Nowy
piękny dzień! Dlaczego piękny? Bo Lys całuje mnie na pobudkę.
- Lys kocham cię- pocałowałam go w usta.
- To nie Lysander – usłyszałam głos Leo.
- Co ty robisz, co? To miał być jednorazowy do niczego nie
upoważniający czysty sex, a nie… - bezkarnie mi przerwał.
- Przepraszam, poniosło mnie – spuścił wzrok na swoje ręce.
Westchnęłam.
- Gdzie Lys? – spytałam po chwili ciszy.
- W szkole – oznajmił.
- Co?! Dlaczego mnie nie obudziliście? – spojrzałam na
zegarek. 13:03. O kurde długo spałam.
- Postanowiliśmy z Lysandrem, że dziś zostaniesz w domu bo
wczoraj miałaś gorączkę – uśmiechnął się. Znów westchnęłam i zaczęłam ubierać
się we wczorajsze ubrania – Co ty robisz? – spytał gdy zakładałam bluzkę.
- Może się ubieram, co? – spytałam ironicznie.
- Chodź – pociągnął mnie za rękę do jego pokoju. Grzebał
chwilę w półce i wyjął z niej leginsy w kolorowe paski i puchate skarpetki.
- Skąd ty to masz? – spytałam.
- Nie sprzedało się w sklepie, więc wziąłem, bo pomyślałem
że się przyda na sytuacje takie jak ta – podał mi jeszcze swoją bluzę zakładaną
przez głowę – Niestety nie mam damskiej bluzy – uśmiechną się przepraszająco.
- Spoko. Dzięki – ubrałam się w to co mi dał. Bluza sięgała
mi połowy ud, a rękawy były o wiele za długie. Leo podwinął mi je i powiedział:
- Wyglądasz… słodko – uśmiechnęłam się i lekko zarumieniłam.
- Dzięki – zaburczało mi w brzuchu.
- Ktoś jest chyba głodny – poczochrał mi włosy.
- Nie ktoś tylko ja! – krzyknęłam i popędziłam do kuchni.
Grzecznie poczekałam na Leo – Więc co mi zrobisz pysznego? – spytałam siadając
na krześle.
- Hmmm? Wiesz to nie za dobry pomysł żebym gotował –
podrapał się po karku.
- Dlaczego – spojrzałam na niego.
- Bo ja nie umiem, dobra? – podniósł głos – To Lysander
gotuje – oznajmił.
- Nie unoś się tak – szepnęłam bardziej do siebie niż do
niego – A chleb masłem umiesz smarować?
- Tak… - uśmiechnął się.
- Krzywdy sobie nie zrobisz?
- Nie.
- No to smaruj – oznajmiłam i podałam mu masło z lodówki. Sama
wyjęłam z niej szynkę, która była pokrojona w równe plasterki, ser i pomidora.
Pokroiłam pomidora i ser. Po kilku minutach kanapki były gotowe. Poszliśmy do
salonu i zjedliśmy je tam.
- Zapytaj – palnęłam. Widziałam, że chce mnie o coś zapytać,
ale bije się z myślami. Popatrzył na mnie jak na wariatkę – Przecież widzę, że
chcesz mi coś powiedzieć – uśmiechnęłam się.
- Mogę zrobić ci warkocza? – wyszczerzył się.
- I to o to chciałeś spytać? – myślałam, że mnie czymś
zaskoczy, albo coś.
- Wiesz Roza nigdy nie dawała mi dotknąć swoich włosów, bo
cytuję „Dotykać ich może tylko fryzjer” – udał głos białowłosej.
- Jasne, że możesz. Tylko nie bierzesz do ręki nożyczek –
pogroziłam mu palcem. Zaśmiał się i powiedział:
- Dobra.
- A umiesz w ogóle robić warkocz? – spytałam gdy szliśmy do
łazienki, bo chciałam widzieć w lustrze co robi z moimi włosami.
- Tak – na ustach miał banana.
Najpierw
rozczesał moje włosy. Potem podzielił je na trzy równe części i zaczął
zaplatać. Po kilku minutach miałam na głowie pięknego warkocza na bok. Był
misternie wykonany. Wychodziły z niego kosmyki, które dodawały uroku fryzurze.
Byłam zachwycona.
- Skąd ty to umiesz? – spytałam i spojrzałam na niego z podziwem.
- Mama była fryzjerką – zaśmiał się – A ja lubiłem się bawić
włosami, więc nauczyła mnie co nieco.
- Aha, ale… – chciałam coś powiedzieć, ale znów przyjrzałam
się swojej fryzurze – Łał – czarnowłosy rykną głośnym i niepochamowanym
śmiechem.
- Słodka jesteś – pocałował mnie w czoło. Spaliłam buraka –
Ooo i jak się słodziutko rumieni – przytulił mnie.
- Leo… - jęknęłam.
- Przepraszam – puścił mnie.
- Dlaczego nie jesteś w sklepie? – spytałam, żeby zmienić
tematy.
- Bo w piątki i niedziele jest zamknięte – puścił mi oczko.
- Aha – spuściłam wzrok na skarpetki. Złapał za moją brodę i
podniósł ją do góry tak żebym patrzyła w jego oczy. Pocałował mnie. Nie chcę
tego! Ja go nie kocham! Kocham Lysa! Poruszyłam się nagle dając mu do
zrozumienia żeby tego nie robił.
- Idziemy obejrzeć jakiś film? – spytał jak gdyby nigdy nic.
- Tak – westchnęłam.
Poszliśmy
do salonu. Czarnowłosy włączył jakąś komedie. Po godzinie znudzona filmem
położyłam głowę na ramieniu chłopaka.
- Masz lody? – spytałam gdy zobaczyłam jak para w filmie je
konsumuje.
- Chyba są w zamrażalce. Chodź – poszliśmy do kuchni.
Czarnowłosy wyją z zamrażalki
lody i postawił je na stole przede mną. Były trzy smaki. Truskawkowe,
czekoladowe i śmietankowe. Podeszłam do półki, w której prawdopodobnie były słodycze.
Zrobię taki deser, że chłopak zrzyga się tęczą. I nie myliłam się. Słodycze
były właśnie w tej półce, ale dlaczego ona jest tak wysoko? Weszłam na blat i
poczułam ręce na swoich biodrach, które ściągnęły mnie z niego.
- Skarbie podam ci to co chcesz, ale nie wchodź na blat.
Możesz spaść – pouczył mnie Leo i podał żelki, które próbowałam zdjąć.
- Dzięki – dlaczego ja jestem taka niska i nawet nie mogę
dosięgnąć do najwyższej półki?! Wzięłam jeszcze bitą śmietanę i dwie miseczki –
A teraz zrobię deser o nawie „Lody z żelkami i bitą śmietaną”. Mało kreatywna
nazwa, ale mam nadzieję, że ci posmakuje.
Zabrałam
się za robienie deseru. Najpierw dałam po kulce z każdego rodzaju lodów, potem
żelki bita śmietana i znów żelki. Tylko, że tym razem misie, a nie w kształcie
serduszek.
- Wła la! – krzyknęłam zadowolona ze swojego dzieła –
Smacznego! – podałam mu jedną z miseczek.
- Ty to zjesz? – zdziwił się Leo – Wiesz ile to ma kalorii?
- Dzięki, że mówisz mi, że jestem gruba – oburzyłam się i
wpakowałam łyżkę pełną bitej śmietany do buzi.
- Nie jesteś gruba tylko większość dziewczyn nawet by nie
spojrzała na ten deser – wciąż był zdziwiony.
- Trochę pójdzie w tyłek, trochę w cycki, trochę w biodra i
nie będzie nic widać – zaśmiał się, a ja zjadłam kolejną porcję kalorii – Wiesz
gdyby poszło w cycki to bym nie narzekała – kolejna łyżka wypełniona po brzegi
białym puchem trafiła do mojej buzi – Mmmm… - zamruczałam niczym kot. Zaczęłam
się delektować kolejną porcją. Leo po raz kolejny się zaśmiał – Co cię tak śmieszy?
– spytałam oburzona. Chciałabym powiedzieć, że oburzyłam się już dziś dwa razy.
Dobiję do trzeciego to będzie nowy rekord!
- Nic – odparł.
- Jedz, bo ci się rozpuści – po raz kolejny się zaśmiał, ale
zaczął jeść swój deser. Ja oburzyłam się trzeci raz. Rekord!
***
- No chodź – jęczałam czarnowłosemu chłopakowi nad uchem.
Była godzina 14:30. Znudzona ciągłym siedzeniem i wpatrywaniem się w telewizor
pomyślałam, że może wyszlibyśmy po Lysa, który zaraz skończy lekcje.
- Skarbie nie chcę mi się podnosić z kanapy – czy on nie
rozumie, że nic - poza przyjaźnią – do niego nie czuję?!
- Dobra to idę sama – oznajmiłam i zaczęłam zakładać buty.
- Już idę – jęknął cierpiętniczo i sam zaczął się ubierać.
Po
chwili zamknął mieszkanie i wyszliśmy z bloku. Szliśmy w milczeniu. Było
ciepło. Wietrzyk delikatnie rozwiewał moje włosy. Ptaszki świergotały radośnie
skacząc po drzewach. Gołębie robiły to co zawsze… czyli srały na wszystko. Moje
nowe motto: Bądź jak gołąb! Sraj na wszystko! Nie no odwala mi! Zaśmiałam się
do swoich myśli. Nagle poczułam, że Leo łapie mnie za rękę uśmiechając się przy
tym. No kurde! Wyrwałam się mu z uśmiechem na twarzy i zaczęłam podskakiwać jak
księżniczka w jakiś dennych bajkach śmiejąc się przy tym jak psycholka. Zaczął
mnie gonić i śmiać się podobnie, więc ja zaczęłam uciekać. Biegliśmy aż pod
samo liceum. Właśnie wtedy z budynku wychodził Lysander. Wyglądał na zamyślonego. Nie myśląc długo wskoczyłam
na niego tym samym przewracając nas.
- Olivia? – zaśmiał się – Co ty tutaj robisz?
- Przyszłam po ciebie razem z Leo – pocałowałam go. Wciąż
leżeliśmy na ziemi. W sumie to on leżał na ziemi, a ja na nim. Mi było
wygodnie, ale nie wiem jak jemu.
- Moglibyśmy wstać? – spytał – Kamienie wbijają mi się w
plecy – poskarżył się. Wstałam z niego i podałam mu rękę tym samym pomagają mu
podnieść się z ziem.
- Dlaczego nie masz kurtki? – spytał troskliwie różnooki.
- Zapomniałam – odpowiedziałam. Poczułam jak ktoś zarzuca mi
na ramiona płaszcz. Okazał się to być Lys, który oddał mi swoje okrycie
wierzchnie.
- Lysander – ściągnęłam z siebie płaszcz – Będzie ci zimno.
- Chciałyby ci przypomnieć, że to ty byłaś chora, a tak w
ogóle to nie powinnaś dziś wychodzić z domu – pouczył mnie i założył na moje
ramiona płaszcz. Zrobiłam minę naburmuszonego dziecka na co on tylko się
zaśmiał. Spojrzałam na Leo, który wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą.
Skierowałam spojrzenie w tamtą stronę. Zobaczyłam Rozalię. Jak można być tak
głupim i zostawić takiego wspaniałego chłopaka z powodu dziecka, które mogłoby
bardziej zbliżyć ich do siebie? Idiotka. Czarnowłosy westchnął.
- Idziemy? – spytała gdy zobaczył, że ja i Lys się na niego
patrzymy.
- Tak – powiedział Lysander i złapał mnie za rękę.
Uśmiechnęłam się i ruszyliśmy w stronę domu. Szliśmy ulicą, a białowłosy
opowiadał co się działo dziś w szkole:
- Jutro musimy zaśpiewać na wystawie – zwrócił się do mnie.
Za jakie grzechy on się na to zgodził?! – Żebyś widziała plakaty! – ryknął –
Jest na nich nasze zdjęcie jak trzymamy się za ręce i patrzymy sobie w oczy!
Ale to nie jest jeszcze najgorsze! – już się boję! – Napis pod nim brzmi:
„Wystawa dzieł sztuki uczniów Słodki Amoris oraz występ Lysandra Browna i
Olivii Evans!”. Wiesz jak się zdenerwowałem?! – Leo ryknął głośnym śmiechem.
- Wyobrażam sobie – uśmiechnęłam się. Tylko czym on się tak
zdenerwował?
- Ech… - westchnął – Teraz padniesz! – oho teraz walnie
jakąś bombą. Lysander na ogół jest małomówny, ale jak się rozgada to nawija jak
katarynka – Kastiel za karę jest reżyserem przedstawienia „Romeo i Julia” –
zaczęłam się śmiać tak że prawie wpadłabym pod samochód gdyby nie złapał mnie
za drugą rękę Leo.
- Uważaj skarbie – on powiedział do mnie skarbie w obecności
Lysandra?! Czy go pogięło?! Zrobiłam się czerwona na twarzy.
- Dlaczego nazwałeś Olivię skarbem? – spytał śmiertelnie
poważnym tonem Lys.
- Nie zaprzeczysz mi chyba, że znać tak wspaniałą osobę to
skarb? – czułam jak moje policzki palą się żywym ogniem.
- No nie…
- Dlatego nazywam Olivię skarbem – uśmiechnął się i zaczął
machać naszymi splecionymi rękami. Szłam teraz pomiędzy braćmi trzymana za
ręce. To trochę krępujące. Nie powiem, że nie. Chciałam wyrwać swoją dłoń czarnookiemu,
ale ten nie chciał jej puścić nawet za Chiny.
Westchnęłam. W co ja się wpakowałam?! Idiotka! Muszę to zakończyć dopóki
nie dojdzie do jakiejś tragedii.
- Dobra wróćmy do poprzedniego tematu – zaczął kolorowooki –
Kas chce żebym był Romeem , a ty Julią.
- Co?! – krzyknęłam – Ja nie potrafię grać i w ogóle…
- Już nas wpisał na listę pomimo moich długich protestów –
westchnął – Bronił się tym argumentem „Zamknij się! Przynajmniej będę miał już
aktorów do głównych ról” – udał głos czerwonowłosego.
- Skoro jest takim wielki buntownikiem to dlaczego nie
postawił się? – spytałam.
- Tak w ogóle to był pomysł Nataniela – wyjaśnił –
Powiedział, że jak tego nie zrobi to będzie zawieszony, a że już raz był
zawieszony to go wyrzucą ze szkoły.
- Niech tylko spotkam tego blondaska to jak Boga kocham
połamie mu te paluszki u rączek – warknęłam. Bracia zaśmiali się. Po kilku
minutach byliśmy w domu. Poszłam do salonu gdzie leżał mój telefon. Przemek
wydzwaniał kilka razy. To chyba oznacza, że trzeba wracać do domu… ale najpierw
muszę załatwić sprawę z Leo. Poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam
krzyczeć.
- Aaaaaaa! Nie ma nutelli! – wydarłam się na cały dom.
- Co się stało? – z pomocą przybiegli bracia.
- NIE MA NUTELLI! – krzyknęłam ile sił w płucach – JA CHCĘ
NUTELLĘ!
- Pójdę ci ją kupić tylko nie krzycz – powiedział Lys. Ha
połknął haczyk. Po kilku minutach nie było go już w domu.
- Przecież nutella jest na górnej półce – zauważył Leo.
- Wiem – odparłam – Chcę ci powiedzieć, że to co zrobiliśmy
wczoraj – czułam jak robię się czerwona – nigdy się nie powtórzy. Nie całuj
mnie, nie nazywaj kochaniem, skarbem, nie przytulaj. Rozumiesz?
- Ale… - chciał coś powiedzieć.
- Nie Leo! To nie ma sensu! Lubię cię i to nic więcej.
Kocham Lysa i nie mogę mu tego robić. Z resztą to twój brat!
- Masz rację – powiedział. Wzięłam z lodówki nutelle i
łyżkę, którą wyjęłam z półki i poszłam do salonu. Zaczęłam jeść. Mam nadzieję,
że Leo nie zrobi czegoś głupiego. Na przykład powie Lysowi o tym całym
incydencie. Westchnęłam.
- Jestem! – krzyknął Lys na cały dom – I mam nutellę! –
wszedł do salonu.
- Kochany jesteś – zaczęłam – Ale nutella była na górnej
półce – uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Czyli, że przebiegłem się do sklepu na darmo? – pokiwałam
twierdząco głową – I co ja mam ci teraz zrobić? – zastanawiał się na głos. Po
chwili rzucił się na mnie i zaczął całować – Smakujesz… czekoladą – wymruczał.
Władowałam mu do ust łyżkę pełną nutelli.
***
Leżę na
łóżku w moim pokoju. Nogi trzymam na ścianie. Mruczę pod nosem jakąś melodię.
Jednym słowem lenię się. Chodź to są dwa słowa. Hmmm… no to dwoma słowami lenię
się. A może coś narysuję? Nie! Nie chce mi się! To może poczytam książkę? O tak
to dobry pomysł. Wzięłam książkę, która
była najbliżej mnie i zaczęłam czytać. Jakaś nudna taka trochę. Spojrzałam na
okładkę. Nic dziwnego to podręcznik do matmy. A byłam taka ciekawa ile jabłek
zostało Ali. Chyba nigdy się nie dowiem. Westchnęłam. Nuda! Wyszłam na balkon.
Też nuda. Ughhh… Usłyszałam telefon. Oooo… ktoś do mnie dzwoni! Rzuciłam się na
łóżko i nie opatrzą kto dzwoni odebrałam.
- Halo – powiedziałam radośnie.
- Olivia? – zamarłam gdy usłyszałam głos Kentina.
- T-tak – nie jąkaj się głupia!
- Możemy się spotkać? – chyba cię pogięło!
- M-myślę, że to nie na-najlepszy po-pomysł.
- Oliv… - rozłączyłam się.
Nie
będę z nim rozmawiała! O nie! Ktoś zapukał do drzwi od mojego pokoju.
- Wejdź! – ryknęłam.
- Olivia chodź na chwilę na dół – powiedział Przemek.
- Po co? – zdziwiłam się. Usłyszałam, że mój telefon znów
zadzwonił. Kentin. Czerwona słuchawka i mamy go z głowy. Czarnowłosy westchnął,
podszedł do mnie, przerzucił sobie przez ramie i zaniósł na dół do salonu. Na
kanapie siedzieli Leo i Lys, mieli walizki. Co?! Wróć! Wprowadzają się tu czy
jak? Siedzieli tak smutni. Co się stało?! I gdzie jest Kevin?
- Sąsiadka z góry zalała wodą ich mieszkanie – zaczął mój
brat – Więc zaoferowałem, żeby zamieszkali u nas przez kilka dni – wyszczerzył
się.
- I tylko po to mnie tu zaciągnąłeś? Wiesz, że równie dobrze
mogłeś mi to powiedzieć w moim pokoju? – spytałam poważnym tonem i patrzyłam na
niego jak na idiotę.
- No ale… nie patrz się tak na mnie! – jęknął. Westchnęłam.
- Olivia! – z kuchni przybiegł Kevin i przytulił się do
moich nóg.
- Cześć mały! – przywitałam się.
***
Właśnie
wyszłam z łazienki i szłam do mojego pokoju. Gdy dotarłam do celu zobaczyłam,
że na łóżku leży Lysander. Śpi? Otworzył oczy. Czyli nie śpi. Położyłam się
obok niego. Nie miał na sobie piżamy
tylko same bokserki. Westchnął i położył się na brzuchu. Spojrzałam na jego tatuaż. Nigdy nie
przyjrzałam się mu. Trzeba to naprawić. Położyłam się na plecy Lysa i zaczęłam
się im przyglądać.
- Co ty robisz? – spytał białowłosy.
- Oglądam twój tatuaż – oświadczyłam. Zaczęłam jeździć palcami po liniach tatuażu.
- Masz zimne palce – powiedział.
- Aha – mruknęłam.
Tatuaż
był naprawdę piękny. Ktoś musiał mieć niezłą wyobraźnię, żeby połączyć skrzydła
ważki, motyla i jeszcze kilku innych skrzydeł. Efekt był oszałamiający. Jeszcze przez kilka minut wpatrywałam się
tempo w tatuaż. Sunęłam się z pleców różnookiego i leżałam obok niego.
- Branoc – powiedziałam i nakryłam się kołdrą.
- Dobranoc – powiedział Lys i przytulił się do mnie.
***
Stoję
na scenie w Sali gimnastycznej. Wszyscy wpatrują się we mnie. Lysander coś tam
kombinuje z mikrofonem. Po chwili daje znak nauczycielce żeby włączyła muzykę i
zaczyna śpiewać. Ugh… dlaczego ja?! Teraz moja kolej żebym zaczęła śpiewać. Tak
też robię. Ludzie znajdujący się na Sali przyglądają się nam z ciekawością.
Szepczą coś do siebie. O boże! Dlaczego ja się na to zgodziłam?! Po skończonej
piosence zamarłam w bezruchu, a na Sali wszyscy zaczęli klaskać. Na moich
ustach pojawił się wielki banan. Ukłoniliśmy się i zeszliśmy ze sceny.
- Widzisz? Mówiłem, że dasz radę – szepnął mi do ucha
Lysander. Pocałowałam go.
Nie wiem kiedy będzie next :(
Nie podoba mi się ten rozdział ;[
to tyle co chciałam wam przekazać XD