać – stwierdziłam i oparłam się o oparcie kanapy – Wiesz lepiej jest się komuś wygadać – westchnął i zaczął mówić.
- Rozalia ze mną zerwała – dobra tego się nie spodziewałam.
- Dlaczego?
- Powiedziałem jej, że mam dziecko, a ona stwierdziła, że nie chce pilnować żadnego bachora i że to już koniec z nami – widziałam jak jedna łza skapnęła na dywan. Przytuliłam go. Zdziwił się, ale po chwili objął mnie.
- Nie zasłużyła na ciebie – mocniej go przytuliłam. Czułam jak gorące łzy skapują na moje ubranie – Gdzie Kevin? – spytałam.
- Był zmęczony dniem w nowym przedszkolu, więc zasną – spojrzał na moją twarz.
Zaczął się zbliżać do mojej twarzy. Nasze usta dzieliły centymetry, a po chwili tylko milimetry. Szybko pokonał przestrzeń dzielącą nasze usta. Co on wyprawia?! Chodzę z jego bratem, a on mnie całuję. Szybko się od niego oderwałam.
- Co ty robisz? – spytałam. Nie będę się wydzierała, bo obudzę młodego.
- Przepraszam – wyszeptał i przytulił się do poduszki.
Oblizałam usta, na których miałam smak jego warg. Zrobiło mi się go szkoda. Znów usiadłam obok niego, przytuliłam i pocałowałam w policzek. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale wtulił się we mnie bardziej. Widać było, że brakuje mu bliskości. Znów popatrzył na mnie. Skinęłam głową, a ten pocałował mnie. Czułam się trochę dziwnie, ale nie przerywałam pocałunku. Złapał mnie za biodra i przyciągną bliżej siebie. Niepewnie włożyłam swoje ręce w jego włosy. Jego wargi były miękkie. Agresywnie wepchał język do mojej buzi. Był zupełną przeciwnością swojego brata. Białowłosy był delikatny, ostrożny jakby bał się, że zrobi mi krzywdę. Po chwili sama zaczęłam się wczuwać.
- Jesteś wspaniała – wyszeptał i lekko przygryzł mój język – Taka delikatna – szepnął – Słodka… - zaczął całować moją szyję – Jesteś przeciwieństwem tej suki… Och… - mówiąc „suki” chyba miał na myśli Rozalię. Po kilku minutach wymieniania się śliną Leo zaczął ściągać ze mnie bluzkę. Posłałam mu spojrzenie, w którym było widać przerażenie.
- Nie bój się – przygryzł moje ucho – Lysander o niczym się nie dowie. To będzie tylko zwykły sex – uśmiechnął się.
- Ale… - zawahałam się – Dobrze – wróciliśmy do poprzedniej czynności.
                Leo podniósł mnie z kanapy i zaniósł do swojego pokoju. Dosłownie rzucił mnie na łóżko i położył się obok mnie.
                                                                                              ***
                Leżałam wtulona w Leo. Bolał mnie brzuch. Zrobił to zbyt agresywnie. Ale nie powiem, że mi się to nie podobało.
- Przepraszam… - szepnął mi do ucha – Nie powinienem był tak mocno… - przerwałam mu.
- Nic się nie stało – przekręciłam się na drugi bok i na mojej twarzy pojawił się grymas bólu.
- Mocno cię boli? – przytulił mnie.
- Trochę – szepnęłam.
- Pójdę po jakieś tabletki przeciwbólowe – ubrał się i wyszedł z pokoju. Sama wstałam z łóżka i włożyłam ubrania. Po kilku minutach do pokoju wszedł Leo – Lysander wrócił – głośno przełknęłam ślinę- Trzymaj – podał mi tabletkę – Jak coś to rozmawialiśmy tutaj, żeby nie obudzić młodego – połknęłam proszek i popiłam napojem.
- Spoko – trochę się denerwowałam.
- Nie martw się nic mu nie powiem – krótko pocałował mnie w usta.
- Słońce! – krzyknął Lysander – Czekałaś na mnie?
- Tak – czułam, że robię się czerwona. Było mi głupio, że zrobiłam TO z jego bratem.
- Dobrze się czujesz? – zmartwił się – Jesteś czerwona na twarzy. Może masz gorączkę? – przyłożył mi rękę na czole – Leo pójdź po termometr – zwrócił się do swojego brata.
- Trochę boli mnie brzuch… - szepnęłam.
- Chodź do mnie – usiadł na brzegu łóżka i rozłożył ręce, żebym usiadła na jego kolana. Wdrapałam się na jego kolana. Przytulił mnie głaskając po plecach.
- Trzymaj – Leo przyniósł termometr.
- Jednak jesteś chora – stwierdził gdy urządzenie zaczęło pikać. Wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Położył na łóżku i przykrył kocem. Wyszedł po jakieś lekarstwa do apteki. Do pokoju wbiegł Kevin. Był podobny do Leo. Te same rysy twarzy, czarne włosy, ale zdziwiło mnie to, że tak jak Lysander ma dwukolorowe oczy. Jedno jest szare, a drugie czarne.
- Cześć – przywitałam się z nim.
- Cześć – położył się obok mnie na łóżku.
- Jak tam w nowej szkole? – spytałam.
- Dobrze. Poznałem kolegów i fajnie było – uśmiechnął się. Wtedy do pokoju przyszedł Leo.
- O tu jesteś mały – usiadł na brzegu łóżka.
- Tato! A mogę pokazać pani mój nowy obrazek – wykrzyczał wstając z łóżka.
- Mów mi Olivia – uśmiechnęłam się. Czarnowłosy zaśmiał się.
- Możesz, możesz – poczochrał mu włosy. Chłopczyk wybiegł na korytarz.
- Przepraszam – spojrzał w moje oczy – To przeze mnie się rozchorowałaś. Zdenerwowałaś się, że Lys się dowie i zachorowałaś. Przepraszam.
- Nic się nie stało – chciał coś powiedzieć – Naprawdę.
- Mogę się położyć obok ciebie? – spytał.
- Dobra – posunęłam się w stronę ściany. Położył się obok mnie. Włożył rękę pod moją głowę. Po chwili do pokoju wbiegł Kevin. Położył się między mną, a Leo. Zaczął opowiadać o swoim dziele. Powiedziałam mu, że też lubię rysować. Postanowił, że kiedyś razem musimy coś narysować. Długo jeszcze rozmawiałbym z chłopczykiem, ale wrócił Lysander.
- Wracam do domu i co widzę? – zaczął śmiejąc się białowłosy – Że dwóch facetów przywala się do mojej dziewczyny – zaśmiał się i położył za mną przytulając. I tak we czwórkę leżeliśmy na łóżku rozmawiając i śmiejąc się. Po kilku godzinach wszyscy zasnęli. Było ciasno, ale też i przyjemnie.   

Zaskoczeni takim obrotem spraw?!
Proszę komentować! XD 
Kuroshitsuji dawaj i 1D i 3 biberów i ich fanki! Powybijam to dziadostwo! 

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 20 - Początek kłopotów...


                Dzisiejszy Dzień zaczął się zwyczajnie. Jak zwykle wyszykowała się do szkoły i poszłam do niej. Teraz mam przerwę na drugie śniadanie. Siedzę w stołówce. Jem pączka i znudzona jakąś historią opowiadaną przez Lysa przytakuję mu. Przyglądam się Amber. Podrywa jakiegoś nowego chłopaka. Oby nie przyszła tu. Niestety albo stety jej czerwonowłosy obiekt pożądania siedzi po mojej lewej stronie. Leniwie przeżuwam kawałek pączka. Przełykam prawie dławiąc się, gdy Amber podchodzi do naszego stolika. Usiadła obok Kastiela. Jej perfumy duszą mnie. Ciekawe, jaką mają nazwę? Cichy zabójca? Nie! Raz w podstawówce, gdy jechaliśmy na wycieczkę chłopaki pierdzieli. Jeden z nich puścił cichacza, który okazał się być zabójcą. Wygrał i dostał nazwę cichy zabójca. Choć te dwa zapachy są do siebie podobne. Tak to cichy zabójca. Lysander nie zraził się tym, że blondynka przysiadła się obok nas i opowiadał dalej. Z zamyślenia wyrwał mnie ryk białowłosego:
- Olivio Emilii Evans! – skąd on zna moje drugie imię? – Czy ty mnie słuchasz?!
- Słucham cię – odparłam.
- To, co przed chwilą mówiłem? – założył ręce na piersi.
- Że kochasz mnie ponad życie? – strzelałam w ciemno. Uśmiechnęłam się niewinnie.
- Nie – powiedział i zrobił obrażoną minę.
- Ech… no dobra nie słuchałam cię – powiedziałam ze skruchą – Ale za to ty powiedziałeś, że nie kochasz mnie ponad życie – stwierdziłam i jakimś cudem udało mi się uronić łzę.
- Olivia… - przytulił mnie – Przecież wiesz, że cię kocham – i tak odwraca się kota ogonem. Uczcie się ode mnie.
Oderwałam się od niego i jakby nigdy nic jadłam dalej.  Patrzyłam się przed siebie. Nagle mój wzrok przykuły spodnie w moro. Spojrzałam na twarz tego osobnika. To Kentin. Lysiek nieźle mu przywalił. Miał ogromną śliwę. Kierował się w naszą stronę. Zaraz, co?! Idzie tu?! Zadławiłam się pączkiem. Białowłosy poklepał mnie po plecach. Gdy przestałam dychać spojrzał tam gdzie ja. Brunet usiadł naprzeciwko mnie. Lysander objął mnie ramieniem dając poczucie bezpieczeństwa.
- Czego chcesz? – warknął Lys, tak lodowatym tonem, że sama poczułam ciarki na plecach.
- Na pewno niczego od ciebie – stwierdził – Przyszedłem do Olivii – przełknęłam głośno ślinę – Chciałem przeprosić.
- Prze-przeprosiny przy-przyjęte – jąkałam się. No cykałam się nie powiem, że nie.
- Idź sobie – jęknął Kastiel, który w końcu pozbył się blond pudla – Najpierw Amber teraz ty… za dużo frajerów dziś widziałem, a jak jeszcze Srajtaniel będzie za mną chodził, żebym podpisał usprawiedliwienie to jebnę – wyżalił się.
- No właśnie idź sobie – powiedział Lys – Olivia nie chce z tobą rozmawiać – przytulił mnie mocniej.
- Chcę usłyszeć jej zdanie – uśmiechnął się. Nic nie mówiłam tylko wtuliłam się mocniej w Lysa.
- Sądzę, że to mówi samo za siebie – stwierdził różnooki.
- Wypad palancie! – warknął Kastiel – Pójdziesz sam czy mam ci pomóc?
                Kentin poszedł, a ja zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam. Może powinnam powiedzieć, żeby został? Nie! Dobrze, że sobie poszedł. Przez niego straciłam apetyt. Westchnęłam i zaczęłam siorbać skok z kartonika. Jabłkowy. Pyszny. Kastiel gdzieś poszedł. Prawdopodobnie zapalić. Lysander wyglądał jakby też chciał zapalić. Warczał na każdego, a w tym przypadku na mnie.
- Olivia zaraz wrócę – lekko się uśmiechnął.
- Dobra – uśmiechnęłam się do niego najpiękniej jak umiałam.              
Pocałował mnie krótko w usta i poszedł.  Znów zaczęłam się przyglądać tłumowi nastolatków. Zielone włosy, a tu różowe, a nawet niebieskie. To pewnie Alexy. Blond włosy, które się do mnie zbliżają. Zaraz! Wróć! A to tylko Nataniel. Ale co on chce ode mnie? Jak zwykle ubrany był w koszulę, niebieski krawat, spodnie wyprasowane na kancik, buty wypastowane, aż błyszczały od nadmiaru pasty. Dwa długopisy wystawały z kieszonki, blond włosy okalały twarz. Uśmiechał się przyjaźnie. Po akcji z rozdzieleniem Lysa i Kentina urósł w moich oczach.
- Cześć – przywitał się ze mną. Nigdy nie rozmawialiśmy tak po prostu. On musiał czegoś chcieć ode mnie. Nie było innej opcji.
- Hej – uśmiechnęłam się. Usiadł naprzeciwko mnie.
- Wiesz chciałbym zapytać czy dobrze się czujesz? – na sto procent coś się z tym kryje lub chce się upodobać dyrektorce. Po tym całym porwaniu często ze mną rozmawiała.
- Wszystko jest ok – uśmiechnęłam się. Upiłam łyk soku. Mam już dość tego szczerzenia się.
- Widziałem jak Kentin rozmawiał z tobą – spojrzał na mnie znacząco, a ja miałam ochotę wypluć ten sok.
- Naprawdę wszystko jest ok – zapewniłam go.
- Zawsze możesz mi powiedzieć, a ja z nim porozmawiam, ale nie po to przyszedłem – ocho zaraz walnie jakąś bombą – Widziałem, że nie za bardzo radzisz sobie z materiałem z matematyki. Może mógłbym do ciebie przyjść i pouczylibyśmy się? – miał rację. Przez miesiąc nie było mnie w szkole i mam duże zaległości. Uzupełniłam notatki z lekcji, ale nie rozumiem nic. Więc jednak chce się upodobać dyrce. Zgodzić się? Czy może nie? A co tam!
- Spoko. Możemy się pouczyć – uśmiechnęłam się.
- Dziś po szkole u ciebie? – spytał.
- Wiesz gdzie mieszkam? – zdziwiłam się.
- Szkolne akta – wytłumaczył. Co za bezczelny blondas! Grzebać w moich aktach?! To grozi karą śmierci!
- Może być – powiedziałam od niechcenia.
- Do zobaczenia – odszedł. Zaraz obok mnie siedział Lys i Kas.
- Co on od ciebie chciał? – spytał od razu białowłosy.
- Lys, czy ty musisz wszystko wiedzieć? – spytałam. Popatrzył na mnie jakby… urażony? Tak urażony.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? – w jego głosie można było usłyszeć smutek i złość.
- Lysander to… - zaczęłam, ale nagle mi przerwał.
- Nie tłumacz się! – ryknął na mnie – Ja wszystko rozumiem.
Wstał od stołu. Popchnął jakiegoś dryblasa i chciał wyjść, ale ogromny chłopak zaczął mu wygrażać, za to, że go popchnął.  Odciął mu się, za co dostał w twarz. Uderzenie było tak mocne, że różnooki upadł na podłogę. Z żądzą mordu wstał z ziemi. Uderzył dryblasa w twarz. Po chwili rozpętała się bójka. Szybko podbiegłam do chłopaków. Kastiel już próbował ich rozdzielić. Złapał Lysandra i przytrzymał. Jacyś chłopacy przytrzymali tego drugiego.
- Kastiel puść mnie! Idę zapalić! – ryknął białowłosy. Czerwonowłosy puścił swojego przyjaciela.
Otworzył drzwi prawie wyrywając je z zawiasów.  Pobiegłam za nim. Poszedł na dziedziniec. Wyjął paczkę papierosów, ale zaraz cisnął ją przed siebie. Pewnie skończyły mu się. Usiadł na ławce i zaczął cicho śpiewać.
(Lysander)
Gdybyś powiedziała mi, że kiedyś będą tutaj wszyscy
Nigdy bym nie zw
ątpił w to co mam
Gdybym dostrzeg
ł cię u mego boku w mojej bitwie wcześniej
Wtedy czu
łbym, że nie jestem sam
                Czy już wspominałam, że kocham ten głos?! Chyba tak, ale powiem jeszcze raz kocham, gdy śpiewa. Nie mogłam się powstrzymać i włączyłam się do śpiewania.
(Olivia)
Przerzuć kartkę, zaryzykuj, bądź dziwakiem
Nie id
ź ścieżką, własną depcz, otwórz głowę
Zanim powiesz, zrozum, b
ądź
Nigdy nie burz, buduj, twórz
Smakuj, milcz, my
śl i czuj
                 Spojrzał w moją stronę. Uśmiechnęłam się do niego.
(Razem)
Zrozumiałem - by żyć musisz chwytać dzień
Wsta
ń by biec, bo istnieć nie znaczy żyć
We
ź się w garść, ten dzień jest twoim dniem
A wierz
ę, że będzie dla każdego z nas piękno w naszych sercach
                Śpiewać z nim w duecie to zaszczyt. Wstał i podszedł do mnie. Patrzył mi w oczy.
(Lysander)
Gdybym nie był sobą, gdybym w mojej bitwie miał kogoś -
Czy bym wtedy zw
ątpił i wciąż stał?
Gdyby ka
żda strata mogła zysk dać i na mojej drodze,
Gdyby ka
żdy kolec różę miał...
                Ten piękny głos. Jak ja go kocham. Nie pozostało mi nic innego jak śpiewać kolejne wersy.
(Olivia)
Konotując miejsce słów, migawki zobacz
Jest ryzyko oswojenia nadal
Zb
ędna mowa, nowa krótko skrzydła
Mi
ękkość kości, kielich, ból, łapacz snów
(Razem)
Zrozumiałem - by żyć musisz chwytać dzień
Wsta
ń by biec, bo istnieć nie znaczy żyć
We
ź się w garść, ten dzień jest twoim dniem
A wierz
ę, że będzie dla każdego z nas piękno w naszych sercach
            Patrzyliśmy sobie w oczy z pożądaniem. Jedno było pewne: muzyka nas łączy. Złapał za moje ręce i wpatrzeni w swoje oczy śpiewaliśmy.
(Lysander)
Tak wiele serc, wiele słów, wiele snów jest w nas
(Olivia)
Tak wiele łez, wiele chwil, jest w nas
(Lysander)
Tak wiele serc, wiele słów, wiele snów jest w nas
(Olivia)
Tak wiele ciepła jest w nas, jest w nas
(Razem)
Zrozumiałem - by żyć musisz chwytać dzień
Wsta
ń by biec, bo istnieć nie znaczy żyć
We
ź się w garść, ten dzień jest twoim dniem
A wierz
ę, że będzie dla każdego z nas piękno w naszych sercach
                Dyszeliśmy z zmęczenia. Nagle podbiegła do nas nauczycielka muzyki.
- Boże, jakie to było piękne – szczebiotała – Musicie zaśpiewać na otwarciu wystawy uczniów.
                Na wystawie uczniów pokazywane są prace plastyczne. W sobotę każdy, kto kupił bilet może przyjść i pooglądać dzieła. Dyrektorka zbiera na coś pieniądze tylko nie wiem, na co. Muszę się jeszcze pochwalić, że jedna z moich prac będzie stała na podwyższeniu, a to jest wielki zaszczyt.
- Z miłą chęcią – powiedział Lys. Kurwa! Co?!
- Och nawet nie wiecie jak się cieszę! No to ja już zmykam, bo muszę zrobić nowe plakaty! – pobiegła w stronę szkoły. Patrzyłam na Lysandra niedowierzając. Czy on właśnie zgodził się śpiewać na jakiejś pieprzonej wystawie obrazków malowanych przez niedojebanyc uczniów?! To chyba żart!
- Lysandrze Wiliamie Brown! – ryknęłam ile sił w płucach. Skąd znam jego drugie imię? Kastiel po kilku piwach wyśpiewa wszystko – Czy ty właśnie się na to zgodziłeś?
- Tak – powiedział z satysfakcją i głupim uśmieszkiem.  Westchnęłam. Ale zaraz zraz nie po to przyszłam. Muszę mu powiedzieć, co chciał ode mnie blondas.
- Nataniel zaproponował mi wspólną naukę – powiedziałam patrząc mu w oczy. Odeszłam. Zastawię go samego niech wszystko sobie przemyśli, zrozumie błąd.  Poszłam na resztę lekcji.
                                                                              ***
                Wróciłam do domu, w którym nie było mojego brata to nawet lepiej dla mnie. Zrobiłam sobie kilka kanapek z dżemem i zasiadłam przed telewizorem.  Nagle rozległ się głośny krzyk:
- Jestem! – był to nie, kto inny niż Przemek –Kupiłem ci coś!
- Co?! – ryknęłam i szybko pobiegłam do niego.
- To! – pokazał na pianino, które było wnoszone przez dwóch dryblasów. Pod naszym domem stał samochód podobny był do takiego, w którym przewozi się meble gdy się przeprowadza.
- Ale… jak? – nie wierzyłam w to, co widziałam – Dziękuję! – rzuciłam się na niego przytulając.
- Dusisz… - wyszeptał stłumionym głosem.
- O przepraszam – puściłam go. Faceci wnieśli pianino do salonu i przyszli po kasę do mojego brata. Szybko pognałam do domu. Stanęłam przed instrumentem i zaczęłam go oglądać. Te klawisze prosiły, żeby zacząć je naciskać. Nie mogłam, nie wytrzymałam i zaczęłam grać.
- Olivia ktoś do ciebie – powiedział mój brat z uśmiechem.
- Nie ktoś tylko Nataniel – wyszczerzyłam się – To chodź na górę – powiedziałam do blondyna. Weszliśmy do mojego pokoju. Blondyn zaniemówił z wrażenia. Pewnie rzez te wszystkie rysunki na ścianach.
- Robi wrażenie, co? – zaśmiałam się.
- Żebyś wiedziała – oglądał ściany – Jak ty możesz spokojnie spać mając jego portret nad łóżkiem? – spytał pokazując rysunek Kastiela. Wybuchłam śmiechem.
- Jak go dobrze poznasz to nie możesz go nie lubić – powiedziałam.
- Tak… - wyszeptał. Zaraz czy on powiedział „tak”? – To może chodźmy się pouczyć?
- Dobra! No to chodź do łóżka – dopiero po chwili dotarł do mnie sens mojej wypowiedzi. Nataniel zrobił się czerwony jak burak – To znaczy... chodziło mi o to żeby usiąść na łóżku i się pouczyć – czułam jak moje policzki palą się żywym ogniem. 
Usiedliśmy i zaczęliśmy przeglądać notatki. O dziwo nie nudziłam się. Nataniel był świetnym nauczycielem. Miał ciepły głos, tłumaczył wszystko powoli i był cierpliwy. Choć nie raz pokazałam, jaka jestem nie kompetentna to on nie tracił cierpliwości. Pokazał mi jak zrobić działanie. Po kilku próbach udało mi się to pojąć. Zaczęło się ściemniać. Spojrzałam na zegarek. 21:03. Ale ten czas leci. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam cię Nataniel – odebrałam telefon – Halo?
- Olivia?! – usłyszałam głos Lysa – Weź samochód i przyjedź  na ulicę „3 maja”.
- Ale co się stało? – zdenerwowałam się trochę.
- Proszę. Tylko uważaj, bo policja się wszędzie kręci.
- Ale… - zaczęłam mówić, ale mi przerwał.
- Kurwa… - rozłączył się.
- Nataniel, przepraszam, ale muszę jechać po Lysandra – uśmiechnęłam się.
- Spoko – też uśmiechnął się do mnie. Odprowadziłam go do drzwi – Do zobaczenia w szkole.
- Tak, cześć – przytuliłam go na pożegnanie – Biorę auto! – wydarłam się w głąb domu.
- Czekaj! Po co? Gdzie? Jak? I kim był ten blondyn? – Przemek zasypał mnie pytaniami.
- Lysander poprosił, żebym po niego przyjechała. Ten blondas to Nataniel, uczyliśmy się – wyjaśniłam i zaczęłam zakładać buty.
-  Nie mówię, że źle wyglądasz, ale… - i to dało mi do zrozumienia, że jednak wyglądam źle.
 Pobiegłam na górę. Przejrzałam się w lustrze. O kurwa! Bluzka w dżemie, spodnie pomazane farbą, na policzku miałam tusz z długopisu, a o włosach to już nie wspomnę. Zaczęłam szukać jakiś ubrań. Nie miałam żadnych czystych spodni. No może poza skórzanymi czarnymi rurkami. Dodam jeszcze, że są mega obcisłe. Nie ma bluz?! No chyba komuś wyjebię! Pewnie Przemek jak zawsze zapomniał zawieś pranie do pralni. Wyjęłam białą bluzkę na ramiączkach i krótką szarą kurteczkę. Przebrałam się i pobiegłam do łazienki. Umyłam twarz, uczesałam włosy i poprawiłam makijaż. Wyglądam dobrze.  Zbiegłam do przedpokoju i zaczęłam zakładać adidasy.
- Gdzie się tak wystroiłaś? – spytał Przemek.
- Nie zawiozłeś prania do pralin – powiedział.
- Wiesz, że te buty nie pasują do tego stroju? – spytał unosząc brwi do góry – I najchętniej nigdzie bym cię w tych spodniach nie puszczał bo jakiś napaleniec może się na ciebie rzucić.
- Coś jest w nich nie tak? – zrobiłam dziwną minę.
- Wszystko jest z nimi ok tylko twój tyłek wygląda w nich zajebiście – oświadczył – Masz te buty będą pasowały – podał mi czarne szpilki z czerwoną podeszwą.
- Daj – szybko je nałożyłam – I zrób to pranie.
- Sądzę, że zrobiłbym przysługę Lysandrowi jakbym go nie zrobił – zgromiłam go wzrokiem – Dobra już się ogarniam. Masz kluczyki – wyszłam z domu.
                Wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Ulica 3 maja jest na drugim końcu miasta. Wyprzedził mnie radiowóz. Lys mówił, żebym uważała, bo gliny się wszędzie kręcą. Zatrzymałam się na światłach. Ktoś zapukał do szyby. Był to Lysander i jakiś chłopak. Otworzyłam im drzwi.
- Co wyście zrobili? – spytałam spokojnym głosem. Spokojnie tylko spokojnie, bo jakie jest prawdopodobieństwo, że to przez nich wszystkie radiowozy jadą na tą ulicę?
- My? Nic – powiedział szybko białowłosy. Za szybko mi odpowiedział. Kurwa! Co oni zrobili?!
- Nie rób ze mnie idiotki Lys – ruszyłam, bo właśnie było zielone światło. Zjechałam na pobliski parking i zgasiłam silnik – Co wyście zrobili?
- No nic! – zaprzeczał chłopak. Spojrzałam na niego. Czarne włosy, czarne oczy. Przez koszulkę widać było rysy mięśni. No nawet był ładny.
- Znam Lysa i wiem, kiedy kłamie – oświadczyłam – Pytam się ostatni raz… Co wyście zrobili?!
- Olivia zrozum, że my… - zaczął Lysander, ale ja mu przerwałam.
- Powiedz prawdę – ostrzegłam. Chłopak westchnął i z cierpiętniczą minął zaczął mówić:
- Ścigaliśmy się – czy mu chodzi o wyścigi uliczne?!
- Co?! Wyścigi uliczne, tak? – zapytałam, chłopak pokiwał głową – Czy cię popierdoliło?! – załamałam ręce – Gdzie Kastiel? – spytałam po chwili.
- Gliny go zgarnęły – odpowiedział czarnowłosy.
- No chłopcy w niezłe bagno się wpakowaliście – stwierdziłam spokojnie – Jak masz na imię? – zapytałam czarnookiego.
- Thomas – podał mi rękę.
- Olivia – uścisnęłam jego dłoń – I co teraz? Trzeba Kastiela wyciągnąć z pudła, co nie?
- No tak – przyznał mi rację białowłosy – Gdy zadzwoni trzeba będzie pojechać na komendę i zapłacić kaucję – jakiś obcykany jest w tych sprawach – My z Tomem nie możemy się pokazać na komisariacie, bo nas rozpoznają, ale mamy nadzieję, że ty po niego pojedziesz.
- Kurwa! Chyba was do reszty popierdoliło! Zrobię to, ale pierwszy raz i ostatni – oznajmiłam.
Ja nie byłam zła ja byłam wściekła. Gdybym mogła rozszarpałabym Lysa. Po chwili zadzwonił Kastiel. Kaucja wynosiła cztery tysiące. Chłopcy dali mi swoje wygrane z wyścigów. Ruszyłam z parkingu. W aucie panowała cisza. Włączyłam radio. Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam śpiewać. Lysander otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ja ostrzegłam go, że jak się odezwie to będzie biegł za autem. Po piętnastu minutach byliśmy pod komisariatem. Wysiadłam z samochodu. Usłyszałam gwizdanie Toma.
- No Lysiek nie mówiłeś, że twoja dziewczyna to taka laska – wyszczerzył się do mnie. Spojrzałam na białowłosego patrzył się na mnie z otwartą buzią. Ach to przez te spodnie i szpilki.
- Nie podlizuj się dobra? – posłałam złowrogie spojrzenie w stronę czarnowłosego – Kochanie zamknij buzię, bo ci komar wleci – uśmiechnęłam się.
                Rozluźniłam się i poszłam w stronę budynku. Usłyszałam jeszcze jeden gwizd Toma i jak Lys mów „Jeszcze raz zagwiżdżesz to takiego kopa ci sprzedam w komnatę tajemnic, że nie będziesz mógł na niej siedzieć tydzień”. Uśmiechnęłam się. Gdy jest zazdrosny robi się agresywny. Weszłam do pomieszczenia. Śmierdziało w nim kawą i pączkami. Podeszłam do jakiejś jakby lady.
- Dzień dobry – przywitałam się z jakimś facetem – Przyszłam zapłacić kaucję za Kastiela Harvey’a.
- Najpierw gotówka – dałam mu cztery koła. Przeliczył pieniądze i powiedział – Proszę poczekać.
                Usiadłam na krześle. Jacyś gliniarze zaczęli mi się przyglądać z uśmiechami. Odruchowo poprawiłam bluzkę.  Jezu, szybciej! Po kilku minutach Kastiel stał obok mnie. Wychodząc rzuciłam jeszcze „Do widzenia” . Weszliśmy do samochodu. Ruszyłam z parkingu. Kurwa! Szybciej frajerze! Wyprzedziłam samochód, który wlekł się przed nami. Otworzyłam okno i krzyknęłam:
- Frajer! – wróciła do prowadzenia auta. Zimno. No nic dziwnego, że jest zimno skoro wszystkie okna są otwarte – Zamknijcie te okna, bo zamarznę! – warknęłam. Spojrzeli po sobie przerażeni, ale posłusznie wykonali moje polecenie. Włączyłam ogrzewanie. Nikt się nie odzywał – No kurwa jeszcze byś przejechał zanim ta babka by weszła na pasy pedale! – nie rozumiem niektórych osób. Babka stoi i czeka, aż ktoś jej ustąpi przejścia, a potem zastanawia się czy przejść przez te pasy czy nie. Nagle poczułam dziwny zapach. Jakby marychy. Skąd znam ten zapach? Braciszek przechodził okres buntu i często wracał prze śmierdziały tym zapachem. Zmarszczyłam nos. Oni ćpali! Jestem tego pewna! Ciekawe, czego jeszcze się dziś dowiem o swoim chłopaku. Pociągnęłam białowłosego za rękę. On zdziwił się, ale też nie opierał się. Przyciągnęłam go bliżej siebie nie odrywając wzroku od drogi. Lysander prawie leżał na moich kolanach. Wciągnęłam powietrze i oświadczyłam:
- Ćpaliście – puściłam rękę białowłosego, a ten wrócił do pozycji siedzącej.
- My nie… - Kastiel chciał mi zaprzeczyć.
- Kastiel! Nie rób ze mnie idiotki! Myślisz, że nie wiem jak śmierdzi marycha?! – ryknęłam – Boże, co wy odwalacie?! Chcecie sobie życie zmarnować?! – spokojnie Olivia spokojnie – Proszę bardzo, ale mnie więcej nie proście o pomoc – powiedziałam lodowatym tonem.
- To nie tak… - zaczął Lys.
- A ty mój drogi lepiej nic nie mów, bo i tak nagrabiłeś sobie, co nie miara – przerwałam mu – Gdzie mieszkasz? – spytałam Toma patrząc w jego odbicie w lusterku.
- Trzy ulice stąd – odparł. Po kilku minutach wysadziłam go pod jego domem. Potem odwiozłam Kastiela. Na samym końcu został mi Lys. Zaparkowałam pod jego domem.
- Może chcesz przyjść  do nas na chwilę? – spytał skruszonym głosem.
- Z miłą chęcią – posłałam mu lekki uśmiech. Wysiadłam z auta – Powiedz Leo wie, że się ścigasz? – zrobił się czerwony i zaczął się jąkać – Czyli, że nie wie… - weszliśmy do domu. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że Leo trzyma na kolanach dziecko, które ma 5 lat.
- Wujek Lysander! – wykrzyknął chłopak i podbiegł do białowłosego. Ten wziął chłopczyka na ręce.
- Kevin! Co ty tu robisz, co mały? – wujek Lysander… to oznaczałoby, że jest to syn Leona.
- Mama nie żyje – oznajmił mały, a ja czułam, że łzy stają mi w oczach.
- Co?! – Lysnder nie wiedział, o co chodzi.
- Kevina, przywitałeś się z wujkiem to teraz chodź spać – Leo wziął chłopczyka na ręce.
- Tato, a kto to? – spytał wskazując na mnie.
- Cześć – uśmiechnęłam się do niego – Jestem Olivia – czyli, że to jednak jest syn Leo.
- A ja Kevin – jego tata odstawił go na ziemię – Jesteś dziewczyną wujka? – spytał.
- Tak – przykucnęłam naprzeciwko dzieciaka.
- No Lysiu nie powiem ładną masz dziewczynę – przyjrzał się mojej twarzy – A co ci się stało? – spytał dotykając mojej blizny.
- To? To nic takiego – zapewniłam go.
- Chodź spać – czarnowłosy złapał chłopczyka za rączkę – Potem wszystko ci wyjaśnię -  powiedział do białowłosego.
- Dobra – splótł nasze palce w uścisku – Idziemy do mojego pokoju? – spytał.
- Ok – Weszliśmy do pokoju Lysa. Usiadłam na jego łóżku i czekałam na wytłumaczenia – No, co masz na swoje usprawiedliwienie? – westchnął i zaczął mówić.
- Kiedyś ścigałem się prawie codziennie- pora na wyznania – Miałem wypadek, w którym zginęła moja dziewczyna. Rozumiesz ona zginęła przeze mnie. Myślałem, że już nigdy nikogo nie pokocham, ale pojawiłaś się ty – uśmiechnął się – Po tym wydarzeniu postanowiłem, że więcej nie będę się ścigał – usiadł obok mnie. Przytuliłam go lekko.
- To, dlaczego dziś się ścigałeś? – spytałam parząc mu w oczy. Wiedziałam, że opowiadanie o tamtym zdarzeniu było dla niego trudne.
- Sam nie wiem. Coś mnie podkusiło – uśmiechnął się lekko.
- Obiecasz mi, że więcej tego nie zrobisz? – złapałam go za ręce i ścisnęłam je mocno.
- Obiecuję – pocałował mnie.
- Co to za dzieciak? – spytałam. To był drugi temat, który mnie nurtował.
- Syn Leo – na mojej twarzy malował się szok – Ma pięć lat. Mój brat poznał jakąś laskę na imprezie i przespali się ze sobą. Dziewczyna zaszła w ciążę i postanowiła wychowywać Kevina. Oczywiście mały często nas odwiedzał. Ale to, co mi powiedział przed chwilą… nie wiem, o co może mu chodzić – przytulił mnie. Spojrzałam na zegarek. 22:34 trzeba się zbierać.
- Ja już będę jechać do domu – wstałam z łóżka i kierowałam się w stronę drzwi.
- Pięknie wyglądasz – powiedział Lysander.
- Dzięki – uśmiechnęłam się i na stówę spaliłam buraka.
                Wyszłam z bloku i wsiadłam do auta. Odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę domu. Zaczęłam podsumowywać miniony dzień. Najpierw Kentin, który mnie przeprasza, potem kłótnia z Lysem, następnie wspólna nauka z Natanielem, potem dowiaduję się, że białowłosy się ściga albo raczej ścigał w wyścigach ulicznych, w których stracił swoją ukochaną i jeszcze to, że jego brat ma pięcioletniego syna. No zajebisty dzionek nie powiem, że nie. Stanęłam na światłach. Specjalnie jechałam dłuższą drogą, żeby sobie wszystko sobie poukładać. Po kilku minutach byłam pod domem. Wprowadziłam auto do garażu i weszłam do domu. Szybko popędziłam do swojego pokoju. Pozbierałam kartki z łóżka i od razu zasnęłam. Przemek jeszcze się krzątał po salonie, ale ja byłam padnięta, więc od razu zasnęłam.   
                Wstałam rano. Niestety musiałam ubrać się we wczorajsze ubrania, bo mój braciszek dopiero dziś zrobi pranie. Właśnie wychodziłam z domu. Założyłam szpilki i po kilku minutach marszu byłam pod szkołą. Na dworze było coraz cieplej, więc usiadłam na dziedzińcu. Podszedł do mnie Nataniel.
- Cześć – przywitał się
- Hej – uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Wczoraj bardzo miło spędziłem z tobą wieczór – powiedział.
- Ja też. Przynajmniej zrozumiałam jeden temat.
- Jeżeli jeszcze czegoś nie rozumiesz to możemy się pouczyć.
- Naprawdę? – zapytałam z nadzieją w głosie. Zaśmiał się i pokiwał głową – A dziś?
- Możemy i dziś. Po szkole? – pokiwałam twierdząco głową – Może dziś pouczylibyśmy się w bibliotece?
- O tak to dobry pomysł – usłyszałam dzwonek na lekcję.
                                                           ***
                Lekcje się już skończyły i idę do biblioteki. Jestem trochę spóźniona, ale mam nadzieję, że Nataniel nie poszedł do domu. Dlaczego biblioteka musi być na ostatnim piętrze? Wchodziłam po schodach dysząc. Jak nic muszę poprawić swoją kondycję. Byłam już na szczycie szczęśliwa i zasapana, kiedy coś popchnęło mnie, a ja spadłam ze schodów. Zobaczyłam brunetkę. Ubrana była jak dziwka spod latarni, ale ładna to była.
- A więc teraz ty jesteś ich nową zabawką? – spytała ze szczytu schodów. Leżałam nieruchomo. Ból był tak silny, że myślałam, że zaraz zemdleję – Powiedz, dzielą się wszystkim tak jak kiedyś? – uśmiechnęła się do mnie złowrogo. O co jej chodzi? – Co słychać u Kastiela i Lysandra? – zaczęła schodzić do mnie. Słyszałam stukot jej szpilek. Pochyliła się nade mną – Powinnam zaraz iść, bo Nataniel za chwilę tu będzie. Uczysz się z nim prawda? – zaśmiała się – Uważaj, bo on bardzo łatwo się zakochuje. Co Lysander w tobie widzi? Ja jedynie widzę ogromną brzydką bliznę na twarzy – pochyliła się nad moim uchem i szepnęła – Uważaj, bo możesz okazać się ich nową zabawką tak jak ja kiedyś… kiedyś… kiedyś… kiedyś.
                Wszystko zaczęło się rozmazywać, a ja straciłam przytomność. Ostatnie, co pamiętam to zdanie wypowiedziane przez brunetkę „Uważaj, bo możesz okazać się ich nową zabawką tak jak ja kiedyś…”. Kim ona była?!


Godzina 00: 47 okrąglutkie pięć tysięcy wyświetleń na liczniku XD świętujmy!!!!!
A zaledwie kilka rozdziałów temu było 2 tysiące…
Jak się podobał rozdział? Mi najbardziej podoba się końcówka XD 

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 19 – Księżniczka ocaliła swojego księcia na białym rumaku przed złym, wstrętnym, brzydkim ogrem…

                Jak na razie w szkole to jest normalnie. Szłam właśnie korytarzem, kiedy zza rogu wyskoczył Kentin. Przytulił mnie tak mocno, że myślałam, że mnie zgniecie. Lys znacząco odkasnął pokazując tym, że mu się to nie podoba.
- Kentin gnieciesz moje narządy wewnętrzne – powiedziałam stłumionym głosem.
- O przepraszam – okręcił mną kilka razy i puścił ze swojego stalowego uścisku.
- Miło cię widzieć – uśmiechnęłam się.
- Jak cię dawno nie widziałem – też się uśmiechnął – Nic ci nie jest – popatrzył na mnie z troską.
- Nic mi nie jest – zapewniłam go.
- A dobrze się czujesz? – ile razy dziś odpowiadałam na to pytanie?
- Tak – spojrzałam na Lysa. Był zamyślony. Nie no mnie się nie ignoruje. Przytuliłam się do niego. Spojrzał na mnie, ale po chwili przyciągnął mnie bliżej siebie.
- Musimy już iść – spojrzał na Kentina złowrogim wzrokiem.
- Cześć Ola. Do zobaczenia później – on także mierzył Lysa wzrokiem, który mógłby zabić.
- Nie sądzę, że zobaczycie się później – powiedział białowłosy lodowatym tonem. Spojrzałam na niego dziwnie. Złość malowała się na jego twarzy.
- Nie masz prawa decydować za Olivię – odparł brązowowłosy. Lysander mocniej zacisnął palce na moich plecach i zamknął oczy. Jakby próbował się uspokoić.
- Owszem mam – beszczel! Przytulił mnie jeszcze mocniej.
- Olivia pozwolisz sobie na takie traktowanie? – spytał zielonooki.
- Nie… - szepnęłam.
- Więc co powinnaś zrobić? – uśmiechnął się.
- Zamknij się – warknął ostrzegawczo różnooki. Wyrwałam się z jego niedźwiedziego uścisku.
- Daj dojść do słowa Oli – stwierdził – Co powinnaś zrobić?
- Wydrzeć się na niego tak, że aż w pięty mu pójdzie? – spytałam niepewnie.
- Właśnie – uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. Nie powiem nie za bardzo mi się to spodobało, bo jego ręka leżała na moim biuście. Posłałam Lysowi spojrzenie „Spójrz na jego rękę i ratuj!”. Dobrze, że białowłosy jest kompetentny, bo zaraz zareagował. Uderzył Kentina w twarz. Uuu będzie śliwa. Szybko pobiegłam schować się za jego plecy.
- Nie masz prawa jej dotykać – powiedział jeszcze i odwrócił się w moją stronę – Nic ci nie jest? – spytał. Wtedy ktoś, a raczej Kentin złapał go za ramię. Lys odwrócił się i dostał tak, że miał rozciętą wargę. Oddał brązowowłosemu najwidoczniej dwa razy mocniej, bo aż go odrzuciło. Wokół nas zgromadziła się grupka gapiów. Ktoś musiał pójść po Nataniela, bo się tu zjawił.
- Co tu się dzieje?! – rozdzielił chłopaków. Żaden nic nie powiedział – Do dyrektorki! Obydwaj! I to w podskokach! A wy na co tu czekacie?! Na zbawienie?! Rozejść się już! – wszyscy poszli w swoje strony. Pobiegłam na dziedziniec.  Idiotka! Trzeba było odejść z Lysem, a nie stać jak debilka. Zaczęłam płakać. Dzwonek na lekcje, a mam gdzieś lekcje. Wypłakałam się i zrobiło mi się lepiej. Włączyłam grę na telefonie. Trzeba w niej przesuwać diamenty i jak jest trzy w pionie lub poziomie to rozbijają się. Taka to gra na odmóżdżenie. Doszłam, aż do poziomu 7! Aaaa! Nigdy do tego poziomu nie doszłam. I co teraz?! Czas mi się kończy, a nie widzę żadnych par, a raczej trójek!
- Przesuń różowe serduszko z żółtym kółkiem – ktoś powiedział.
- Dzięki! Tak! Tak! Tak! Poziom ósmy! Kto jest mistrzem?! Ja jestem mistrzem! – usłyszałam śmiech.  Śmiech, który znam i kocham. Lysander. Spojrzałam na niego. Uśmiechał się.
- Mogę teraz ja? – spytał. Podałam mu telefon i patrzyłam jak jego długie, smukłe palce zgrabnie przesuwają się po dotykowym ekranie – Przeszedłem ci do poziomu dziewiątego – podał mi telefon.
- Dzięki. Nie jesteś na mnie zły? – zapytałam cicho.
- Czemu miałbym być zły? Za to, że jakiś zboczeniec cię obmacuje? – zaśmiał się. Wyjął papierosy i zapalił jednego.
- Ty palisz? – zdziwiłam się.
- Czasem jak się zdenerwuje – odparł i się zaciągnął.
- Aha… - odparłam cicho. Potem już nic nie mówił, a ja nie chciałam go denerwować. Włączyłam program do rysowania na telefonie. Zaczęłam bazgrać serduszko. Tak trochu nudno – Masz jakąś karę? – spytałam cicho.
- Nie – wyrzucił niedopałek – Pokrzyczała i kazała podać mi rękę temu… temu – szukał odpowiedniego słowa – temu zboczeńcowi – wyjął kolejnego papierosa. Chyba wkurzyłam go na maxa.
- Przepraszam – przytuliłam się do niego.
- Też powinienem cię przeprosić – pocałował mnie w policzek. Już chciałam go pocałować, ale zobaczyłam, że ma rozciętą wargę. Patrzył na mnie wyczekująco – Długo mam jeszcze czekać?
- Nici z całowania – oświadczyłam.
- Czemu? – zmarszczył brwi.
- Masz rozciętą wargę – oznajmiłam i spojrzałam na swoje buty. Złapał za moją brodę i podniósł moją głowę tak, żebym patrzyła w jego oczy.
- A ciul z tym – pocałował mnie. Smakował papierosami. Nie był to mój ulubiony smak, ale samo uczucie było niesamowite – Cholera – syknął, gdy przypalił sobie rękę papierosem. Wyrzucił go.  Delikatnie uniosłam jego dłoń i podmuchałam poparzone miejsce.
- Do wesela się zagoi – pocieszyłam go. Usłyszałam dźwięk oznajmujący, że dostałam sms’a. spojrzałam na telefon. Przemek:
„Mogłabyś dziś nocować u jakiejś koleżanki?
Lub Lysa? ^^”
                Nagle usłyszałam, że Lysander dostał wiadomość. Zaśmiał się.
- Z czego się śmiejesz? – spytałam.
- Twój brat napisał mi – zaczął czytać – Mógłbyś zaprosić Olivię na noc? Możecie robić, co tylko będziecie chcieli. Ps. Tylko kup prezerwatywy, bo jak Ola będzie w ciąży to będę wymagał dużych alimentów – znów zaczął się śmiać.
- Przemek ty debilu - szepnęłam i walnęłam się otwartą ręką w czoło.
- No to, co? Skorzystamy z jego pozwolenia? – komicznie poruszył brwiami. Zaśmiałam się.
- A czemu by nie? – odparłam – Tylko wcześniej muszę wpaść po piżamę i ubrania na jutro…
- Pożyczymy samochód Leo i pojedziemy – powiedział.
- Okej. Chodźmy na resztę lekcji – pociągnęłam go za rękę.
                Zaraz po lekcjach udaliśmy się do domu białowłosego. Przez całą drogę trzymaliśmy się za ręce. Szliśmy parkiem. Rozmawialiśmy na mało ważne tematy. Było całkiem przyjemnie. Minęliśmy właśnie aptekę, kiedy Lys spytał:
- No to idziemy po te prezerwatywy? – zaśmiał się.
                Po chwili byliśmy w domu różnookiego. Zdjęliśmy buty, kurtki i siedzieliśmy w salonie. Byłam cholernie zmęczona. Ułożyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej i tak jak wczoraj wsłuchiwałam się w bicie jego serca. „Puk, puk, puk, puk” najpiękniejsza muzyka pod słońcem. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Wdychałam jego zapach. Prawie zasypiałam.
- Śpisz? – usłyszałam szept Lysa.
- Nie – odparłam i podniosłam głowę, żeby spojrzeć na niego. Oczy same mi się zamykały. Ziewnęłam – Ale chętnie bym zasnęła – dodałam i ułożyłam głowę  z powrotem na klatkę piersiową Lysa.
- Dobranoc – powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
- Branoc – wyszeptałam i odpłynęłam do krainy morfeusza.
                Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w pokoju Lysa. Spojrzałam w stronę okna. Na dworze robiło się szaro. Ziewnęłam i przeciągnęłam się. Zamruczałam jak kot. Znów zamknęłam oczy. Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę. Lysander…
- Obudziłem cię? – spytał i usiadł na brzegu łóżka.
- Nie – wdrapałam się na jego kolana. Zamknęłam oczy i przytuliłam się do niego. Położył mnie na łóżku i po chwili leżał obok mnie.
- Kocham cię – powiedział i zaczął mnie całować. Leniwie oddawałam pocałunki. Właściwie to jeszcze spałam.  Gdy się rozbudziłam zaczęłam całować jego szyję. W nagrodę dostałam pomruk zadowolenia. Teraz on całował mój dekolt. Wpił się w moje usta. Nasze języki walczyły o dominację. Szczerze miałam gdzieś, kto wygra. Z wielkim trudem oderwałam się od niego, bo musiałam do łazienki. Skradłam mu ostatniego całusa i chwiejnym krokiem powędrowałam do łazienki. Gdy wracałam zobaczyłam czerwone włosy w salonie.
- Kastiel? – spytałam.
- A kto by inny? – zadrwił.
- No nie wiem… - odparłam – Skąd się tu wziąłeś? – spytałam.
- Wszedłem drzwiami – coś jest nie tak. Przedtem nie był dla mnie taki oschły.
- Lysander wie, że tu jesteś? – zobaczyłam, że w ręce trzyma piwo.
- Nie – krótka odpowiedź.
- Lysander! – ryknęłam ile sił w płucach. Kastiel odkręcił głowę w moją stronę. Miał podbite oko. Białowłosy dosłownie przybiegł do salonu.
- Olcia? Co się stało? – spojrzał na mnie – Kas, co ty tu robisz?
- Ona wróciła… - powiedział złowrogim głosem. Białowłosy zamarł w bezruchu.
- To ona podbiła ci oko? – spytał. Kastiel pokiwał twierdząco głową, a ja zastanawiałam się kto to „ona”.
- Kto wrócił? – spytałam.
- Ja już pójdę – stwierdził brązowooki – Lys, stary zostawiam ci piwo – wskazał na stół, na którym stało cztery piwa. Czerwonowłosy wyszedł, a Lys mnie przytulił.
- Kto wrócił? – spytałam drugi raz.
- Nikt ważny – odparł głaszcząc mnie po plecach.
- Widziałam, że się zdenerwowałeś jak Kastiel to powiedział – chciałam wiedzieć, o co chodzi.
- Słonko, to naprawdę nie ważne. Przecież powiedziałbym ci – przytulił mnie mocniej.  Westchnęłam.
- Skoro nie chcesz to mi nie mów – oderwałam się od jego.
- To nie tak, że nie chcę ci powiedzieć… - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie było tematu, ok? – spytałam.
- Ok – odparł – Twój brat przywiózł ci rzeczy – powiedział.
- Ooooo miło z jego strony – coś musi być nie tak – Gdzie one są.
- W moim pokoju. Chodź pokażę ci – poszliśmy do sypialni. W kącie rzeczywiście stała torba. Położyłam ją na łóżku i zaczęłam wyjmować rzeczy. Jakieś dżinsy, bluza w kwiatki, szara koszulka, czysta bielizna, szczotka do włosów, szczoteczka do zębów. Hmmmm… nie ma nic podejrzanego, a jednak myliłam się. Na spodzie torby były prezerwatywy i żółta karteczka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam:
„Nie wzięłaś kasy, więc ja ci je kupiłem.
Miłego wieczoru  ;)”
Boże, co mu odwala?! Spojrzałam w sufit. Do pokoju wszedł Lysnder z talerzem pełnym kanapek.
- Pomyślałem, że zjemy kolację w łóżku – uśmiechnął się.
- Słyszałam, że je się śniadania w łóżku, ale żeby kolację? Warto spróbować  - szybko włożyłam swoje rzeczy do torby. Położyliśmy się na łóżku i zaczęliśmy jeść. Zjadłam kilka kanapek i przypomniałam sobie, że Przemek nie spakował mi piżamy.
- Co się stało? – spytał białowłosy, kiedy usłyszał moje westchnięcie.
- Przemek nie spakował mi piżamy – odparłam.
- Możesz przecież spać bez – uśmiechnął się. Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem – Żartowałem przecież – mina mu zrzedła. Podszedł do szafy i wyjął z niej tiszert koloru brzoskwiniowego – W tym możesz spać – podał mi bluzkę.
- Dziękuję – pocałowałam go w policzek.  Poszłam do łazienki. Zrobiłam, co miałam zrobić i wyszłam z niej. Trochę głupio się czułam w tej koszulce, bo dosłownie topiłam się. Weszłam do pokoju. Lysander leżał na łóżku. Powiedziałam mu, że może iść do łazienki. Ociągając się wstał i wyszedł. Wskoczyłam pod kołdrę.  Po kilku minutach Lys był obok mnie. Przyciągnął mnie bliżej siebie. Wtuliłam się w niego. Znów zaczęłam się zastanawiać, kto to „ona”. Na pewno jest to ktoś ważny dla Lysa, bo cały się spiął, gdy Kastiel mówił o niej. Podbiła mu oko. Suka musi być dobra. Lysander przecież powiedział, że jest nikim ważnym. Przeszłam do drugiego nurtującego mnie tematu. A mianowicie Kentina. Co mu odwaliło? Czy będziemy się przyjaźnić? Czy znów zacznie mnie obmacywać? Czy zrobi coś wbrew mojej woli? To ostatnie pytanie było najgorsze. A co jeśli spróbuje zrobić to, co Dake? Zadrżałam. Lysander przytulił mnie do siebie mocniej. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Nic mi nie grozi, gdy jest przy mnie… Z taką myślą zasnęłam.
- Aaaaaaaaa! – obudziłam się z krzykiem i cała zalana potem i łzami.
- Ciiii – poczułam czyjeś ręce na moim ciele – Spokojnie. Nic ci nie grozi – mówił spokojnym głosem. Wtuliłam się w niego. Cicho płakałam, ale zaraz zasnęłam.
                Ranek. Taki piękny, cudowny ranek. Kto go do kurwy nędzy wymyślił, co?! Przyznać się bez bicia! Bo jak zacznę bić to będzie źle, oj źle.
- Wstawaj – usłyszałam głos Lysandra przy moim uchu. Wymruczałam coś pod nosem. A idź w pieruny i daj mi spać – Nie każ mi iść po wiadro z wodą – ostrzegł.
- Nie odważysz się – wymruczałam.
- A założymy się? – mrukną tuż przy moich ustach. Jego oddech owinął moją twarz.
- Pocałuj mnie – szepnęłam.
- Mogłabyś powtórzyć, bo nie słysz… - nie dałam mu skończyć zdania. Droczył się ze mną. Pociągnęłam go za te kudły i pocałowałam.  O tak czuję się spełniona – Gdzie tak agresywnie? Wyrwałaś mi włosy – poskarżył się. Ale zaraz zaczął się śmiać.
- Trzeba było nie udawać głuchego – uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy – Idę do łazienki – oznajmiłam i wyjęłam z torby ubrania. Weszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i uczesałam.  Wyszłam z łazienki. Poszłam do kuchni. Lys smażył jajecznicę. Mmmmm… pysznie pachnie.
- Mogłabyś dokończyć smażyć? Pójdę się ubrać – dopiero teraz zobaczyłam, że jest tylko w bokserkach.
- Jasne – odebrałam od niego drewniane coś. Nigdy nie zastanawiałam się jak to się nazywa. Poszedł do łazienki. Po kilku minutach znów stał obok mnie.
- Nie zrobiłaś sobie krzywdy? – zadrwił ze mnie. Uśmiechnęłam się.
- Jakimś cudem – także się uśmiechnął. Prawdę mówiąc potrafię świetnie gotować. W końcu mam brata, który ma swoją knajpę. Wyłączył gaz i pocałował mnie. Oddałam pocałunek. Po chwili całowaliśmy się jak opętani. Nasze języki walczyły o dominację. Zaczęłam pieścić jego szyję. Zamruczał niczym kot co bardzo mnie bardzo zadowoliło. Przygryzłam jego gładką skórę szyi. Jęknął z podniecenia. Delikatnie popchnął mnie na stół i zaczął obcałowywać bez opamiętania. Wpiłam się w jego usta bezkarnie wpychając język do jego ust. Jęknęłam z zadowolenia, kiedy przygryzł go lekko. Leżałam na stole, z ten wariat całował moją szyję. Gładził mnie po udach, brzuchu, ramionach. Po raz kolejny zatraciliśmy się w namiętnym pocałunku.
- O Boże! A ja jem na tym stole! – usłyszeliśmy krzyk Leo. Lysander mówił, że spędzi tą noc u Rozy. Pewnie teraz od niej wrócił.
- Kurwa… - jęknął cicho białowłosy odrywając się od moich ust. Pomógł mi zejść ze stołu – Jak uprawiałeś dziki sex z Rozą na tym stole to ci tego nie wypominałem, a przy każdym posiłku przypominałem sobie tą waszą pozę – warknął.
- Właśnie mi wypomniałeś – stwierdził czarnowłosy – To nie moja wina, że się obudziłeś.
- Czyżby? O Roza, Roza, Rrrrrrozalia – udał głos swojego brata – Jęczałeś tak kilka minut, a ja nie mogłem przez was spać – zwijałam się ze śmiechu – Czekaj najlepsze to było to: O kuuuuuurwa! Tak mi róóóóób.
- Nie żyjesz gnojku – powiedział złowieszczym głosem i zaczął do niego podchodzić. Lysandrowi mina zrzedła. Chyba zdał sobie sprawę, że przegiął.
- Jakoś żyję – stwierdził.
- Jeszcze – odparł jego brat.
- A mogę się pożegnać z moją ukochaną? – spytał.
- Możesz, masz pięć minut – Leo spojrzał na zegarek.
- Kocham cię skarbie – powiedział tłumiąc śmiech i pocałował mnie – Na moim grobie wygraweruj napis „wczoraj stał na skraju otchłani, lecz dziś zrobił wielki krok naprzód” dobrze? – pokiwałam głową przygryzając wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem – I nie rób tak, bo zaraz nie wytrzymam i będę się kochać z tobą na tym stole i na oczach mojego rodzonego brata – powiedział pokazując na moją wargę.
- Dobrze – wyszeptałam całując go – Tam będzie ci lepiej – prawie sikałam ze śmiechu, chodź wciąż się powstrzymywałam, żeby nie wybuchnąć.
- Twoje pięć minut minęło – oznajmił Leo.
Różnooki zaczął uciekać. Już nie wtrzymałam i śmiałam się nieopanowanie. Tylko żeby sąsiedzi nie przyszli ze skargami. Bracia byli w salonie i krzyczeli. Zaciekawiona, co się tam dzieje poszłam do nich. Lysander leżał przygwożdżony na podłodze, a jego brat wykręcał mu rękę.
- Dajesz Lys! – krzyknęłam – To, że jest większy i starszy nie znaczy, że jest silniejszy.
- To nie ty leżysz pod nim – warknął.
- No patrz jak go położę na łopatki! – krzyknęłam i rzuciłam się na Leo. Ten runą spadając z Lysa na podłogę. Dumna z siebie wstałam z gleby i pomogłam wstać białowłosemu
– Księżniczka ocaliła swojego księcia na białym rumaku przed złym, wstrętnym, brzydkim ogrem – powiedział różnooki.
- Ja tu jestem – jękną czarnowłosy – I cierpię – dodał.
- Nie trzeba było igrać z moją księżniczką – oświadczył mu Lys – Idziemy zjeść te śniadanie? – spytał po chwili, a ja czułam, że jestem czerwona.
- Koło ratunkowe telefon do przyjaciela! – krzykną czarnooki, gdy wchodziliśmy do kuchni.
                Zjedliśmy śniadanie i wyszliśmy do szkoły. Znów zaczęłam się zastanawiać, kim jest „ona”. Na rozmyślaniu o tym kimś minął mi cały dzień.

Dodałam rozdział trochę, bardzo po czasie (miał być o 20) ale mam nadzieję, że ktoś cierpi na bezsenność tak jak ja i przeczyta, a może nawet zostawi komentarz! Moje standardowe pytanie:
Podobało się?! XD