środa, 12 lutego 2014

Rozdział 24 - Przyjaciółki na zawsze!


                Od zerwania z Lysandrem minął miesiąc. W szkole prawie nikt się do mnie nie odzywa. Ale to nie przez zerwanie tylko Roza rozpowiedziała, że ukradłam jej faceta. Wszyscy mają mnie za świnię! Na szczęście bliźniacy i Viola jej nie uwierzyli. Z resztą ja jej nie odbiłam chłopaka, prawda? A może jednak to zrobiłam? Nie! Ale mam za swoje! Trzeba było się dziwczyć?! Gdybym tego nie zrobiła miałabym teraz Lysa przy sobie. Westchnęłam i zaczęłam słuchać nauczyciela. Amber czasami ze mną rozmawia, a to już jest podejrzane. Chce się ze mną zaprzyjaźnić? Westchnęłam po raz kolejny i zaczęłam rysować na marginesie swojego zeszytu od historii. Podniosłam głowę, bo Frazowski zaczął tłumaczyć coś na mapie. Obejrzałam się za siebie. Właściwie nie wiem, po co to zrobiłam. Kobieca intuicja? Napotkałam spojrzenie dwukolorowych oczu Lysa. Poczułam jak robię się różowa. Może on dalej mnie kocha tak jak ja jego?
- Zapiszcie pracę domową – powiedział nauczyciel. Zapisałam zadania i spakowałam swoje rzeczy do torby – Zanim wyjdziecie chcę was poinformować, że za tydzień odbędzie się biwak. Chętnych proszę o zgłoszenie się do mnie na przerwie – usłyszałam dzwonek. Chciałam wyjść z klasy. Nie mam ochoty na żadne biwaki. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę.
- A ty nie jedziesz pod namioty? – usłyszałam głos Lysa. Odwróciłam się do niego przodem i zadarłam głowę w górę, żeby spojrzeć w jego oczy. Dlaczego jestem taka mała?
- N-nie – szepnęłam.
- Dlaczego? – uśmiechał się.
- B-bo nie mam ochoty – spuściłam wzrok na swoje buty. Lys nie puszczał mojej ręki – A z resztą nie mam, z kim dzielić namiotu.
- Będziesz ze mną i Arminem – mocniej ścisnął moją dłoń. Zdziwiłam się, że Armin jedzie. On nie przepada za naturą.
- A Kas? – szepnęłam.
- Nie jedzie z powodów rodzinnych – odparł i pociągnął mnie w stronę biurka nauczyciela gdzie przed chwilą była kolejka uczniów zapisujących się na listę. Lysander puścił moją dłoń, która przy jego zdawała się być maleńka i zapisał nas na listę. Chciałam odejść, nie będę przecież się mu narzucała. Nie po tym, co zrobiłam.
- Nie podoba ci się moje towarzystwo? – spytał poważnie białowłosy znów chwytając mnie za dłoń.
- Podoba, ale… myślałam, że… - zaczęłam się jąkać. Zaśmiał się, a ja jak zwykle spaliłam buraka.
- Czasem jesteś strasznie zabawna – uśmiechnął się. Poszliśmy do stołówki, bo była przerwa obiadowa. A więc jednak! Wciąż mu na mnie zależy!
                                                                                              ***
                Klasy drugie i pierwsze stoją pod szkołą i czekają na autobus, który zawiezie nas w dzicz. Heh poprzedni tydzień miną mi szybko. Lysander rozmawiał ze mną często. Nie żebym narzekała na samotność. Mogłam wtedy porysować, poczytać, pomyśleć czy poleniuchować. Taa fajnie było, ale się skończyło. Gdzie ten autobus? Przestąpiłam z nogi na nogę. Nudzę się! O przyjechał! W końcu! Zatargałam moją torbę do bagażnika. Jedziemy tam na dwa dni. Mam nadzieję, że będzie znośnie. Weszłam do autokaru i potknęłam się o czyjąś nogę. Czekałam na bolesne spotkanie twarzy z ziemią, ale to nie nastąpiło. Poczułam jak ktoś mnie łapie i podnosi do pionu. Ujrzałam białe włosy i dwukolorowe oczyska. Byłam w lekkim szoku. Lys uśmiechnął się do mnie.
- D-dzięki – zająkałam się.
- Musisz uważać. Niektórzy kładą swoje kończyny gdzie popadnie – spojrzał wymownie na właściciela nogi, o którą się potknęłam.
Uśmiechnęłam się do niego. Odwróciłam się i zaczęłam szukać wolnego miejsca. Jedno jest koło Nataniela, ale on siedzi za nauczycielami, czyli odpada. Koło Charotty nie usiądę, bo nie. Jest jeszcze wolny tył, ale tam siedzi Armin i Alexy i na pewno czekają na Lysa. Czyli, że tam też nie siądę. Dobra klapnę obok blondyna. Chciałam się już kierować w stronę złotookiego, ale Lys lekko popchał mnie w stronę bliźniaków. Posłałam mu pytające spojrzenie. Ten tylko się uśmiechnął. Usiadłam obok okna, a po mojej lewej stronie spoczął różnooki. Bliźniaki od razu zaczęli coś gadać. Armin narzekał, że nie będzie miał internetu, Alexy jak to Alexy cieszył się jak małe dziecko. Po sprawdzeniu – przez Nataniela – obecności uczniów autobus ruszył. Tępo wpatrywałam się na widoki zza okna. Właśnie wyjechaliśmy z miasta. Zjechaliśmy na jakąś aswaltówke i wjechaliśmy do lasu. Drzewa, drzewa, drzewa… o a tu też drzewa. Nuda. Znudzonym wzrokiem spojrzałam na chłopaków. Alexy zasnął i miał głowę na kolanach swojego brata. Wyglądali słodko. Lysowi kleiły się oczy i co chwilę ziewał. Czyżbym tylko mi nie chciało się spać? Wróciłam do oglądania krajobrazu. Same drzewa… o i krzaczek! Poczułam ciężar na swoim ramieniu i spojrzałam na mój balast, którym okazał się być białowłosy. Zasnął. I co ja mam teraz zrobić? Ech… niech śpi. Jak dojedziemy to go obudzę. Po godzinie byliśmy już na miejscu. Przez ten czas nie działo się nic poza tym, że mam obślinione całe ramie.
- Lys, wstawaj dojechaliśmy – dzióbnęłam go palcem wskazującym w głowę.
- C-co jest? Atakują? – gwałtownie podniósł głowę z mojego ramienia. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego. Miał poczochrane włosy, półprzymknięte oczy i zaśliniony policzek. Gdy był zaspany wyglądał słodko.
- Nie atakują. Jesteśmy na miejscu – odparłam i zobaczyłam, że prawie wszyscy wyszli z autobusu – Idziesz czy tu zostajesz? – spytałam.
- Idę – powiedział i rękawem swojego płaszcza starł ślinę z policzka.
Wyszliśmy, a za nami wlekli się bracia. Wszyscy spotkali się na zbiórce, a potem zabraliśmy swoje bagaże. Rozdano nam namioty i śpiwory. Na szczęście szkoła pomyślała o tym, żeby wypożyczyć te rzeczy. Niestety trzeba było je rozłożyć samemu, ale tym zajęli się Lys i Armin. Ja tylko mówiłam co robią źle. Wtedy oburzyli się i powiedzieli, że jak jestem taka mądra to sama mam go rozłożyć. Podjęłam się tego wyzwania i po chwili siedziałam na trawie z krwawiącym palcem i Lysem pytającym się, co chwilę czy na pewno nic mi nie jest. A co ma mi być?! Tylko rozwaliłam palec nic więcej! Nie umrę! Chyba…  Armin przybiegł do mnie z plastrem. Nakleiłam go na ranę i wyszczerzyłam zęby. Chłopcy wrócili do pracy, a ja do nadzorowania. Obok naszego obozowiska znajdował się mały drewniany jakby domek, w którym były prysznice i toalety. Czyli, że jest znośnie! Wniosłam swoją torbę do namiotu tak jak chłopcy. Po godzinie siedzenia i grania w kary nauczyciele zawołali nas na jakąś zbiórkę. Zaczęli paplać o zasadach i o tym, co będziemy robili. Jednym słowem nuda. Potem pozwolili nam pozwiedzać las. Poszłam z Lysem i Arminem w stronę lasu. Czarnowłosy narzekał, jakie to jest niesprawiedliwe, że tu nie ma zasięgu i wyklinał swojego brata za to, że wyciągnął go na tą wycieczkę.
- A mogłem zostać w domu – jęczał – No mogłem, to nie, bo ten debil nie dawał mi spokoju – mówił to już dziesiąty raz.
- Aha – odpowiadałam mu to samo za każdym razem.
- Armin możesz już skończyć użalać się nad sobą? – odezwał się jak do tond milczący Lys – To męczące.
- Nie mogę! – krzyknął – No, bo… - zatkałam mu usta ręką.
- Armin cisza. Uspokój się, policz do dziecięciu w myślach. Ała! Ugryzłeś mnie! – jęknęłam. Spojrzałam na dłoń, na której widniał odcisk uzębienia czarnowłosego – Aaaa! Dostanę wścieklizny! Szybko zawieźcie mnie do szpitala! Jak nie podadzą mi leków to umrę za kilka tygodni! – histeryzowałam. Wiedziałam, że nic mi nie będzie. Chciałam się z nich pośmiać.
- Olivia spokojnie – uspokajał mnie Lys – Wścieklizny się dostaje tylko od ugryzienia zwierzęcia.
- Nigdy nie mów kobiecie, żeby się uspokoiła, bo wtedy denerwuje się jeszcze bardziej! Widzisz?! Jak ja teraz! – chłopcy spojrzeli po sobie przerażeni. Widocznie nie wiedzieli, co zrobić. Zaczęłam się śmiać.
- Co cię tak śmieszy? – spytał Armin.
- Wasze miny – i znów zaczęłam się śmiać jak nigdy dotąd.
- Wkręcałaś nas? – zdziwił się czarnowłosy.
- T-tak… - tyle zdołałam powiedzieć pomiędzy atakami śmiechu.
- Dobra jak chcesz. Zostawiamy cię samą w tym lesie – odparł Armin – Lys chodź – pociągnął białowłosego za sobą i pobiegli zostawiając mnie samą… Oni wrócą. Pomyślałam. Muszą wrócić, bo ja nie wiem gdzie jestem. Zaczęłam iść w stronę gdzie pobiegli. Chodziłam po lesie ze dwie godziny i zdałam sobie sprawę, że się zgubiłam. Ściemniło się. Oni nie wrócą! Poczułam gulę w gardle. Zaraz się popłaczę! Jak oni mogli?! Zaczęłam płakać. Kurwa! Idioci! Przecież ja nie wrócę sama! No zgubiłam się!
- Ratunku! – krzyknęłam zalewając się łzami – Jest tu ktoś?! Pomocy! – nikt się nie odezwał. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam jeszcze bardziej płakać – Jak oni mogli mnie zostawić samą? – wyszeptałam.
- Ola? – usłyszałam głos Kentina. Zadarłam głowę do góry i zobaczyłam te zielone ślepia.
- Kenti! – krzyknęłam i rzuciłam się niego.
- Co ty tu robisz? – spytał.
- Lysander i Armin… - szepnęłam wtulona w jego tors.
- Zostawili cię samą?! – oburzył się. Pokiwałam twierdząco głową – Zabiję ich! – warknął i porwał mnie w swoje ramiona.
Nie miałam nic przeciwko zabijaniu tych dwóch patafianów. Wtuliłam się w niego bardziej. Przy nim czułam się… kochana? Tak! Pewnie nie zostawiłby mnie samej w lesie. Po godzinie marszu byliśmy przy obozowisku. Kentin niósł mnie cały czas na rękach, że go nie bolą! Postawił mnie na ziemi. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy zachowywali się tak jakby nic się nie stało. Przecież nie było mnie kilka godzin! Powinni mnie szukać czy coś! Lys siedział przy stoliku i jadł wcześniej upieczoną na ognisku kiełbaskę! Armina nigdzie nie widziałam. Co za skurwiele! Kentin już kierował się w stronę spokojnie jedzącego Lysa, ale powstrzymałam go mówiąc, że jestem głodna. Nie chcę żeby miał przeze mnie kłopoty. Od nauczycieli dostaliśmy kijki i kiełbaski. Potem podeszliśmy do ogniska gdzie kilkoro uczniów piekło swoje kiełbaski. Wbiłam na kijek mięsko i zaczęłam je piec nad ogniem. Zielonooki stwierdził, że jestem naburmuszona i, że na poprawę humoru poopowiada mi kawały. Zgodziłam się, a ten zaczął mi mówić żarty typu „Przychodzi baba do lekarza z żabą na głowie. Lekarz się pyta, co pani dolega, a żaba na to coś mi się przylepiło do tyłka”. Nie były śmieszne, ale i tak się śmiałam, żeby nie zrobić mu przykrości. Gdy kiełbaski były gotowe brązowowłosy poszedł po papierowe talerzyki, a ja jak idiotka stałam przed ogniskiem trzymając dwa kijki nad ogniem i śmiejąc się przy tym. Zielonooki szybko przybiegł z talerzykami, a ja zdjęłam jedzenie z patyków i położyłam na nich. Poszliśmy do stolika. Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Po skończonym posiłku zabrałam papierowe talerzyki i wyrzuciłam je do przeznaczonego – przez nauczycieli – kosza. Wróciłam do Kentina. Już miałam siadać obok niego, ale ten pociągnął mnie i siedziałam na jego kolanach. Zrobiłam się czerwona, a on zaczął się śmiać. Ciekawe, co jest w tym takiego śmiesznego?! Przyciągnął mnie bliżej siebie tak, żebym opierała się o jego tors. Na początku czułam się trochę niezręcznie, ale po chwili rozluźniłam się. Nagle podbiegł do nas Armin. Był cały spocony i brudny.
- Olivia! – ryknął – Nie wiesz jak się martwiłem! Nie powinienem cię zostawiać w lesie samej! – wyrwał mnie z uścisku Kentina i przytulił do siebie.
- Ta, nie POWINNIŚCIE – warknęłam akcentując ostatnie słowo. Z powrotem usiadłam na kolana Kentina. Zdziwił się trochę, ale nie protestował. Armin popatrzył na nas dziwnie.
- To ja cię szukam po jakiś lasach, a ty się… - zaczął się drzeć, ale po chwili zamilkł.
- No, dokończ to zdanie, skurwielu! – warknął Kentin sadzając mnie na ławce i wstając.
- Sorry, stary nie chciałem nikogo obrazić!
- Jak obrazisz Olę lub pomyślisz żeby ją obrazić to inaczej porozmawiamy – wycedził  przez zaciśnięte zęby.
- Dobra, jeju! – odszedł. Brązowowłosy usiadł obok mnie. Spuściłam wzrok na ziemię. Było mi smutno, bo mój przyjaciel chciał powiedzieć, że się puszczam.
- I znów jesteś smutna! – warknął Kentin – A wiesz, co to oznacza? – spytał uśmiechając się. Pokręciłam przecząco głową – Że muszę ci opowiedzieć następny kawał! – pogilgał mnie w żebra. Zaśmiałam się – Idzie sobie zakonnica – tylko nie to! – i potyka się krzycząc „Jezus Ma-ryja” – O ja jebie! Suchar! – Zjawia się Jezus i mówi do niej „Nie mam ryja!” – zaczęłam się śmiać, chodź to śmieszne nie było. Znów usadził mnie na swoich kolanach tylko tym razem siedziałam przodem do niego. Objęłam go rękami i wtuliłam się. Oczy zaczęły mi się kleić i zamykać. Poczułam jak brązowowłosy wstaje niosąc mnie do swojego namiotu.
- Nie, Kentin zanieś mnie do mojego namiotu – powiedziałam otwierając oczy.
- Dobra – uśmiechnął się. Postawił mnie przed naszym namiotem. Pożegnałam się z nim i weszłam do środka gdzie Armin i Lys grali w karty. Byłam na nich zła, więc nawet się nie powitałam z nimi. Szybko wskoczyłam do swojego śpiwora i w mgnieniu oka zasnęłam.
                 Rano, gdy wstałam wzięłam leginsy, bluzę, ręcznik i pognałam do „domku”. Umyłam się i ubrałam, następnie wyszłam z pomieszczenia i zdążyłam na zbiórkę. Powiedziano na niej, że za pół godziny pójdziemy na wycieczkę. Poszłam zjeść jakieś śniadanie i po rozpinaną bluzę, bo zaczęło się chmurzyć i było zimno. Wyruszyliśmy, po kilku minutach weszliśmy na polną drogę, na której było pełno błota i kałuż. Wszystkie dziewczyny – włącznie ze mną – próbowały je omijać tym samym ratując swoje buty. Rozalii wychodziło to nawet dobrze i robiła to z gracją, a ja jak słoń przeskakiwałam nad kałużami lądując w błocie i przeklinając. Przecież ja tych butów nie domyję! Zobaczyłam, że Lysander się ze mnie śmieje.
- I co cię tak śmieszy?! – warknęłam do niego.
- Jak już kiedyś mówiłem czasem jesteś strasznie zabawna – uśmiechnął się. Zrobiłam obrażoną minę. Miałam już mu się odgryźć, kiedy usłyszałam pisk. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam, że to Amber się przewróciła w błoto i wszyscy się z niej śmieją. Podbiegłam do nich. Odepchnęłam kilka osób i podeszłam do blondynki podając jej rękę. Pomogłam jej wstać. Krzyknęłam, że koniec widowiska i że wszyscy mogą się rozejść. Po chwili nikt nie interesował się blondynką, ani mną. Niestety miała tyłek w błocie. Zdjęłam swoją bluzę.
- Przewiąż ją sobie na biodrach – powiedziałam podając ją jej.
- D-dzięki – zrobiła tak jak jej mówiłam. Potem szłyśmy plotując i nie zwracając uwagi na to, że nasze buty nadają się tylko na śmietnik. Amber moją przyjaciółką? Kto by pomyślał?
                Po tej wycieczce mieliśmy wolny czas. Spędzałam go z Kentinem na jedzeniu pianek i rozmowie. Wymyśliliśmy zabawę ja rzucałam pianką do jego buzi, a on do mojej. Większość smakołyków lądowała na ziemi, ale mieliśmy przy tym niezły ubaw. Nagle Kentin polizał mój policzek. Krzyknęłam „fuuuu” i chciałam polizać jego, ale on mi uciekł. Zaczęłam go gonić. Ganialiśmy się kilka minut. Gdy brązowowłosy uciekł mi za drzewo chciałam go złapać, ale wpadłam na kogoś. Mówiąc „kogoś” miałam na myśli Lysandra.
- Przepraszam – wybełkotałam wstając.
- Musimy porozmawiać – powiedział łapiąc mnie za ramie i ciągnąć za sobą. Spojrzałam na zielonookiego. Chciał coś powiedzieć, ale posłałam mu uśmiech tym samym mówiąc żeby się nie wtrącał. Lys zaprowadził mnie w ustronne miejsce.
- Co ty robisz? – spytał.
- O co ci chodzi? – zdziwiłam się.
- No jak to, o co?! O to, że puszczasz się z tym Kentinem! – co?! To zabolało. Nawet bardzo.
- Ja nie… - chciałam coś powiedzieć, bo przecież to nie prawda.
- Nawet się nie tłumacz! – warknął.
- A z resztą, co cię to obchodzi?! Nie jesteśmy już razem! – krzyknęłam. No zdenerwowałam się!
- I bardzo dobrze!
- Chcesz mi powiedzieć, że mnie nie kochałeś? – poczułam łzy pod powiekami.
- Tak!
- To bardzo źle, bo ja cię wciąż kocham – szepnęłam i spojrzałam w jego oczy, w których tańczyły ogniki złości, lecz po chwili pojawiła się w nich troska.
- Olivia ja… - zaczął się jąkać. Nie słuchałam go tylko pobiegłam do Kentina. Teraz tylko w nim widziałam przyjaciela i oparcie.
- Olivia? – usłyszałam Amber – Co się stało?
- Nic – powiedziałam wycierając łzy z policzków.
- No przecież widzę, że coś jest nie tak – powiedziała. Westchnęłam i opowiedziałam jej wszystko – A to palant! Zaraz sobie z nim porozmawiam!
- Nie! Amber dzięki. Nie wiedziałam, że możesz być taką dobrą przyjaciółką – przytuliłam ją.
- A ja nie wiedziałam, że będę miała prawdziwą przyjaciółkę.
- A Li i Charlotta? Nie są twoimi przyjaciółkami? – zdziwiłam się.
- Są, ale takimi fałszywymi – westchnęła – No to, co? Przyjaciółki na zawsze?
- Przyjaciółki na zawsze!
                                                                              ***
                Gdy wróciłam z biwaku zdałam relacje bratu, a następnie poszłam do swojego pokoju. Spojrzałam na ścianę gdzie były portrety moich przyjaciół. Fałszywych przyjaciół. No może poza Violettą. Szybko pognałam do piwnicy po farbę i pędzel. Wzięłam te rzeczy i wróciłam do siebie. Z wielkim wysiłkiem odstawiłam łóżko i rozłożyłam na podłodze gazety. Następnie zamalowałam obraz. Dumna z siebie zaniosłam farbę i pędzel do piwnicy. Odstawiłam łóżko na jego miejsce i resztę dnia spędziłam na sms’owaniu z Amber i oglądaniem telewizji z Przemkiem.
                Następnego dnia jak zwykle wybrałam się do szkoły. Gdy przekroczyłam próg od razu podbiegła do mnie wesoła Amber. Zaczęła coś mówić, ale za szybo to zrobiła, więc nic nie zrozumiałam.
- Spokojnie! – krzyknęłam – Powoli.
- Lysander… - wysapała.        
- Co Lysander? – blondynka wskazała na drugi korytarz. Po chwili zza rogu wyszedł Lys. Był cały w przeterminowanym jogurcie. Śmierdziało od niego na kilka metrów – Co mu się… - spojrzałam na Amber, która była z siebie dumna – Ty to zrobiłaś? – pokiwała twierdząco głową. Zaczęłam się śmiać. Przybiłyśmy piątkę i poszłyśmy na dziedziniec porozmawiać w spokoju.
                Po lekcja szybko zwinęłam się do domu. Po kilku minutach byłam na miejscu, gdzie czekał na mnie brat.
- Nie uwierzysz! – ryknął.
- Co?
- Babcia zaprosiła cię do siebie na miesiąc wakacji!
- Naprawdę?! Super! – no tak! Zapomniałam za miesiąc są wakacje, a przerwa od tego miejsca dobrze mi zrobi.
                                                                              ***
- Masz wszystko? – spytał po raz setny Przemek.
- Tak! – odpowiedziałam mu już po raz setny.
- No to baw się dobrze! – przytulił mnie.
- Cześć – powiedziałam wsiadając do pociągu. Już za cztery godziny będę w innym mieście! Pomachałam jeszcze bratu i pociąg ruszył. Mignęły mi jeszcze białe włosy. Potem zatraciłam się we swoich wspomnieniach…
                                                                              *Lysander*
           Po przemyśleniu tego, co powiedziałem Olivii na biwaku stwierdziłem, że jestem debilem. Jak mogłem powiedzieć jej, że jej nigdy nie kochałem?! Przecież ja ją wciąż kocham! Szybko zabrałem kluczyki od samochodu i pojechałem pod dom mojej ukochanej. Jestem wstanie wybaczyć jej tą zdradę, a to, co robiła z Keninem… ona po prostu się z nim wygłupiała! Jestem idiotą! Muszę ją przeprosić i powiedzieć, że ją kocham! Szybko wyskoczyłem z samochodu i pobiegłem do drzwi. Zamknięte! I co ja mam teraz zrobić? Zadzwoniłem do niej. Nie odebrała. Gdzie ona może być?! Znów wyjąłem telefon i tym razem zadzwoniłem do… Amber. Nie wiem, jakim cudem mój aniołek się z nią zaprzyjaźnił. Jej nie da się nie lubić. Po dwóch sygnałach odebrała.
Amb: Halo?
Lys: Amber wiesz, co z Olivią?
Amb: I ty śmiesz jeszcze o nią pytać?!
Lys: Chcę ją przeprosić…
Amb: Ech… Ola wyjechała do babci na miesiąc.
Lys: Co?! Kiedy?
Amb: O ile się nie mylę jest jeszcze na peronie.
                Szybko rozłączyłam się z blondynką i pognałem do samochodu. Pojechałem na peron. Może zdążę! Zaparkowałem i zobaczyłem, że Przemek macha do jednego z odjeżdżających pociągów. Pewnie tam jest Olivia. Zaczęłam gonić maszynę. Przecież i tak mi się nie uda go dogonić! Zrezygnowany stanąłem w miejscu. Widzimy się za miesiąc aniele. O ile zdołam go bez ciebie przeżyć…

Po tym rozdziale będzie epilog ;3

Spięłam tyłek i napisałam ten rozdział! \o/  Jest dłuższy od poprzedniego. Zadowolone? :] 

12 komentarzy:

  1. YES,YES,YES! Rozdział jest ZEJE,ZAJE ALE TO BARDZO ZAJEBISTY!

    Nie no, Olivia i Amber przyjaciółkami? Nawet fajny pomysł ;] I Lysiu jaki słodki , mam nadzieję że zdąży ;3
    A co do Rozy - SUKA

    Masz dodać rozdział jeszcze w tym tygodniu, bo jest to dla mnie jak narkotyk, który raz zażyjesz i już nie możesz przestać brać :)

    ''Kuroshitsuji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy ten tego, że zdąży ją przeprosić i będą razem ;]

      Usuń
    2. epilog prawdopodobnie pojawi się w sobote (jako prezent dla was z okazji moich urodzin)
      Lys nie zdążył :( napisałam przecież ;)

      Usuń
    3. Chodzi mi o to że kiedyś ;] Noo, nie mogę się doczekać tej soboty! Chyba wytrzymam /chyba/ ;p

      Usuń
  2. Extra rozdział czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale się cieszę, że Lys nadal ją kocha i mu zależy na Oli :D
    Tylko mógłby trzymać język za zębami, a nie prawie obraził dziewczynę. Z Kentinem to pewnie były tylko wygłupy, ale to oczywiste, że Ken jest zakochany w Olivii :)
    Nie moge doczekać się soboty i epilogu ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Ale to nie znaczy, że nie jestem na cb wkurzona ;[ Miałaś swoją fotkę wstawić ty kłamco! Obiecałaś :(

    A rozdział naprawdę świetny. A Lys to kurwa żydowska! Jak on mógł tak powiedzieć? Normalnie kij mu w oko bo w dupę to przyjemność! Teraz to jestem po stronie Olivii xD

    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. zadowolone? tak tak tak !!! czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli Olivia i Lys się pogodzą. Pewnie później Leo znów pokocha Rozę, bo przecież ta mu wybaczyła. A co z amber BF???

    OdpowiedzUsuń
  8. Łzy mi trochę poleciały kiedy Lysio powiedział aniele
    :)

    OdpowiedzUsuń