Od
zerwania z Lysandrem minął miesiąc. W szkole prawie nikt się do mnie nie
odzywa. Ale to nie przez zerwanie tylko Roza rozpowiedziała, że ukradłam jej
faceta. Wszyscy mają mnie za świnię! Na szczęście bliźniacy i Viola jej nie
uwierzyli. Z resztą ja jej nie odbiłam chłopaka, prawda? A może jednak to
zrobiłam? Nie! Ale mam za swoje! Trzeba było się dziwczyć?! Gdybym tego nie
zrobiła miałabym teraz Lysa przy sobie. Westchnęłam i zaczęłam słuchać nauczyciela.
Amber czasami ze mną rozmawia, a to już jest podejrzane. Chce się ze mną
zaprzyjaźnić? Westchnęłam po raz kolejny i zaczęłam rysować na marginesie
swojego zeszytu od historii. Podniosłam głowę, bo Frazowski zaczął tłumaczyć
coś na mapie. Obejrzałam się za siebie. Właściwie nie wiem, po co to zrobiłam.
Kobieca intuicja? Napotkałam spojrzenie dwukolorowych oczu Lysa. Poczułam jak
robię się różowa. Może on dalej mnie kocha tak jak ja jego?
- Zapiszcie pracę domową – powiedział nauczyciel. Zapisałam
zadania i spakowałam swoje rzeczy do torby – Zanim wyjdziecie chcę was
poinformować, że za tydzień odbędzie się biwak. Chętnych proszę o zgłoszenie
się do mnie na przerwie – usłyszałam dzwonek. Chciałam wyjść z klasy. Nie mam
ochoty na żadne biwaki. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę.
- A ty nie jedziesz pod namioty? – usłyszałam głos Lysa.
Odwróciłam się do niego przodem i zadarłam głowę w górę, żeby spojrzeć w jego
oczy. Dlaczego jestem taka mała?
- N-nie – szepnęłam.
- Dlaczego? – uśmiechał się.
- B-bo nie mam ochoty – spuściłam wzrok na swoje buty. Lys
nie puszczał mojej ręki – A z resztą nie mam, z kim dzielić namiotu.
- Będziesz ze mną i Arminem – mocniej ścisnął moją dłoń.
Zdziwiłam się, że Armin jedzie. On nie przepada za naturą.
- A Kas? – szepnęłam.
- Nie jedzie z powodów rodzinnych – odparł i pociągnął mnie
w stronę biurka nauczyciela gdzie przed chwilą była kolejka uczniów
zapisujących się na listę. Lysander puścił moją dłoń, która przy jego zdawała
się być maleńka i zapisał nas na listę. Chciałam odejść, nie będę przecież się
mu narzucała. Nie po tym, co zrobiłam.
- Nie podoba ci się moje towarzystwo? – spytał poważnie
białowłosy znów chwytając mnie za dłoń.
- Podoba, ale… myślałam, że… - zaczęłam się jąkać. Zaśmiał
się, a ja jak zwykle spaliłam buraka.
- Czasem jesteś strasznie zabawna – uśmiechnął się.
Poszliśmy do stołówki, bo była przerwa obiadowa. A więc jednak! Wciąż mu na
mnie zależy!
***
Klasy
drugie i pierwsze stoją pod szkołą i czekają na autobus, który zawiezie nas w
dzicz. Heh poprzedni tydzień miną mi szybko. Lysander rozmawiał ze mną często.
Nie żebym narzekała na samotność. Mogłam wtedy porysować, poczytać, pomyśleć
czy poleniuchować. Taa fajnie było, ale się skończyło. Gdzie ten autobus?
Przestąpiłam z nogi na nogę. Nudzę się! O przyjechał! W końcu! Zatargałam moją
torbę do bagażnika. Jedziemy tam na dwa dni. Mam nadzieję, że będzie znośnie. Weszłam
do autokaru i potknęłam się o czyjąś nogę. Czekałam na bolesne spotkanie twarzy
z ziemią, ale to nie nastąpiło. Poczułam jak ktoś mnie łapie i podnosi do
pionu. Ujrzałam białe włosy i dwukolorowe oczyska. Byłam w lekkim szoku. Lys
uśmiechnął się do mnie.
- D-dzięki – zająkałam się.
- Musisz uważać. Niektórzy kładą swoje kończyny gdzie
popadnie – spojrzał wymownie na właściciela nogi, o którą się potknęłam.
Uśmiechnęłam się do niego.
Odwróciłam się i zaczęłam szukać wolnego miejsca. Jedno jest koło Nataniela,
ale on siedzi za nauczycielami, czyli odpada. Koło Charotty nie usiądę, bo nie.
Jest jeszcze wolny tył, ale tam siedzi Armin i Alexy i na pewno czekają na
Lysa. Czyli, że tam też nie siądę. Dobra klapnę obok blondyna. Chciałam się już
kierować w stronę złotookiego, ale Lys lekko popchał mnie w stronę bliźniaków.
Posłałam mu pytające spojrzenie. Ten tylko się uśmiechnął. Usiadłam obok okna,
a po mojej lewej stronie spoczął różnooki. Bliźniaki od razu zaczęli coś gadać.
Armin narzekał, że nie będzie miał internetu, Alexy jak to Alexy cieszył się
jak małe dziecko. Po sprawdzeniu – przez Nataniela – obecności uczniów autobus
ruszył. Tępo wpatrywałam się na widoki zza okna. Właśnie wyjechaliśmy z miasta.
Zjechaliśmy na jakąś aswaltówke i wjechaliśmy do lasu. Drzewa, drzewa, drzewa…
o a tu też drzewa. Nuda. Znudzonym wzrokiem spojrzałam na chłopaków. Alexy
zasnął i miał głowę na kolanach swojego brata. Wyglądali słodko. Lysowi kleiły
się oczy i co chwilę ziewał. Czyżbym tylko mi nie chciało się spać? Wróciłam do
oglądania krajobrazu. Same drzewa… o i krzaczek! Poczułam ciężar na swoim
ramieniu i spojrzałam na mój balast, którym okazał się być białowłosy. Zasnął.
I co ja mam teraz zrobić? Ech… niech śpi. Jak dojedziemy to go obudzę. Po
godzinie byliśmy już na miejscu. Przez ten czas nie działo się nic poza tym, że
mam obślinione całe ramie.
- Lys, wstawaj dojechaliśmy – dzióbnęłam go palcem
wskazującym w głowę.
- C-co jest? Atakują? – gwałtownie podniósł głowę z mojego
ramienia. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego. Miał poczochrane włosy,
półprzymknięte oczy i zaśliniony policzek. Gdy był zaspany wyglądał słodko.
- Nie atakują. Jesteśmy na miejscu – odparłam i zobaczyłam,
że prawie wszyscy wyszli z autobusu – Idziesz czy tu zostajesz? – spytałam.
- Idę – powiedział i rękawem swojego płaszcza starł ślinę z
policzka.
Wyszliśmy, a za nami wlekli się
bracia. Wszyscy spotkali się na zbiórce, a potem zabraliśmy swoje bagaże.
Rozdano nam namioty i śpiwory. Na szczęście szkoła pomyślała o tym, żeby
wypożyczyć te rzeczy. Niestety trzeba było je rozłożyć samemu, ale tym zajęli
się Lys i Armin. Ja tylko mówiłam co robią źle. Wtedy oburzyli się i
powiedzieli, że jak jestem taka mądra to sama mam go rozłożyć. Podjęłam się
tego wyzwania i po chwili siedziałam na trawie z krwawiącym palcem i Lysem
pytającym się, co chwilę czy na pewno nic mi nie jest. A co ma mi być?! Tylko
rozwaliłam palec nic więcej! Nie umrę! Chyba…
Armin przybiegł do mnie z plastrem. Nakleiłam go na ranę i wyszczerzyłam
zęby. Chłopcy wrócili do pracy, a ja do nadzorowania. Obok naszego obozowiska
znajdował się mały drewniany jakby domek, w którym były prysznice i toalety.
Czyli, że jest znośnie! Wniosłam swoją torbę do namiotu tak jak chłopcy. Po
godzinie siedzenia i grania w kary nauczyciele zawołali nas na jakąś zbiórkę.
Zaczęli paplać o zasadach i o tym, co będziemy robili. Jednym słowem nuda.
Potem pozwolili nam pozwiedzać las. Poszłam z Lysem i Arminem w stronę lasu.
Czarnowłosy narzekał, jakie to jest niesprawiedliwe, że tu nie ma zasięgu i
wyklinał swojego brata za to, że wyciągnął go na tą wycieczkę.
- A mogłem zostać w domu – jęczał – No mogłem, to nie, bo
ten debil nie dawał mi spokoju – mówił to już dziesiąty raz.
- Aha – odpowiadałam mu to samo za każdym razem.
- Armin możesz już skończyć użalać się nad sobą? – odezwał
się jak do tond milczący Lys – To męczące.
- Nie mogę! – krzyknął – No, bo… - zatkałam mu usta ręką.
- Armin cisza. Uspokój się, policz do dziecięciu w myślach.
Ała! Ugryzłeś mnie! – jęknęłam. Spojrzałam na dłoń, na której widniał odcisk
uzębienia czarnowłosego – Aaaa! Dostanę wścieklizny! Szybko zawieźcie mnie do
szpitala! Jak nie podadzą mi leków to umrę za kilka tygodni! – histeryzowałam.
Wiedziałam, że nic mi nie będzie. Chciałam się z nich pośmiać.
- Olivia spokojnie – uspokajał mnie Lys – Wścieklizny się
dostaje tylko od ugryzienia zwierzęcia.
- Nigdy nie mów kobiecie, żeby się uspokoiła, bo wtedy
denerwuje się jeszcze bardziej! Widzisz?! Jak ja teraz! – chłopcy spojrzeli po
sobie przerażeni. Widocznie nie wiedzieli, co zrobić. Zaczęłam się śmiać.
- Co cię tak śmieszy? – spytał Armin.
- Wasze miny – i znów zaczęłam się śmiać jak nigdy dotąd.
- Wkręcałaś nas? – zdziwił się czarnowłosy.
- T-tak… - tyle zdołałam powiedzieć pomiędzy atakami
śmiechu.
- Dobra jak chcesz. Zostawiamy cię samą w tym lesie – odparł
Armin – Lys chodź – pociągnął białowłosego za sobą i pobiegli zostawiając mnie
samą… Oni wrócą. Pomyślałam. Muszą wrócić, bo ja nie wiem gdzie jestem.
Zaczęłam iść w stronę gdzie pobiegli. Chodziłam po lesie ze dwie godziny i
zdałam sobie sprawę, że się zgubiłam. Ściemniło się. Oni nie wrócą! Poczułam
gulę w gardle. Zaraz się popłaczę! Jak oni mogli?! Zaczęłam płakać. Kurwa!
Idioci! Przecież ja nie wrócę sama! No zgubiłam się!
- Ratunku! – krzyknęłam zalewając się łzami – Jest tu ktoś?!
Pomocy! – nikt się nie odezwał. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam jeszcze
bardziej płakać – Jak oni mogli mnie zostawić samą? – wyszeptałam.
- Ola? – usłyszałam głos Kentina. Zadarłam głowę do góry i
zobaczyłam te zielone ślepia.
- Kenti! – krzyknęłam i rzuciłam się niego.
- Co ty tu robisz? – spytał.
- Lysander i Armin… - szepnęłam wtulona w jego tors.
- Zostawili cię samą?! – oburzył się. Pokiwałam twierdząco
głową – Zabiję ich! – warknął i porwał mnie w swoje ramiona.
Nie miałam nic przeciwko
zabijaniu tych dwóch patafianów. Wtuliłam się w niego bardziej. Przy nim czułam
się… kochana? Tak! Pewnie nie zostawiłby mnie samej w lesie. Po godzinie marszu
byliśmy przy obozowisku. Kentin niósł mnie cały czas na rękach, że go nie bolą!
Postawił mnie na ziemi. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy zachowywali się tak
jakby nic się nie stało. Przecież nie było mnie kilka godzin! Powinni mnie
szukać czy coś! Lys siedział przy stoliku i jadł wcześniej upieczoną na ognisku
kiełbaskę! Armina nigdzie nie widziałam. Co za skurwiele! Kentin już kierował
się w stronę spokojnie jedzącego Lysa, ale powstrzymałam go mówiąc, że jestem
głodna. Nie chcę żeby miał przeze mnie kłopoty. Od nauczycieli dostaliśmy kijki
i kiełbaski. Potem podeszliśmy do ogniska gdzie kilkoro uczniów piekło swoje
kiełbaski. Wbiłam na kijek mięsko i zaczęłam je piec nad ogniem. Zielonooki
stwierdził, że jestem naburmuszona i, że na poprawę humoru poopowiada mi
kawały. Zgodziłam się, a ten zaczął mi mówić żarty typu „Przychodzi baba do
lekarza z żabą na głowie. Lekarz się pyta, co pani dolega, a żaba na to coś mi
się przylepiło do tyłka”. Nie były śmieszne, ale i tak się śmiałam, żeby nie
zrobić mu przykrości. Gdy kiełbaski były gotowe brązowowłosy poszedł po
papierowe talerzyki, a ja jak idiotka stałam przed ogniskiem trzymając dwa
kijki nad ogniem i śmiejąc się przy tym. Zielonooki szybko przybiegł z talerzykami,
a ja zdjęłam jedzenie z patyków i położyłam na nich. Poszliśmy do stolika.
Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Po skończonym posiłku zabrałam papierowe
talerzyki i wyrzuciłam je do przeznaczonego – przez nauczycieli – kosza. Wróciłam
do Kentina. Już miałam siadać obok niego, ale ten pociągnął mnie i siedziałam
na jego kolanach. Zrobiłam się czerwona, a on zaczął się śmiać. Ciekawe, co
jest w tym takiego śmiesznego?! Przyciągnął mnie bliżej siebie tak, żebym opierała
się o jego tors. Na początku czułam się trochę niezręcznie, ale po chwili
rozluźniłam się. Nagle podbiegł do nas Armin. Był cały spocony i brudny.
- Olivia! – ryknął – Nie wiesz jak się martwiłem! Nie
powinienem cię zostawiać w lesie samej! – wyrwał mnie z uścisku Kentina i
przytulił do siebie.
- Ta, nie POWINNIŚCIE – warknęłam akcentując ostatnie słowo.
Z powrotem usiadłam na kolana Kentina. Zdziwił się trochę, ale nie protestował.
Armin popatrzył na nas dziwnie.
- To ja cię szukam po jakiś lasach, a ty się… - zaczął się
drzeć, ale po chwili zamilkł.
- No, dokończ to zdanie, skurwielu! – warknął Kentin
sadzając mnie na ławce i wstając.
- Sorry, stary nie chciałem nikogo obrazić!
- Jak obrazisz Olę lub pomyślisz żeby ją obrazić to inaczej
porozmawiamy – wycedził przez zaciśnięte
zęby.
- Dobra, jeju! – odszedł. Brązowowłosy usiadł obok mnie. Spuściłam
wzrok na ziemię. Było mi smutno, bo mój przyjaciel chciał powiedzieć, że się
puszczam.
- I znów jesteś smutna! – warknął Kentin – A wiesz, co to
oznacza? – spytał uśmiechając się. Pokręciłam przecząco głową – Że muszę ci
opowiedzieć następny kawał! – pogilgał mnie w żebra. Zaśmiałam się – Idzie
sobie zakonnica – tylko nie to! – i potyka się krzycząc „Jezus Ma-ryja” – O ja
jebie! Suchar! – Zjawia się Jezus i mówi do niej „Nie mam ryja!” – zaczęłam się
śmiać, chodź to śmieszne nie było. Znów usadził mnie na swoich kolanach tylko
tym razem siedziałam przodem do niego. Objęłam go rękami i wtuliłam się. Oczy
zaczęły mi się kleić i zamykać. Poczułam jak brązowowłosy wstaje niosąc mnie do
swojego namiotu.
- Nie, Kentin zanieś mnie do mojego namiotu – powiedziałam
otwierając oczy.
- Dobra – uśmiechnął się. Postawił mnie przed naszym
namiotem. Pożegnałam się z nim i weszłam do środka gdzie Armin i Lys grali w
karty. Byłam na nich zła, więc nawet się nie powitałam z nimi. Szybko
wskoczyłam do swojego śpiwora i w mgnieniu oka zasnęłam.
Rano, gdy wstałam wzięłam leginsy, bluzę,
ręcznik i pognałam do „domku”. Umyłam się i ubrałam, następnie wyszłam z
pomieszczenia i zdążyłam na zbiórkę. Powiedziano na niej, że za pół godziny
pójdziemy na wycieczkę. Poszłam zjeść jakieś śniadanie i po rozpinaną bluzę, bo
zaczęło się chmurzyć i było zimno. Wyruszyliśmy, po kilku minutach weszliśmy na
polną drogę, na której było pełno błota i kałuż. Wszystkie dziewczyny –
włącznie ze mną – próbowały je omijać tym samym ratując swoje buty. Rozalii
wychodziło to nawet dobrze i robiła to z gracją, a ja jak słoń przeskakiwałam
nad kałużami lądując w błocie i przeklinając. Przecież ja tych butów nie
domyję! Zobaczyłam, że Lysander się ze mnie śmieje.
- I co cię tak śmieszy?! – warknęłam do niego.
- Jak już kiedyś mówiłem czasem jesteś strasznie zabawna –
uśmiechnął się. Zrobiłam obrażoną minę. Miałam już mu się odgryźć, kiedy
usłyszałam pisk. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam, że to Amber się
przewróciła w błoto i wszyscy się z niej śmieją. Podbiegłam do nich. Odepchnęłam
kilka osób i podeszłam do blondynki podając jej rękę. Pomogłam jej wstać.
Krzyknęłam, że koniec widowiska i że wszyscy mogą się rozejść. Po chwili nikt
nie interesował się blondynką, ani mną. Niestety miała tyłek w błocie. Zdjęłam
swoją bluzę.
- Przewiąż ją sobie na biodrach – powiedziałam podając ją
jej.
- D-dzięki – zrobiła tak jak jej mówiłam. Potem szłyśmy
plotując i nie zwracając uwagi na to, że nasze buty nadają się tylko na
śmietnik. Amber moją przyjaciółką? Kto by pomyślał?
Po tej
wycieczce mieliśmy wolny czas. Spędzałam go z Kentinem na jedzeniu pianek i
rozmowie. Wymyśliliśmy zabawę ja rzucałam pianką do jego buzi, a on do mojej.
Większość smakołyków lądowała na ziemi, ale mieliśmy przy tym niezły ubaw. Nagle
Kentin polizał mój policzek. Krzyknęłam „fuuuu” i chciałam polizać jego, ale on
mi uciekł. Zaczęłam go gonić. Ganialiśmy się kilka minut. Gdy brązowowłosy
uciekł mi za drzewo chciałam go złapać, ale wpadłam na kogoś. Mówiąc „kogoś”
miałam na myśli Lysandra.
- Przepraszam – wybełkotałam wstając.
- Musimy porozmawiać – powiedział łapiąc mnie za ramie i
ciągnąć za sobą. Spojrzałam na zielonookiego. Chciał coś powiedzieć, ale
posłałam mu uśmiech tym samym mówiąc żeby się nie wtrącał. Lys zaprowadził mnie
w ustronne miejsce.
- Co ty robisz? – spytał.
- O co ci chodzi? – zdziwiłam się.
- No jak to, o co?! O to, że puszczasz się z tym Kentinem! –
co?! To zabolało. Nawet bardzo.
- Ja nie… - chciałam coś powiedzieć, bo przecież to nie
prawda.
- Nawet się nie tłumacz! – warknął.
- A z resztą, co cię to obchodzi?! Nie jesteśmy już razem! –
krzyknęłam. No zdenerwowałam się!
- I bardzo dobrze!
- Chcesz mi powiedzieć, że mnie nie kochałeś? – poczułam łzy
pod powiekami.
- Tak!
- To bardzo źle, bo ja cię wciąż kocham – szepnęłam i spojrzałam
w jego oczy, w których tańczyły ogniki złości, lecz po chwili pojawiła się w
nich troska.
- Olivia ja… - zaczął się jąkać. Nie słuchałam go tylko
pobiegłam do Kentina. Teraz tylko w nim widziałam przyjaciela i oparcie.
- Olivia? – usłyszałam Amber – Co się stało?
- Nic – powiedziałam wycierając łzy z policzków.
- No przecież widzę, że coś jest nie tak – powiedziała.
Westchnęłam i opowiedziałam jej wszystko – A to palant! Zaraz sobie z nim
porozmawiam!
- Nie! Amber dzięki. Nie wiedziałam, że możesz być taką
dobrą przyjaciółką – przytuliłam ją.
- A ja nie wiedziałam, że będę miała prawdziwą przyjaciółkę.
- A Li i Charlotta? Nie są twoimi przyjaciółkami? –
zdziwiłam się.
- Są, ale takimi fałszywymi – westchnęła – No to, co?
Przyjaciółki na zawsze?
- Przyjaciółki na zawsze!
***
Gdy
wróciłam z biwaku zdałam relacje bratu, a następnie poszłam do swojego pokoju. Spojrzałam
na ścianę gdzie były portrety moich przyjaciół. Fałszywych przyjaciół. No może
poza Violettą. Szybko pognałam do piwnicy po farbę i pędzel. Wzięłam te rzeczy
i wróciłam do siebie. Z wielkim wysiłkiem odstawiłam łóżko i rozłożyłam na
podłodze gazety. Następnie zamalowałam obraz. Dumna z siebie zaniosłam farbę i
pędzel do piwnicy. Odstawiłam łóżko na jego miejsce i resztę dnia spędziłam na
sms’owaniu z Amber i oglądaniem telewizji z Przemkiem.
Następnego
dnia jak zwykle wybrałam się do szkoły. Gdy przekroczyłam próg od razu
podbiegła do mnie wesoła Amber. Zaczęła coś mówić, ale za szybo to zrobiła,
więc nic nie zrozumiałam.
- Spokojnie! – krzyknęłam – Powoli.
- Lysander… - wysapała.
- Co Lysander? – blondynka wskazała na drugi korytarz. Po chwili
zza rogu wyszedł Lys. Był cały w przeterminowanym jogurcie. Śmierdziało od
niego na kilka metrów – Co mu się… - spojrzałam na Amber, która była z siebie
dumna – Ty to zrobiłaś? – pokiwała twierdząco głową. Zaczęłam się śmiać. Przybiłyśmy
piątkę i poszłyśmy na dziedziniec porozmawiać w spokoju.
Po
lekcja szybko zwinęłam się do domu. Po kilku minutach byłam na miejscu, gdzie
czekał na mnie brat.
- Nie uwierzysz! – ryknął.
- Co?
- Babcia zaprosiła cię do siebie na miesiąc wakacji!
- Naprawdę?! Super! – no tak! Zapomniałam za miesiąc są
wakacje, a przerwa od tego miejsca dobrze mi zrobi.
***
- Masz wszystko? – spytał po raz setny Przemek.
- Tak! – odpowiedziałam mu już po raz setny.
- No to baw się dobrze! – przytulił mnie.
- Cześć – powiedziałam wsiadając do pociągu. Już za cztery godziny
będę w innym mieście! Pomachałam jeszcze bratu i pociąg ruszył. Mignęły mi
jeszcze białe włosy. Potem zatraciłam się we swoich wspomnieniach…
*Lysander*
Po przemyśleniu tego, co powiedziałem Olivii na biwaku
stwierdziłem, że jestem debilem. Jak mogłem powiedzieć jej, że jej nigdy nie
kochałem?! Przecież ja ją wciąż kocham! Szybko zabrałem kluczyki od samochodu i
pojechałem pod dom mojej ukochanej. Jestem wstanie wybaczyć jej tą zdradę, a to,
co robiła z Keninem… ona po prostu się z nim wygłupiała! Jestem idiotą! Muszę ją
przeprosić i powiedzieć, że ją kocham! Szybko wyskoczyłem z samochodu i
pobiegłem do drzwi. Zamknięte! I co ja mam teraz zrobić? Zadzwoniłem do niej. Nie
odebrała. Gdzie ona może być?! Znów wyjąłem telefon i tym razem zadzwoniłem do…
Amber. Nie wiem, jakim cudem mój aniołek się z nią zaprzyjaźnił. Jej nie da się
nie lubić. Po dwóch sygnałach odebrała.
Amb: Halo?
Lys: Amber wiesz, co
z Olivią?
Amb: I ty śmiesz
jeszcze o nią pytać?!
Lys: Chcę ją
przeprosić…
Amb: Ech… Ola
wyjechała do babci na miesiąc.
Lys: Co?! Kiedy?
Amb: O ile się nie
mylę jest jeszcze na peronie.
Szybko
rozłączyłam się z blondynką i pognałem do samochodu. Pojechałem na peron. Może zdążę!
Zaparkowałem i zobaczyłem, że Przemek macha do jednego z odjeżdżających pociągów.
Pewnie tam jest Olivia. Zaczęłam gonić maszynę. Przecież i tak mi się nie uda
go dogonić! Zrezygnowany stanąłem w miejscu. Widzimy się za miesiąc aniele. O ile
zdołam go bez ciebie przeżyć…
Po tym rozdziale będzie epilog ;3
Spięłam tyłek i napisałam ten rozdział! \o/ Jest dłuższy od poprzedniego. Zadowolone? :]
YES,YES,YES! Rozdział jest ZEJE,ZAJE ALE TO BARDZO ZAJEBISTY!
OdpowiedzUsuńNie no, Olivia i Amber przyjaciółkami? Nawet fajny pomysł ;] I Lysiu jaki słodki , mam nadzieję że zdąży ;3
A co do Rozy - SUKA
Masz dodać rozdział jeszcze w tym tygodniu, bo jest to dla mnie jak narkotyk, który raz zażyjesz i już nie możesz przestać brać :)
''Kuroshitsuji
Znaczy ten tego, że zdąży ją przeprosić i będą razem ;]
Usuńepilog prawdopodobnie pojawi się w sobote (jako prezent dla was z okazji moich urodzin)
UsuńLys nie zdążył :( napisałam przecież ;)
Chodzi mi o to że kiedyś ;] Noo, nie mogę się doczekać tej soboty! Chyba wytrzymam /chyba/ ;p
UsuńExtra rozdział czekam na next
OdpowiedzUsuńAle się cieszę, że Lys nadal ją kocha i mu zależy na Oli :D
OdpowiedzUsuńTylko mógłby trzymać język za zębami, a nie prawie obraził dziewczynę. Z Kentinem to pewnie były tylko wygłupy, ale to oczywiste, że Ken jest zakochany w Olivii :)
Nie moge doczekać się soboty i epilogu ;D
Super rozdział. Ale to nie znaczy, że nie jestem na cb wkurzona ;[ Miałaś swoją fotkę wstawić ty kłamco! Obiecałaś :(
OdpowiedzUsuńA rozdział naprawdę świetny. A Lys to kurwa żydowska! Jak on mógł tak powiedzieć? Normalnie kij mu w oko bo w dupę to przyjemność! Teraz to jestem po stronie Olivii xD
Czekam na next
zadowolone? tak tak tak !!! czekam na next
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzyli Olivia i Lys się pogodzą. Pewnie później Leo znów pokocha Rozę, bo przecież ta mu wybaczyła. A co z amber BF???
OdpowiedzUsuńŁzy mi trochę poleciały kiedy Lysio powiedział aniele
OdpowiedzUsuń:)
Będzie następny rozdział ?
OdpowiedzUsuń