Następnego
dnia wstałam bardzo wcześnie, bo o piątej rano! Leżałam na łóżku i rozmyślałam.
Ciekawe czy z Lysem i Leo wszystko w porządku. Mam nadzieję, że tak. Wstałam z
łóżka i poszłam do salonu gdzie włączyłam telewizor. Dziś odwiedzę ich. Wizyty
są od siódmej rano, więc niedługo zacznę się szykować do wyjścia. Wzięłam
krótkie, dżinsowe spodenki, zwiewną koszulę w kwiaty i brązowe sandałki.
Poszłam do łazienki i ubrałam się, potem zjadłam śniadanie, umyłam zęby i
wyszłam z domu zostawiając bratu karteczkę na lodówce z wiadomością gdzie
poszłam. Szłam dość szybko, bo chciałam jak najszybciej okrzyczeć Lysandra. Co
on sobie myślał? Po godzinie spaceru byłam pod szpitalem. Trochę tu daleko, ale
to nic. Weszłam do środka i podeszłam do pielęgniarki, która udzieliła mi
informacji. Po dwudziestu minutach
błądzenia znalazłam pokój, w którym prawdopodobnie jest Lysander. Wciągnęłam
powietrze nosem. Jak ja nie lubię szpitali! Bez pukania weszłam do środka.
Zobaczyłam białowłosego, który tępo wpatrywał się w ścianę i Kastiela mówiącego
do niego. Nie, przepraszam krzyczącego. Podeszłam do nich. Chyba mnie nie
zauważyli.
- Kastiel, spokojnie – powiedziałam.
- Ugh… nie mam już do niego siły! – warknął – Idę zapalić! –
poinformował i wyszedł. Spojrzałam na Lysa.
- Po co tu przyszłaś? – warknął do mnie tak obojętnie.
Czułam, że do oczu napływają mi łzy.
- Lysiu… - szepnęłam i podbiegłam
do niego przytulając. Chłopak był w pierwszej chwili zaskoczony, bo nic nie
robił, ale po chwili objął mnie i położył obok siebie na łóżku. Zaczęłam płakać
wtulając się w niego. Po kilku minutach przestałam i ze schowaną głową w jego
koszulce powiedziałam – Kocham Cię.
- Ja ciebie też – odparł białowłosy głaskając mnie po
głowie. Nagle zerwałam się z łóżka i zaczęłam się drzeć.
- Czyś ty zdurniał? Próbowałeś
się zabić?! Coś Ci padło na mózgownicę?! Nieważne, co by się działo ty nie
możesz się zabić! Rozumiesz?! – wydarłam się na całe gardło – Pomyślałeś, że ja
bym tego nie przeżyła?! Czy ty w ogóle myślisz?! Mam wrażenie, że nie! –
usiadłam na krzesło. No i jeszcze boli mnie przez niego gardło!
- Przepraszam, myślałem, że mnie
nie kochasz – szepnął spuszczając głowę.
- Żeby myśleć to trzeba mieć,
czym – warknęłam. Po chwili dodałam spokojniej – Jak mogłeś tak pomyśleć? –
patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Tak jakoś… - odparł. Parsknęłam
śmiechem.
- Kiedy Cię wypisują? – spytałam.
- Jutro – oznajmił. Westchnęłam.
- Niedługo wrócę – powiedziałam i
wyszłam z pokoju.
Chciałam
pójść do Leo. Pewnie też jest w tym szpitalu. Znów podeszłam do pielęgniarki.
Powiedziałam mi gdzie znajdę salę czarnowłosego. Po kilku minutach błądzenia
znalazłam ją. Niepewnie otworzyłam drzwi. Weszłam do środka i zobaczyłam Leo. Czarnooki
leżał na łóżku. Wyglądał jakby spał, ale naprawdę nie wiadomo czy się w ogóle
obudzi. Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle obok. Chciało mi się płakać. Posiedziałam
przy im godzinę i ze łzami w oczach wyszłam z pokoju. Gdy byłam już na
korytarzu zamrugałam kilka razy, żeby je odgonić. Szybkim krokiem skierowałam
się do Lysa. Byłam z nim dopóki lekarze mnie nie wyprosili. Pożegnałam się z
chłopakiem. Przed wyjściem poinformowałam go jeszcze, że jutro po niego
przyjadę.
Następnego
dnia pojechałam po jechałam pod szpital, gdzie czekał Lys. Wsiadł do auta i
ruszyliśmy. Przez całą drogę rozmawialiśmy o błahych rzeczach. Po chwili
byliśmy pod blokiem. Weszliśmy na odpowiednie piętro, a potem do mieszkania, w
którym było brudno. Zarządziłam wielkie sprzątanie. Dowiedziałam się, że Kevin
jest u dziadków przez wakacje i, że nie mamy nic w lodówce. Potem to naprawimy.
Gdy mieszkanie lśniło czystością walnęłam się na kanapę. Byłam tak zmęczona i
jeszcze ten upał! Przymknęłam oczy. Poczułam jak coś się na mnie kładzie.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam różnookiego.
- Nie za wygodnie Ci? – spytałam.
- No, nie. Jesteś trochę koścista
– odparł z uśmiechem. Westchnęłam tylko. Gorąco…
- Jedziemy do sklepu po lody? –
zaproponowałam.
- Możemy – pocałował mnie.
Oddałam
pocałunek. Potem poszliśmy do sklepu gdzie kupiliśmy wszystko, co było
potrzebne. Gdy wróciliśmy do domu postanowiłam upiec ciasto. Zabrałam się do
roboty. Po godzinie ciasto wylądowało w piekarniku. Ciekawe gdzie jest Lys? A z
resztą nieważne! Wyjęłam z zamrażalki lód i włożyłam do szklanki. Następnie
zalałam colą. Upiłam łyk pysznie zimnego picia. Do kuchni wszedł białowłosy.
- Co jest w piekarniku? – spytał
podchodząc do niego.
- Ciacho – oznajmiłam.
- Dla mnie? – uśmiechnął się.
- Ychm… - mruknęłam.
Różnooki
podszedł do mnie i zaczął całować. Wstałam z krzesła, a on położył swoje ręce
na moich biodrach. Wplotłam ręce w jego włosy. Były takie miękkie jakbym
zanurzyła ręce w chmurce. Błądził dłońmi po moich plecach. Zatraciliśmy się w
pocałunku, lecz na nim się nie skończyło. Sama nie wiem, kiedy białowłosy wziął
mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Po kilku minutach byłam w samej bieliźnie…
***
Jedziemy
autem do szpitala. Leo się wybudził, a po trzech tygodniach pobytu w szpitalu w
końcu może wrócić do domu. Przez całą drogę nawijałam, co mi ślina na język
przyniesie. A to o pogodzie, a to o tym cukierku, co wczoraj zjadłam, o
drzewach, chmurze w kształcie penisa i innych takich. Lysander prawie cały czas
się ze mnie śmiał. Po chwili byliśmy pod szpitalem gdzie czekał czarnowłosy.
Gdy tylko wsiadł zasypałam go pytaniami. Co mnie dziś wzięło na gadanie? I tak
przez całą drogę gadałam, co mi tylko ślina na język przyniosła. Gdy dotarliśmy
pod blok, jako pierwsza wyskoczyłam z auta i dopadłam drzwi. Niestety nie miałam
kluczy. Usłyszałam za sobą śmiech Lysa. Zgromiłam go wzrokiem zabójcy.
Zadzwonił mój telefon. Była to Amber. Chciała się spotkać. Zgodziłam się.
Pobiegłam do Lysandra i powiedziałam mu gdzie idę. Szybko znalazłam się w
parku. Okazało się, że blondynka kupiła sobie rolki, a że nie miała, z kim
jeździć, bo Nataniel stwierdził, że ma coś ważnego do roboty kupiła drugą parę.
I zgadnijcie, dla kogo? Dla mnie! Nie za bardzo chciałam jeździć na nich, ale Amber
się uparła. Założyłam je na nogi i powoli stanęłam w pionie, lecz nie trwało to
długo, bo po chwili leżałam na ziemi, a niebieskooka się śmiała. Sama też
wstała i też zaliczyła glebę. Wtedy to ja zaczęłam się śmiać. Po dwóch
godzinach zabijania się zrezygnowałyśmy z dalszej jazdy. W sumie to miałam
zdarte kolana, łokieć, kilka siniaków i rozcięć. Poszłyśmy do kawiarenki na
lody. Poplotkowałyśmy trochę i Amber oświadczyła, że musi wracać, bo Nataniel
zacznie się pieklić, a ona nie chce żeby żyłka mu na czole pękła. Pożegnałam
się z Amber i udałam się do mieszkania braci. Zapomniałam wspomnieć, że przez
jakiś czas tam mieszkam. Jeżdżenie od domu do domu było męczące, a że Leo był w
szpitalu mieliśmy całe mieszkanie dla siebie.
Po
półgodzinnym spacerze byłam na miejscu. Robiło się już ciemno. Chciało mi się
spać i byłam zmęczona. Marzyłam tylko o tym żeby wtulić się w Lysa i zasnąć.
Weszłam do domu.
- Jestem! – krzyknęłam.
- Cześć – ujrzałam Leo – Lysandra
nie ma. Jest na próbie zespołu – uśmiechnął się – Co Ci się stało? – spytał
patrząc na moje kolana.
- A to? To nic. Jeździłam nieudolnie
na rolkach – uśmiechnęłam się.
- Trzeba by to przemyć wodą
utlenioną… - stwierdził. Złapał mnie za rękę i zaprowadził do kuchni, usadził
na krześle i zaczął grzebać o półkach. Po chwili miał to, co mu było potrzebne.
Przemył moje kolana. Cholernie szczypało, ale nic nie mówiłam. Następnie
nakleił plastry – No! Gotowe.
- Dzięki – powiedziałam ziewając
– Chyba pójdę spać…
- Poczekaj – złapał mnie za
biodra – Może masz ochotę… - zaczął całować mnie po szyi. Zadrżałam pod jego
dotykiem.
- N-nie! – odparłam.
- Nie daj się prosić... – nie
zaprzestawał czynności.
- Kiedy ja naprawdę nie chcę – to
nie było przyjemnie. Chłopak nie zważał na moje protesty. Zaczęłam się szarpać,
lecz to nic nie dało – Puść mnie! – krzyknęłam, a pod powiekami czułam łzy.
Nie słuchał
mnie. Rzucił mnie na kanapę. Zaczął obcałowywać moje ciało. Dlaczego to zawsze
spotyka mnie? To było takie ohydne. Nie krzyczałam, nie piszczałam, nie
wyrywałam się, bo, po co? I tak już nic nie zrobię. Nawet nie płakałam. Łzy
same leciały z moich oczów. Nuciłam tylko pod nosem kołysankę:
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
Była sobie raz królewna,
Pokochała grajka,
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.
Była sobie Baba-Jaga,
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy,
pst, iskierka zgasła.
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
Już ci Wojtuś nie uwierzy,
Iskiereczko mała,
Chwilę błyśniesz, potem zgaśniesz,
Ot i bajka cała.
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
Była sobie raz królewna,
Pokochała grajka,
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.
Była sobie Baba-Jaga,
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy,
pst, iskierka zgasła.
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
Już ci Wojtuś nie uwierzy,
Iskiereczko mała,
Chwilę błyśniesz, potem zgaśniesz,
Ot i bajka cała.
Po
chwili chłopak zaczął ściągać ubrania z siebie, a ja dalej śpiewałam. Znów
całował moje ciało, a po kilku minutach było po wszystkim. Na nic nie
reagowałam wciąż śpiewałam. Ta kołysanka cały czas siedziała mi w głowie.
- Boże, co ja zrobiłem?! – krzyknął czarnowłosy i wybiegł z
mieszkania.
Śpiewałam
dalej. Po cichutku, tylko ja mogłam to słyszeć.
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
Moje
policzki były mokre od łez. Nałożyłam na siebie bieliznę i przykryłam się
kocem. Usłyszałam otwierające się drzwi. Miałam gdzieś, kto to. Śpiewałam
dalej.
Była sobie raz królewna,
Pokochała grajka,
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.
Pokochała grajka,
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.
- Jestem! – ten głos. Taki przyjemny, ciepły, miły, znajomy.
Lysander? – Ola, co jest? – przysiadł obok mnie. Nic nie odpowiedziałam,
śpiewałam dalej.
Była sobie Baba-Jaga,
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy,
pst, iskierka zgasła.
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy,
pst, iskierka zgasła.
- Co się stało? Czemu płaczesz? – słyszałam w jego głosie
niepokój. Nie przejmowałam się tym, śpiewałam dalej.
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
- Proszę powiedz mi, co się stało? – położył rękę na moim
brzuchu i trochę ściągnął ze mnie koc – C-czemu ty jesteś w bieliźnie? – Domyśl
się! Śpiewałam dalej.
Już ci Wojtuś nie uwierzy,
Iskiereczko mała,
Chwilę błyśniesz, potem zgaśniesz,
Ot i bajka cała.
Iskiereczko mała,
Chwilę błyśniesz, potem zgaśniesz,
Ot i bajka cała.
- No, co jest? Dlaczego ciągle śpiewasz tą piosenkę? – mówił
łagodnie głaskając mnie po głowie – Amber Ci coś zrobiła? - Śpiewając od nowa
kołysankę pokręciłam przecząco głową – No to, co jest? A gdzie jest Leo? – na
to pytanie przestałam śpiewać. Rozpłakałam się – Czy jemu się coś stało? –
spytał. Pokręciłam przecząco głową – C-czy on coś Ci zrobił? – bingo!
Powiedziałam bezgłośnie „tak” i odwróciłam się do niego plecami – A powiesz mi,
co? – pokręciłam przecząco głową. Znów zaczęłam śpiewać. Białowłosy nic więcej
nie mówił tylko wziął mnie na kolana i przytulił do siebie. Nie reagowałam na
nic. Cały czas nuciłam piosenkę. Po kilku minutach, gdy przestałam śpiewać
spytałam:
- Gdy całujesz dziewczyny to je boli?
- Nie – odparł zdziwiony – A gdy ciebie całowałem to bolało?
- Nie – chciałam go jeszcze o coś spytać, ale bałam się – A czy
mógłbyś mnie pocałować? Tylko tak żeby nie bolało… - szepnęłam. Chłopak przybliżył
swoją głowę do mojej i złączył nasze usta w pocałunku.
- A kto tak całuje, że boli, co? – zapytał.
- Powiem Ci jak pocałujesz mnie jeszcze raz – oznajmiłam. Białowłosy
szybko złączył nasze usta w pocałunku.
- No, mów – zażądał.
- Tajemnica – uśmiechnęłam się.
- Obiecałaś, że powiesz!
- A dasz mi cukierka?
- Dam.
- Leo.
- Chcesz mi powiedzieć, że Leo… - wiedziałam, że nie może
wypowiedzieć tego słowa.
- Tak – powiedziałam.
- Przepraszam! Przepraszam! Nie powinienem Cię zostawiać
samej – przytulił mnie mocniej do siebie.
- Za co mnie przepraszasz? Przecież to nie twoja wina –
wyszeptałam.
Chłopak
wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Położył na łóżku. Wyjął z szafy jedną
z moich bluzek i zarzucił ją na mnie. Obwiną mnie kołdrą i posadził na swoich
kolanach. Zaczął nami kołysać w tą i z powrotem. Moje powieki robiły się coraz
cięższe, a gdy różnooki zaczął nucić coś pod nosem odpłynęłam…
No macie
rozdział szybciej! Miał być dłuższy, ale to nic. Brzydki Leo afe! Głosujcie w
ankiecie o opowiadaniu. Mam napisane po rozdziale i prologu z każdej kategorii wymienionej
w ankiecie. Chce ktoś trochę mojej weny?! Mnie kurwica bierze kiedy nie mogę pisać! Jeszcze
kilka rozdziałów i koniec :(