Jak codziennie wstałam, umyłam się, ubrałam,
uczesałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Nie lubiłam mieć tony tapety na
twarzy tak jak Amber. Zeszłam na dół na śniadanie. Przemek robił tosty.
- Hejka – przywitał się i
poczochrał mi włosy. Ja na wpółprzytomna usiadłam do stołu i przyglądała się
bratu. Zgrabnie poruszał się po kuchni podśpiewując coś pod nosem. Gdy skończył
danie postawił je przede mną. Zaczęłam konsumować jedzenie. Przemek zrobił mi
jeszcze herbatę, po czym usiadł obok mnie i sam zaczął jeść. Ja już skończyłam
posiłek i wypijałam napój. Pociągnęłam nosem. Zdałam sobie sprawę, że boli mnie
głowa. Tylko żebym nie byłam chora – Dobrze się czujesz? – spytał - Nie
wyglądasz dobrze. Może zostaniesz dziś w domu?
- Boli mnie głowa –
odpowiedziałam. Z każdą minutą gorzej
się czułam.
- No to już do łóżka!
- Ale pójdę do szkoły.
- A jak zemdlejesz? –
martwił się.
- Jakoś jak mnie uderzyłeś
to się o mnie nie martwiłeś! – krzyknęłam i wyszłam na korytarz ubrać buty. Zapomniałam
torby. Była w kuchni. Spojrzałam na barta. Siedział szokowani i smutny. Może
nie powinnam mu tego wypominać. On się tylko o mnie martwił, a ja… jestem złą
siostrą. Szybko zabrałam torbę i wyszłam z domu. Jak zwykle wstąpiłam do
sklepu. Tym razem kupiłam drożdżówkę z jagodami. Schowałam ją do torby.
Ruszyłam w dalszą drogę jak zwykle przez park. Na szczęście dziś nie skakały na
mnie żadne psy. Szczęśliwie dotarłam do szkoły.
Zaczęły się lekcje. Najpierw historia. Znudzę się
pewnie. Jakoś ją przeżyłam. Teraz jest przerwa. Chodzę do tego liceum kilka
miesięcy, ale nigdy nie byłam w piwnicy. Tam znajduje się sala z instrumentami.
Jest tam też jakaś druga sala, do która jest zamknięta na klucz i wchodzi się
do niej ze dworu. Weszłam do klasy, która zawsze była otwarta. Nikogo tu nie
było. Zobaczyłam gitary, pianino, skrzypce, perkusję i inne instrumenty. Ja
umiem grać na pianinie, gitarze i skrzypcach. Nie robiłam tego już dawno, bo mój tata kochał
muzykę i gdy grałam na instrumentach zawsze o nim sobie przypominałam. To
właśnie on nauczył mnie grać. Usiadłam na podłużnym stołeczku i lekko dotknęłam
klawiszy. Zaczęłam grać pierwsze nuty piosenki.
Dream Evil "Losing you"
po chwili dodałam śpiew.
"In the
dead of the night
As the candles die out
I'm watching her going to sleep
She has to be strong
She's left all along
I have to go out in the fields "
As the candles die out
I'm watching her going to sleep
She has to be strong
She's left all along
I have to go out in the fields "
Co
z tego, że to męska piosenka? Zamknęłam oczy i śpiewałam dalej. Gdy byłam mała
tata grał mi kołysanki na pianinie.
Pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach i spadły na klawisze pianina. Poczułam
jak ktoś siada obok mnie, ale zignorowałam to. To była moja piosenka, moje
pianino i nawet jeśli komuś to przeszkadzało, nie powinien się do tego wtrącać!
"You're all I ever wanted
And I can't go on without you
But some things come between us,
My love"
And I can't go on without you
But some things come between us,
My love"
Dośpiewałam do końca, ale nie
sama, przeciągając ostatni wers tak śpiewnie, jak tylko potrafiłam. Znałam ten
męski wokal, który śpiewał tuż obok mnie. Znał słowa, a to męska piosenka.
Zamknęłam usta. Słowa są jego, lecz muzyka moja.
Po tych słowach, po ostatnim wersie powinny się dołączyć gitary i
perkusja, jednak nie było ich tutaj, ze mną. Przestałam płakać. Chciałam bardziej przysłuchać się głosu tego
mężczyzny.
"Words cannot express
The sorrow I feel
I wish I could turn back time
To where we began
Where love had no end
And you and me were as one "
The sorrow I feel
I wish I could turn back time
To where we began
Where love had no end
And you and me were as one "
Kimkolwiek był mężczyzna obok,
śpiewał cudownie. Gładka, idealna barwa, bez chrypki, którą jednak mógł
osiągnąć. Ta pieśń musiała
pozostać czysta jak łza niewiasty.
"You're all I ever wanted
There's just pain without you
Hear the angels cry in heaven, my love"
Cudownie akcentował "my love"! Z takim uczuciem, pasją, a jednocześnie emanował delikatnością. Brzmiał jak jedwab, który oplata nagie ciało.
"I'm scared I might be losing you
and I don't know which way to turn
I fell I might be losing you
I can't live my life without your love"
Aż mam gęsią skórkę! Emocje emanują, rozpływają się w powietrzu. Czułam cała sobą emocje drugiej osoby, jednocześnie czułam moc w słowach piosenki. Serce biło szybciej, a palce ostrożnie wybijały rytm. Rozumiał, że pianino jest moje, ale słowa jego. Nie otwierałam oczu, mając nadzieję, że będzie śpiewał dalej. Och, jak pięknie wyciągnięte "without"! Tak czysto, tak... anielsko! Przez krótką chwilę grałam, a on milczał. Potem śpiewał dalej kolejną zwrotkę wywołując gęsią skórkę.
"The sound of your breath
The smell of your hair
The touch of your golden skin
They keep me awake
Through out every night
To think of what might have been
You're all I ever wanted
You're my life and my lust
I could never mean to hurt you, my love "
Kiedy to śpiewał, czułam ten oddech, ten dotyk... Czułam to, co on śpiewał.
"I'm scared I might be losing you
and I don't know which way to turn
I fell I might be losing you
I can't live my life without your love "
Ostatni wers znów był tak strasznie ujmujący... Grałam, a on śpiewał. Nic więcej się nie liczyło. Nic, absolutnie nic. Ja, on i pianino, reszta świata odpłynęła w zapomnienie. To było bez znaczenia.
"I have fought so many battles
I have suffered so much pain
Without you to love and hold me
All of this would be in vain"
Jak ujmująco zaśmiewał "pain" i jak cudownie wyciągnął "vain"! Teraz powinna być solówka gitary, której nie ma. Och, dlaczego jej nie ma?! Tak pięknie by się z nią skomponował! Śpiewaj jeszcze, proszę... Tutaj bym grała ja, na skrzypcach...
"I'm scared I might be losing you
and I don't know which way to turn
I fell I might be losing you
I can't live my life without your love "
There's just pain without you
Hear the angels cry in heaven, my love"
Cudownie akcentował "my love"! Z takim uczuciem, pasją, a jednocześnie emanował delikatnością. Brzmiał jak jedwab, który oplata nagie ciało.
"I'm scared I might be losing you
and I don't know which way to turn
I fell I might be losing you
I can't live my life without your love"
Aż mam gęsią skórkę! Emocje emanują, rozpływają się w powietrzu. Czułam cała sobą emocje drugiej osoby, jednocześnie czułam moc w słowach piosenki. Serce biło szybciej, a palce ostrożnie wybijały rytm. Rozumiał, że pianino jest moje, ale słowa jego. Nie otwierałam oczu, mając nadzieję, że będzie śpiewał dalej. Och, jak pięknie wyciągnięte "without"! Tak czysto, tak... anielsko! Przez krótką chwilę grałam, a on milczał. Potem śpiewał dalej kolejną zwrotkę wywołując gęsią skórkę.
"The sound of your breath
The smell of your hair
The touch of your golden skin
They keep me awake
Through out every night
To think of what might have been
You're all I ever wanted
You're my life and my lust
I could never mean to hurt you, my love "
Kiedy to śpiewał, czułam ten oddech, ten dotyk... Czułam to, co on śpiewał.
"I'm scared I might be losing you
and I don't know which way to turn
I fell I might be losing you
I can't live my life without your love "
Ostatni wers znów był tak strasznie ujmujący... Grałam, a on śpiewał. Nic więcej się nie liczyło. Nic, absolutnie nic. Ja, on i pianino, reszta świata odpłynęła w zapomnienie. To było bez znaczenia.
"I have fought so many battles
I have suffered so much pain
Without you to love and hold me
All of this would be in vain"
Jak ujmująco zaśmiewał "pain" i jak cudownie wyciągnął "vain"! Teraz powinna być solówka gitary, której nie ma. Och, dlaczego jej nie ma?! Tak pięknie by się z nią skomponował! Śpiewaj jeszcze, proszę... Tutaj bym grała ja, na skrzypcach...
"I'm scared I might be losing you
and I don't know which way to turn
I fell I might be losing you
I can't live my life without your love "
Śpiewał dalej, a ja grałam, próbując
dorównać mu w emocjach, lecz i tak pozostałam w tyle. Och, skończył śpiewać...
Pozostało mi zakończyć tę klauzulę właściwymi nutami...
Siedzieliśmy w milczeniu jeszcze długo po zakończeniu gry. Wciąż miałam zamknięte oczy, ale w duszy wciąż czułam te... wrażenia, te emocje, dotyk, zapach... to pragnienie miłości, obawy, lęku... To było niezwykłe. W końcu zmusiłam się do otworzenia oczu. Obok mnie siedział Lysander. Wiedziałam, że skądś znam ten głos. Jak mogłam nie rozpoznać głosu mojego ukochanego?! Niby śpiewałam razem a nim, ale na wygłupy, a teraz on zaśpiewał tak jak potrafił najlepiej. Pierwszy raz słuchałam jego śpiewu, a znamy się kilka miesięcy.
Siedzieliśmy w milczeniu jeszcze długo po zakończeniu gry. Wciąż miałam zamknięte oczy, ale w duszy wciąż czułam te... wrażenia, te emocje, dotyk, zapach... to pragnienie miłości, obawy, lęku... To było niezwykłe. W końcu zmusiłam się do otworzenia oczu. Obok mnie siedział Lysander. Wiedziałam, że skądś znam ten głos. Jak mogłam nie rozpoznać głosu mojego ukochanego?! Niby śpiewałam razem a nim, ale na wygłupy, a teraz on zaśpiewał tak jak potrafił najlepiej. Pierwszy raz słuchałam jego śpiewu, a znamy się kilka miesięcy.
- Nie wiedziałem, że grasz na pianinie – powiedział
przerywając ciszę panującą pomiędzy nami.
- Dużo rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz – szepnęłam,
pocałowałam go lekko w usta i podeszłam do skrzypiec, stojących w rogu sali.
Wzięłam instrument i zaczęłam grać. Tym razem utwór, który kiedyś zagrał mi
ojciec. Sam go napisał. Białowłosy przyglądał się mi z zaciekawieniem. Grałabym jeszcze długo gdyby ktoś nie wpadłby
do tego pomieszczenia jak burza. Okazała się to być nauczycielka muzyki.
- Olivia?! Nie wiedziała, że potrafisz grać na skrzypcach!
- wydawała się być podekscytowana.
- Tak. Prawie nikt o tym nie wie – odpowiedziałam i
odłożyłam skrzypce.
- Nie, nie! Zagraj jeszcze coś – krzyczy nauczycielka. Nie
chciałam grać dłużej to było zbyt wcześnie. Usłyszałam dzwonek na lekcje. Ty mój wybawco!
- Przepraszam, ale my już powinniśmy iść na lekcje –
powiedziałam i spojrzałam znacząco na różnookiego. Wyszliśmy z tego
pomieszczenia zostawiając nauczycielkę samą.
- Dlaczego nie chciałaś dla niej zagrać? – spytał Lys.
- Jak już mówiłam dużo rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz… -
mówię tajemniczo.
***
Właśnie
siedzę wtulona w Lysandra na ławce na stacji kolejowej. Dziś jest drugi dzień
ferii. Czekamy na pociąg. Rodzice różnookiego mieszkają na wsi. W końcu
przyjeżdża. Białowłosy bierze moją i swoją walizkę, po czym oddaje je jakiemuś
facetowi. Wsiadamy do pociągu. Błagam tylko żebym nie wymiotowała! Co prawda
wzięłam tabletkę, ale nigdy nie wiadomo. Znajdujemy nasz przedział i zajmujemy
miejsca. Roza siada naprzeciwko mnie koło Leo, a ja obok Lysa. Białowłosy
wyjmuje swój notatnik i zaczyna pisać. Złotooka i czarnooki słuchają muzyki z
jednego Mp3. A ja? Siedzę wpatrując się
w widoki za szybą. Czuję jak ktoś stuka w moje ramię. Odwracam głowę i widzę
Lysandra z uśmiechem dziecka, który pokazuje mi jakiś obrazek w notatniku. Przedstawia
on króliczka w bluzce i spodenkach stojącego na dwóch łapach. Podaje mi
długopis. Dorysowuję drugiego króliczka tylko, że w sukience i kokardką na
głowie. Nad głowami jednej z par króliczków narysowałam serduszko. Tak
spędziliśmy godzinę naszej podróży. Pozostało tylko dwie… Lysander zaczął bawić się moimi włosami. A ja znudzona oparłam głowę o jego ramię. Po
chwili zasnęłam.
- Śpiochu, wstawaj dojechaliśmy - poczułam szturchanie w ramie. Leniwie
otworzyłam oczy i zobaczyłam, że moja głowa leży na kolanach Lysa.
- Co? – powiedziałam zaspana i pociągnęłam nosem.
- Dojechaliśmy – powtórzył. Wyszliśmy z pociągu. Tak
cholernie chciało mi się pić! Ten pan oddał nam nasze bagaże. Już chciałam go
wziąć, ale uprzedził mnie białowłosy. Jak chcesz to targaj sobie tą ciężką
walizkę. Leo wezwał taksówkę i po półgodzinie staliśmy przed domem rodziców
braci.
Rozdział jest fajny co nie? Bo jak dla mnie nie ma w nim
akcji. A tak w ogóle mamy już ponad 2000 wyświetleń!