PROLOG
Zacznę od tego, że nazywam się Olivia. Mam 18 lat. Jutro jest mój pierwszy dzień w nowym liceum. Przeprowadziłam się, bo poprzednie miejsce zamieszkania za bardzo mi przypominało rodziców. Zginęli w wypadku rok temu. Ja cudem przeżyłam. Siedziałam na tylnym siedzeniu i chyba to mnie ocaliło. Tata zginą na miejscu. Mama trzy dni później. Teraz będę mieszkała ze starszym bratem, który pracuje. Ma własną restauracje. No dobra to już koniec moich zwierzeń. To może teraz powiem ja wyglądam. Mam ciemnobrązowe włosy. Gdzie nie gdzie widać kruczoczarne kosmyki. Włosy sięgają mi za ramiona. Są dość krótkie. Nie mam grzywki, co wyróżnia mnie z tłumu dziewczyn. Moje oczy są niebieskoszare z nich jestem najbardziej dumna. Mam jeszcze pamiątkę po wypadku. Na moim lewym policzku widnieje blizna. Przez nią moja samoocena jest bardzo niska, ale to nie jest najgorsze. Codziennie rano, gdy patrzę w lustro widzę ją. Przypomina mi o rodzicach i wypadku. Boję się, że w szkole będę przez tą bliznę pośmiewiskiem. No, ale pożyjemy zobaczymy. Mój charakter. Przed wypadkiem byłam wybuchową dziewczyną. Pewną siebie, umiałam nieźle dosrać. Teraz raczej jestem zamknięta w sobie. Można by rzec, że tajemnicza.
ROZDZIAŁ 1 – Ten matoł, który nie chciał iść na lekcje i "Moje drogie dziecko"
Rano obudził mnie głos tego przeklętego budzika. Jak zwykle poszłam do łazienki by się ogarnąć. Wyszłam z niej umalowana. Blizna znów mi przypomniała o tamtym feralnym dniu. No, ale cóż na to poradzę. Nie jesteśmy bogaci, więc jej nie usunę operacją plastyczną. Poszłam do pokoju. Ubrałam się w czarne rurki, czarną dość długą bluzę z różowym kotem i moje ukochane adidasy za kostkę. Po boku miały niebieskie i różowe zygzaki. Kochane moje buciki!!! Zeszłam do kuchni na śniadanie, które przygotował mój brat Przemek. Uwielbiałam go denerwować mówiąc Pszemeg zamiast Przemek. Brat podał mi jajecznicę, a ja ją pożarłam.
- Widzę, że masz dobry humor – powiedział mój kochany braciszek
- Chyba ci się zdaje – powiedziałam z wyrzutem – cieszę się tak, bo jem twoje przepyszne danie.
- Nie pochlebiaj mi tak – powiedział z uśmiechem.
Po zjedzonym posiłku wzięłam moją szarą torbę w różowe neonowe paski i ucałowałam braciszka na pożegnanie. Wyszłam z mojego mieszkania. Mieszkam w bloku. Nie powiem mam stresa. Gdy zamykałam drzwi ktoś na mnie wpadł. Oczywiście nie przewróciłam się. Nie jestem ciapowatą, małą, biedną dziewczynką. Niestety chłopak leżał na ziemi. Miał białe włosy z czarnymi końcówkami. Czarne końcówki chyba nie były naturalne. Bo kto normalny ma dwukolorowe włosy?! Co przykuło moją uwagę szczególnie to jego oczy. Piękne. Jedno było zielone a drugie złociste. Był dość nietypowo ubrany. Wyglądał jakby urwał się z epoki wiktoriańskiej. Patrzyłam na niego chyba zbyt długo, bo się zaczerwienił. Widziałam jak patrzy na mnie.
- Przepraszam – powiedział nieznajomy.
- Nic nie szkodzi – powiedziawszy to podałam mu rękę – mam na imię Olivia.
- Miło poznać. Ja nazywam się Lysynder – powiedział z uśmiechem – A tak w ogóle to gdzie się wybierasz?
- Do nowego liceum. Słodki Amoris czy jakoś tak.
- Ja też uczęszczam do tego liceum.
- Tak? – Krzyknęłam z radością – Przynajmniej będę znała jedną osobę.
- Hahahah jesteś bardzo miłą osobą.
- Dziękuje ty też jesteś bardzo miły.
- Mógłbym cię zaprowadzić do szkoły? – Zapytał uprzejmie.
- Jasne. Mieszkasz w tym bloku?
- Tak. Z tego, co wiem to ty mieszkasz tu – pokazał na drzwi od mojego mieszkania – a ja naprzeciwko ciebie. Uśmiechnęłam się do chłopaka, po czym poszliśmy do szkoły. Droga nie była długa. Piętnaście minut pieszo. Gdy zobaczyłam ogromny budynek przelękłam się. Lys chyba to zobaczył i powiedział:
- Ta szkoła nie jest taka duża jak się zdaje. – Popatrzyłam na niego jak na wariata a ten tylko się zaśmiał. Przełknęłam głośno ślinę i weszłam na dziedziniec. Tam Lys zaprowadził mnie do jakiegoś chłopaka o czerwono krwistych włosach. Wyglądał dość strasznie.
- Ej Lys, co to za laska – spojrzał na mnie i się skrzywił - Z blizną? Co ci się stało skarbie - powiedział do mnie. Wtedy moja pewność siebie powróciła.
- Ej to mówi ruski gej – powiedziałam do czerwonowłosego. Lys tylko się zaśmiał, a szarooki nic nie mówił.
- Olivia brawo udało ci się dogadać Kastanielowi na tyle żeby się zamknął.
- Al…, ale – zaczęłam się jąkać i zrobiłam się czerwona - To może ja już sobie pójdę – powiedziałam niepewnie
- Ależ nie zostań – powiedział białowłosy – No, więc przedstawię was sobie. Olivia Kastiel, Kastiel Olivia – na koniec dodał taki uroczy uśmiech.
- Miło mi – powiedziałam do Kastiela podając mu rękę. Ten tylko dziwnie się na mnie spojrzał i po krótkim namyśle lekko ścisną moją dłoń.
- No teraz to naprawę będę się zbierać muszę pójść do pokoju nauczycielskiego.
- Zaprowadzę cię tam – powiedział Lys – Poczekasz chwilkę? Muszę porozmawiać z Kasem.
- Okej – powiedziałam. Lysynder poszedł do Kastiela. Zaczął coś mu tłumaczyć. Usłyszałam tylko, że Kas pyta się go skąd mnie zna, a ten opowiedział dzisiejszą historię. Nie jestem pewna, ale usłyszałam coś w stylu „Kas nie zbliżaj się do niej ona jest moja”, po czym usłyszałam śmiech czerwonowłosego chłopaka. Mówił coś „jest nawet ładna, ale ma bliznę nigdy bym jej nie podrywał, a ciebie stać na coś lepszego i poza tym jakaś dziwna się zdaje”. Po tych słowach podeszłam do chłopaków i powiedziałam:
- Naprawdę tak o mnie sądzicie? – Poczułam jak łza spływa mi po policzku. Może powinnam powiedzieć sądzisz?
Odbiegłam od chłopaków i usiadłam pod drzewem. Zaczęłam płakać. Muszę się ogarnąć. Dziś jest mój pierwszy dzień i muszę załatwić formalności. Po chwili uspokoiłam się. Usłyszałam głos Lysyndra „Ola przepraszam, Ola gdzie jesteś”. Hmmm Ola rodzice tak do mnie mówili. Wyjęłam z torby kosmetyki i lusterko. Zaczęłam się malować. Lys nie poddawał się wciąż mnie szukał. Czy on jest na tyle głupi żeby nie zobaczyć za drzewami? Dobra jak ja mam przejść nie zauważona? Już wiem poczekam do dzwonka. Po pięciu minutach usłyszałam rzeczony dzwonek. Lekcja się zaczęła a Lysander wciąż mnie szuka. „Idź na lekcje matole!” – pomyślałam. Po dziesięciu minutach wszedł do szkoły. Uff teraz mogę załatwić formalności. Weszłam do liceum. Za różowo jak dla mnie. Szafki niebieskie. Lubię ten kolor. Trochę czasu zajęło mi szukanie pokoju nauczycielskiego. W końcu go odnalazłam. Zapukałam w drzwi i po chwili usłyszałam ciche „Proszę wejść”. Weszłam do pomieszczenia i ujrzałam starą, pulchną i niską kobietę.
- Dzień dobry. Mam na imię Olivia i przyszłam załatwić formalności związane z moim przeniesieniem się do tego liceum – powiedziałam.
- Dzień dobry. Jeżeli chodzi o formalności wszystko jest załatwione tylko jeszcze przejdź do pokoju gospodarzy, tam powinnaś spotkać Nataniela, poproś by sprawdził czy nic nie brakuje w teczce z twoimi danym – powiedziała starsza pani z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
- Dobrze dziękuję. Do widzenia!!!
- Do widzenia moje dziecko – moje dziecko?! O boszeeeeee co to ma być?!
No i zaczęłam szukać pokoju gospodarzy. Przez jakieś pół godziny go szukałam, gdy nagle usłyszałam dźwięk dzwonka na przerwę. No to już po mnie! Ktoś złapał mnie za biodra i odciągnął od tłumu. Był to nie, kto inny niż Kastiel. Popatrzyłam tylko na niego z wyrzutem.
- Dobra przejdę do rzeczy – powiedział niechętnie – Lysow na tobie zależy. Nie wiem, co on w tobie widzi, ale zaczarowałaś go. Żebyś widziała go na lekcji. Nic nie robił tylko myślał. Nie pisał, nie patrzył się na tablice tylko na okno, nawet jak nauczyciel do niego mówił miał to głęboko i szeroko. Więc proszę cię nie skreślaj go przeze mnie. Czuję, że mi się oberwie od niego. I jakby pytał to tej rozmowy nie było – powiedział i odszedł.
Hmmm… w sumie ten rudy orangutan miał rację. Lys mi nic takiego nie zrobił. Chyba mu wybaczę. No, ale teraz to musze poszukać tego pokoju. W końcu go znalazłam. Zapukałam do drzwi i po kilku minutach weszłam, bo nikt mi nie od powiedział, co mnie zdziwiło. Zobaczyłam przystojnego chłopaka o złotych tęczówkach i blond włosach.
- Cześć – powiedziałam.
- Hej, potrzebujesz jakiejś pomocy? – Powiedział zdziwiony.
- Tak, szukam głównego gospodarza.
- Miło mi. To ja jestem gospodarzem tego liceum. Mam na imię Nataniel – blondyn podał mi rękę.
- Ja mam na imię Olivia - uścisnęłam dłoń chłopaka – Czy mógłbyś sprawdzić czy w mojej teczce jest wszystko?
- O tak, już sprawdzam – grzebał w różnych dokumentach i w końcu ją znalazł – Tak jest wszystko. Lekcje zaczynasz dopiero jutro. Prozę trzymaj plan lekcji i kluczyki do szafki – podał mi kartkę i dwa małe klucze.
- Dzięki. To widzimy się jutro w szkole – powiedziałam z entuzjazmem.
Potem wróciłam do domu. Zjadłam obiad, pooglądałam telewizję. Przejrzałam plan. Lekcje nawet spoko. Dręczy mnie tylko jedna rzecz, a mianowicie Lys. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Kogo niesie o tej porze? Było już grubo po dziewiętnastej.
Notki bardzo mi się podobają. Lysander jak zawsze słodki i uroczy. Kosiam(kocham) go :D
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział będzie jak odzyskam neta bo narazie pisze z komórki :)
A co do forum na sf to wiem o czym mówisz też tak miałam dlatego po prologu usunęła post, dlatego nie przejmuj się nie ma czym. Niektórzy powinni najpierw spojrzeć na siebie a dopiero na innych.
Czekam na next pozdrawiam Catalina :D
nie przejmuję sie nimi tylko one uważają się za takie doskonałe co mnie bardzo denerwuje u ludzi :D
UsuńHejo ;D Przepraszam, że nie przeczytałam wcześniej, chociaż podałaś mi link, ale po prostu nie miałam czasu, a jak miałam, to zapominałam xD
OdpowiedzUsuńAle nie wiesz jak bardzo się cieszę, że tu weszłam. Cudowneee =D
Lecę do następnego :D
Cudowna historia
OdpowiedzUsuńNajlepsze to ze tez mam na imie Olivia :)
O bosh, uwielbiam Lysia *.* Historia dobra, ale akcja ciut za szybka.
OdpowiedzUsuń